Kabaretowa surówka

Kabaretowa surówka

Następcy Laskowika nie rzucili na kolana Chcemy wykrzyczeć bunt przeciwko Polsce, w której nie da się żyć – śpiewają jedni artyści kabaretowi. W Polsce nie da się żyć i właśnie dlatego trzeba śpiewać lekko i przyjemnie – twierdzą inni młodzi artyści. Jednych i drugich przygarnął Zenon Laskowik na I Ogólnopolski Festiwal Piosenki Kabaretowej w Poznaniu. I to on jest faktycznym zwycięzcą imprezy. Nieśmieszny kabaret Następcy Laskowika wcale nie śmieszą, zwłaszcza gdy mają lat 20 i śpiewają o własnym życiu. „Jestem dziewczyną do wynajęcia / biegam po castingach / wciąż szukam zajęcia”, deklaruje notorycznie bezrobotna młoda aktorka w piosence Jolanty Bauszek. A młody przedsiębiorca w piosence Krzysztofa Kiełpińskiego ubolewa: „Niestety, firma to nie tylko produkcja, ale także pracownicy”. Jak choćby sekretarka, która zakochała się w szefie i trzeba było ją za to zwolnić. W prężnej firmie nie ma miejsca na miłość. Jest za to pole do popisu dla młodych, bezwzględnych i ambitnych. Takich, którzy zrobią wszystko, byle tylko nie dać się odsunąć na margines życia. Na przykład będą rapować – a nuż da się na tym zarobić? „Zrymuj cokolwiek, byle szybko / właśnie tak powstaje hip-hop. Możesz bez niczyjej łaski / mieć bejmy, szmal oraz laski”, rapuje w imieniu pokolenia blokersów Kabaret Czesuaf. Takiego cwaniackiego podejścia do życia nie należy się wstydzić – ostatecznie ci ze świecznika życia publicznego postępują tak samo, tyle że z jeszcze większym sprytem. Weźmy aferę Rywina wyśpiewaną przez kabaret Super Trio na melodię z „Greka Zorby”. „Czy wziął? Czy miał? Od kogo wziął? Kto dał?”, pyta bezradnie skład sędziowski i sam sobie odpowiada: „I co? I nic. Dowodów brak. To pic”. A parlament, bohater niekończącego się telewizyjnego cyklu satyrycznego? Nie rozwiąże się, bo posłowie uwili sobie na Wiejskiej ciepłe gniazdko. „Poseł z posłanką posłali posłanie w poselskim Domu Posła”, tłumaczy Janusz Pierzak. Ale i takiej sielanki politykom mało. Mają pretensje o to, że elektorat śmie ich krytykować, psując atmosferę pracy. Kabaret Kpina udzielił głosu sfrustrowanemu politykowi: „Wy nam nie mówcie, że nie ma leków za złotówkę. Wy nam nie mówcie, że nie ma tych autostrad. Wy nas chwalcie!”. Polskie piekiełko kontra Starsi Panowie A nastroju do pochwał nie ma, bo dzień powszedni – także w piosence kabaretowej – stał się jałowy i przygnębiający. Młodzi humoryści licytują się, kto głośniej wykrzyczy niedolę współobywateli, bytujących na krawędzi bezrobocia. Super Trio pokazało bal ludzi żyjących ze śmietnika. Po pracowitym wydobyciu z pełnych kubłów surowców wtórnych śmietnikarze długo w noc ciągną swojego bluesa. Aż wreszcie przyjeżdża policja i zaprasza ich do poloneza. Również polska miłość w roku 2004 rozgrywa się byle gdzie – na wysypisku albo w bramie. Kabaret Kochanie wyśpiewał refren uwiedzionej: „Więc jak on brał mnie w tamtej bramie / Zionąc mi piwskiem z głębi pyska / To nie mówiłam mu: Ty chamie! / Gdy mnie w pocztowe skrzynki wciskał”. A poza tym – kaligrafia. Ci młodzi humoryści, których brzydzi i nudzi polskie piekiełko, uciekają w repertuar sprawdzony i pogodny. Czego tu nie można posłuchać! Niemal co drugi śpiewający włącza do repertuaru piosenkę Starszych Panów. I wcale mu nie przeszkadza, że nie wykona jej nawet w połowie tak dobrze jak Wiesław Michnikowski czy Irena Kwiatkowska. Z estrady słychać też tanga Jerzego Petersburskiego, piosenki Igi Cembrzyńskiej czy Mariana Hemara. One nie mają rozśmieszać, lecz wprawiać widownię w miły, relaksacyjny nastrój. I tutaj przebiega właśnie linia frontu w młodej piosence kabaretowej. Jedni wykonawcy – ci bardziej drapieżni, uczniowie liceów i studenci – rzucają się Polsce do gardła. Chcą wykrzyczeć swój protest i niezgodę na kraj, w którym żyją. Śpiewają głośno i z chrypką, agresywnie miotają się po scenie, hałaśliwie domagając się uwagi. Ich przygarną niebawem kluby studenckie i FAMA, i następne festiwale młodych zbuntowanych. A obok nich znakomicie prosperują fachowcy od rozrywki. Zaśpiewają teksty Tuwima, przedwojenny romans, a nawet „Budujemy nowy dom”. Grzecznie, kulturalnie, z uśmiechem do widowni. Ich zaproszą na występ renomowane kawiarnie, restauracje zdrojowe i bogatsze firmy na uroczyste jubileusze. Zajęcia nie zabraknie. Tymczasem w kuluarach trwa zażarta dyskusja: z czego się śmiać? „Jeżeli nie ma się do przekazania czegoś, co przejdzie do historii, lepiej odświeżyć repertuar sprawdzony”, twierdzi Kinga Rokicka,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 23/2004

Kategorie: Kultura