Warunki nauki mają lepsze niż warszawskie dzieci. Wykorzystają je i wyjadą do stolicy Kutno jest dziś sennym węzłem kolejowym, produkcja leków też już nie jest tak ogromna. Za to w siłę rośnie Samoobrona. Odnowiony został rynek, ale już za rogiem pełno monotonnych liszajów odpadającej farby. Przedwojenne kamienice, pochylone dworki, ślady bohaterskiej bitwy nad Bzurą. Ale miasto także traci zabytki. Niedawno spłonęła drewniana Poczta Saska. W odległości 21 km od Kutna jest środek Polski, a właściwie, jak czytam w ślicznym folderze wydanym przez władze samorządowe, „środek nowej Europy”. Jednak nikt z młodych nie chce w tym centrum zostać. „W rankingu Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową miasto Kutno sklasyfikowano na siódmej pozycji wśród 260 stolic powiatów”, zachwalają dalej władze. Młodzież rankingom nie wierzy. Najlepsze i najstarsze Liceum im. gen. Dąbrowskiego (należy do Klubu Przodujących Szkół) jest wymarzone, bo pozwoli wyjechać z Kutna. Z innego starannego wyliczenia władz powiatu wynika, że większość bezrobotnych ma średnie wykształcenie, a prawo do zasiłku zachował jeszcze tylko co dziesiąty. Młodzi nie mają tu czego szukać. Chcę być urzędasem w Unii „Ja i rodzice, ja i Kutno, ja i moi przyjaciele, ja i przyszłość”. Cztery tematy, o cztery krótkie wypowiedzi, komentarze poprosiłam tegorocznych maturzystów z Dąbrowskiego. Ciepło, choć bez entuzjazmu opisywani są rodzice. Niewiele gorzej przyjaciele, beznadziejnie Kutno. Rodzice jawią się jako dość nudna i poprawna para, po której niczego ciekawego nie można się już spodziewać. Osiągnięcia pokolenia pięćdziesięciolatków uczniowie uważają za zakończone. W życiu ludzi, którzy ugrzęźli w Kutnie, już nic ciekawego nie może się wydarzyć. O nic nie walczą, nie mogą liczyć na większe zarobki. Są poprawni i takiej samej równowagi oczekują od dzieci. A one dostosowują się, bo starym niewiele trzeba. „Nie nadszarpnąłem zaufania, no to mam swobodę”, wyjaśnia jeden z uczniów. Tylko czasem rodzice są zaborczy. Blacksheep twierdzi: „Moi rodzice nie są moimi przyjaciółmi. Nie mamy o czym rozmawiać, ale tak naprawdę nic im nie mogę zarzucić”. Jedna osoba stwierdza, że ceni rodziców, bo nie byli tajnymi współpracownikami. Czego – tego już piszący nie potrafią powiedzieć. Kilku uczniów tłumaczy, że największą wadą dorosłych jest bezwolność – nigdy nie wynieśli się z Kutna. „Moja mama nie żyje, tata pracuje 100 km od domu, więc sama dla siebie muszę być przykładem”, to los innej uczennicy. „Mogli w życiu osiągnąć więcej, zdobyć lepszą pracę lub samochód”, „Są zgodną parą”, piszą uczniowie. Nieciekawi ci rodzice, kutnowski produkt PRL-u. A jednak we wszystkich wypowiedziach jest domowe ciepło, miłość i solidarność. Za to Kutno wywołuje emocje. Złe. Najdelikatniejsze sformułowanie: „Nie jest to miejsce, z którym wiążę swoją przyszłość”. Powtarzają się słowa: peryferie, punkt przejściowy, wyjechać i zapomnieć. Ktoś wróci tu jako zamożny emeryt. Wyjeżdżać będą etapami – najpierw do Poznania, Łodzi i Torunia (Warszawa wydaje się nieosiągalna), potem wtopią się w Unię Europejską. „Nienawidzę tego miasta”, „Centrum to kamienna pustynia”, „Harcerstwo upada”, „Horror”. Tylko Martini stwierdza, że jest to miasto dobre na dorastanie, bo bezpieczne. „W stolicy jest 3% bezrobocia, w Kutnie – 30%. O czym rozmawiamy?”, pyta Qmac. Ławki w rynku – tu spędzają puste godziny. Teraz, kiedy jest zimno i ciemno, nie mają gdzie się podziać. Koniec lekcji i szybko do domu. Przyjaciół najchętniej przenieśliby tam, gdzie będą studiować, ale mają świadomość, że to niemożliwe, że coś się kończy. I to jedyna sentymentalna myśl o rodzinnym mieście. Krzywią się na rodziców, ale swoje życie też widzą jako małą stabilizację. „Chcę być urzędasem”, pisze X. Marzenia są nierealne. „Będę musiała zadowolić się tym, co może mi zaoferować portfel ojca”, wyjaśnia ankietowana uczennica. Tylko jedna osoba słowo przyszłość wiąże z małżeństwem. „Chciałabym pracować za granicą, ponieważ denerwuje mnie obłuda, zakłamanie i złodziejstwo panujące w Polsce”, wyjaśnia Blanka, która ma nadzieję, że „daleko stąd ludzie są bardziej ludzcy”. Osobnym światem są ci z miejscowości pod Kutnem, którzy dojeżdżają do liceum. Żychlin, Kłodawa, Chodów – trzeba przejechać około 40 km, więc po lekcjach szybko wracają do siebie. Gonią ich dodatkowe obowiązki. Jeśli to możliwe, oni jeszcze bardziej niż ci miastowi chcą się wyrwać z Kutna. Najlepsze szkoły kutnowskie
Tagi:
Iwona Konarska









