Jeszcze o ludobójstwie na Wołyniu i innych bolesnych sprawach

Jeszcze o ludobójstwie na Wołyniu i innych bolesnych sprawach

Artykuł „»Tragedia wołyńska« zamiast ludobójstwa” Moniki Śladewskiej, zamieszczony w 50. numerze „Przeglądu”, przeczytałam jednym tchem. Tekst mocny w wymowie, prawdziwy, bez przekłamań. Zgadzam się z poglądami autorki. Kiedy jednak przeczytałam, jak niektórzy historycy nazywają ludobójstwo „wojną domową” czy „walką” – coś we mnie pękło z żalu! Dotarłam do cytowanych przez autorkę publikacji. Piszą ludzie, którzy nie widzieli ciał pomordowanych, zgliszcz całych wsi, nie opłakiwali ojców, matek, sióstr. Może to Polacy wypowiedzieli wojnę Ukraińcom w okupowanej przez Niemców Polsce na jej kresach? Dziwne pojęcie ma prof. Paweł Wieczorkiewicz na temat słowa „walka”. Moim zdaniem, walka to zmaganie się równego z równym – mecze, olimpiady, współzawodnictwo, nawet zmagania armii itp. Czy uzbrojony po zęby banderowiec był dla nadzianego na sztachetę dziecka partnerem albo przeciwnikiem w walce? Podpalając uśpioną polską wieś, bulbowiec walczył czy mordował bezbronnych ludzi? W pracy zbiorowej „Kresy Wschodnie we krwi polskiej tonące” pod red. Jana Sokoła i Józefa Sudy (str. 148-152) podano 136 przykładów i sposobów walki. Moją dziewięcioletnią siostrę nie tylko zabito strzałem w plecy kulą rozrywającą, temu umierającemu dziecku zadano 17 pchnięć bagnetem. To była walka czy ludobójstwo?! Tematyka kresowa będzie zawsze dla

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 06/2009, 2009

Kategorie: Od czytelników