Listy od czytelników nr 29/2023

Listy od czytelników nr 29/2023

Ludobójstwo niezapomniane
Red. Jerzy Domański w swoim komentarzu stwierdził, że „pisanie o ludobójstwie, jakiego doświadczyli Polacy na Wołyniu, jest jak bicie głową w mur. Mur wypełniony niewiedzą, obojętnością i świadomie zafałszowaną historią. Ale też, co jeszcze gorsze, hipokryzją, obłudą i głupotą polityków”.

Główną przyczyną tego stanu rzeczy jest moim zdaniem zaciekła rusofobia naszych polityków. Władze ukraińskie o tym wiedzą i dlatego nas lekceważą, i to mimo udzielania im ogromnej pomocy materialnej i wsparcia politycznego. To bardzo źle rokuje na przyszłość. Poza nienawiścią do Rosjan nic bowiem nie łączy polskich i ukraińskich polityków. Jeśli uda się Ukrainie pokonać Rosję, będzie ona naszym największym wrogiem spośród państw ościennych.

W świetnym artykule „Cierń przeszłości” Bohdan Piętka pisze: „Ryszard Szawłowski, politolog i specjalista z zakresu prawa międzynarodowego, który analizował zbrodnie nacjonalistów ukraińskich od strony prawnej, sklasyfikował zbrodnie ukraińskie na Polakach wyżej niż niemieckie i sowieckie, jako specjalnie kwalifikowaną zbrodnię ludobójstwa, którą określił łacińskim terminem genocidum atrox (ludobójstwo zwyrodniałe)”. Chcę przypomnieć, że tymi zwyrodniałymi mordercami byli, w zdecydowanej większości, przedwojenni obywatele polscy, a nie Niemcy czy Sowieci.

Co nam czynić pozostało? Wojciech Młynarski radził: róbmy swoje. Postanowiłem więc, że w Narodowym Dniu Pamięci Ofiar Ludobójstwa 11 lipca będę wywieszał narodową flagę przepasaną kirem, a także przypominał innym ten dzień żałoby narodowej.

Wiesław Krzywicki

Przy okazji rocznicy zbrodni na Wołyniu nie można pominąć faktu, że i u nas czci się wielu morderców. Wystarczy przypomnieć „Ognia”. W Zakopanem postawiono mu pomnik, przy odsłonięciu którego obecny był prezydent Lech Kaczyński. Rodziny ofiar „Ognia” protestowały, ale jako że „Ogień” mordował także przedstawicieli ludowej władzy, zasłużył na honory. Słowacy nakręcili film o rozbojach i morderstwach, których on i jego banda dopuścili się na Spiszu i Orawie, ale polska telewizja nie zgodziła się go wyświetlić. Mamy też świadectwa mordów i rozbojów dokonywanych przez niektórych „żołnierzy wyklętych”, ale ponieważ walczyli z władzą ludową, oddaje się im teraz cześć. Tych „wyklętych” wprowadził na salony prezydent Bronisław Komorowski.

Piotr Gordon

Jak można porównywać mordowanie ludzi ze względu na pochodzenie, a tym była rzeź wołyńska, z wywózką ludności ukraińskiej i nie tylko z terenów działania nacjonalistów UPA? Obecnej władzy odpowiada krytyka akcji „Wisła”, tak jak krytykuje wszystkie poczynania poprzedniej władzy, nazywając ją komunistyczną. Krytykując akcję „Wisła”, nie mówi się, że dzięki niej parę miesięcy po wywiezieniu ludności ukraińskiej z tych terenów w 1947 r. przestała działać partyzantka UPA. Nigdzie nie czytałem, ilu ludzi (Polaków, Ukraińców) uratowano dzięki zaprzestaniu walk. Ze źródeł historycznych wiem, że na Ukrainie Zachodniej UPA walczyła do 1954 r., lecz nie podaje się, jakie były straty ludzkie po obu stronach. Czytam wszystkie artykuły i opracowania na temat akcji „Wisła”, lecz nigdzie nie podawano, że już pod koniec lat 50. pozwolono, a wręcz zachęcano, aby wywiezieni wracali na swoje ziemie. Niewielu to zrobiło, gdyż nie mieli do czego wracać, a zostali wywiezieni na bogate tereny poniemieckie.

Adam Sulima

Głową w mur
Polskim politykom brakuje odwagi, by wymagać czegoś od partnera, któremu przecież tak bardzo się pomaga. A dla Ukraińców temat jest bardzo niewygodny. Zwłaszcza prezydent Duda jest w tym zakresie wręcz żenujący i pozbawiony krzty przyzwoitości. Doprowadzenie do ekshumacji i godnego pochówku ofiar to obowiązek naszych władz.

Ukraińcy swój mit niepodległościowy w znacznej mierze oparli na zbrodniarzach z OUN i UPA. Czasem ze względów czysto pragmatycznych, co nie znaczy, że strona polska ma to w milczeniu akceptować. Powinna przynajmniej wyrazić dezaprobatę. Niestety, to wszystko świadczy bardzo źle o polskiej i ukraińskiej klasie politycznej. A Kreml, będący mistrzem manipulacji, z tego korzysta i obawiam się, że nadal będzie korzystać. Bo nie sądzę, że klasa polskich i ukraińskich elit politycznych znacznie się poprawi.

Bogusz Dawidowicz

„Rosja będzie grała Wołyniem, dopóki politycy z Warszawy i Kijowa tego problemu nie załatwią”, pisze Bohdan Piętka. Na razie Wołyniem gra Ukraina, żądając postawienia pomnika upowskim mordercom w zamian za obietnice ekshumacji ofiar banderyzmu. To tak, jakby Niemcy nie pozwolili ekshumować ofiar obozów koncentracyjnych, dopóki Polska nie wybuduje pomników esesmanom. To nie w Rosji kultywuje się tradycje UPA czy SS Galizien. I to nie w Rosji urodziny Bandery są świętem państwowym. Załatwić problem? Ciekawe jak, skoro faszystowski banderyzm wręcz kwitnie na Ukrainie, szczególnie w zachodniej części. Skoro ci, którzy mienią się wielkimi patriotami, wysuwają roszczenia wobec Niemiec, powinni też wystąpić o reparacje w stosunku do Ukrainy. Z tym że różnica między dzisiejszymi Niemcami a Ukraińcami jest taka, że dziewięciu na dziesięciu Niemców zapytanych o Hitlera odpowie: Hitler kaput, natomiast dziewięciu na dziesięciu Ukraińców zapytanych o Banderę powie: Bandera, nasz gieroj! Niestety, Polska dla Ukraińców to po prostu dojna krowa, która daje sprzęt, pieniądze czy schronienie. Nic więcej.

Michał Czarnowski

Głową w mur
Bardzo dziękuję za wieloletnią pamięć o wydarzeniach 1943 r. na Wołyniu. Wydaje mi się, że dość powszechne domaganie się przeprosin od strony ukraińskiej jest pewnym nieporozumieniem. Obecni Ukraińcy ani tego nie zrobili, ani w znakomitej większości nie są potomkami rzeczywistych winowajców. Problemem jest wynoszenie przez nich na pomniki inspiratorów i wykonawców tych zbrodni, gdyż to oznacza także gloryfikowanie tych czynów jako zasług narodu ukraińskiego. Chcesz mieć ulicę swojego imienia w Ukrainie albo pomnik – zamorduj tysiąc Polaków! W imię przyjaźni z nami mogliby sobie znaleźć innych bohaterów.

Prof. Wiesław W. Jędrzejczak

Dryfowanie polskiej nauki
Podobnie jak prof. Jan Widacki jestem zaskoczony, że wywiad z rektorem Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie prof. Mazurem na łamach „Polityki” nie wywołał szerokiego odzewu. Ale… W latach 70. na Uniwersytecie Warszawskim, zanim powołano Komitet PAN Polska 2000, odbyło się seminarium, na którym mówiono o wyzwaniach, jakim powinniśmy sprostać, aby przyśpieszyć rozwój nie tylko gospodarczy, lecz także cywilizacyjny. Sformułowano wniosek o potrzebie podwojenia liczby osób z wyższym wykształceniem. Wówczas wykształcenie wyższe miało ok. 7,5% Polek i Polaków. Według Narodowego Spisu Powszechnego z 2021 r. tytuł magistra, magistra inżyniera lub równorzędny miało ok. 23% obywateli w wieku powyżej 13 lat. I stało się to, przed czym przestrzegał Kopernik: gorsze wyparło lepsze.

Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest też to, że po transformacji ustrojowej, nie widząc żadnych szans na stworzenie dla młodzieży nowych miejsc pracy – podczas gdy hurtem likwidowano istniejące zakłady – podjęto decyzję o wysłaniu tych nadwyżkowych roczników na studia. Niech się uczą nawet byle czego, ale dzięki temu nie zasilą na dzień dobry rzesz bezrobotnych. No i tak się stało. A że dziś mamy dziesiątki różnych wyższych szkół, niemal w każdej wsi? Na to, czy dyplom jest z jakiejś PWSZ, czy z markowej politechniki lub AGH, mało który pracodawca zwraca uwagę.

Janusz Mikołaj Kowalski

Polski przemysł motoryzacyjny?
W nr. 27 PRZEGLĄDU wyczytałem taką informację: „Wartość eksportu polskiego przemysłu motoryzacyjnego w pierwszym kwartale tego roku wyniosła 12,9 mld euro wobec 8,35 mld euro w ubiegłym roku”. I nie pytam złośliwie, ale z ciekawości: czym jest polski przemysł motoryzacyjny? I jakie marki w nim dominują?

W. Czuma

Wydanie: 2023, 29/2023

Kategorie: Od czytelników

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy