Przydałby się nasz wewnętrzny sobór polskiego Kościoła katolickiego w „ekumenicznym duchu” Wacław Oszajca, ur. 28.10.1947 r. w Żwiartowie koło Tomaszowa Lubelskiego, kapłan Towarzystwa Jezusowego (SJ), redaktor naczelny jezuickiego miesięcznika „Przegląd Powszechny”, poeta, eseista, publicysta, laureat Nagrody Kultury Niezależnej za 1990 r. i wielu innych nagród literackich. – W Ameryce Łacińskiej Chrystus już nie maszeruje z karabinem na ramieniu, jak tego chcieli niektórzy teologowie wyzwolenia. Czy Kościół wyciągnął z tego doświadczenia jakieś wnioski? – Są dwa dokumenty Kościoła na ten temat, i to dość różne w ocenie tej teologii. Przyswojono jednak tę jej część, która mówi o krzywdzie społecznej. Kościół wzywa do zajęcia się sprawą braku wolności politycznej, gospodarczej i także kulturalnej. Czy to przyniesie jakieś owoce, trudno powiedzieć. Teraz trzeba przenieść sprawę teologii wyzwolenia z działki rozważań na płaszczyznę życia politycznego. Ale do tego potrzeba chrześcijan – polityków, którzy by o to zadbali. – Rzecz się skomplikowała: karabin pojawił się jako argument i narzędzie, i to znacznie bardziej dramatycznie, w kontekście innych religii. Zwłaszcza islamu. – Myślę, że na to można spojrzeć jeszcze inaczej: całą religię można przerobić na karabin i przed taka pokusą stają właściwie wszyscy politycy. Nie tylko dyktatorzy – choć oni szczególnie – ponieważ religia w sposób doskonały i niepodlegający dyskusji potrafi uzasadnić ich działania. Jeśli sprzęgnie się władza polityczna i religijna, religią można usprawiedliwić najstraszniejsze zbrodnie. Jeśli dyktator oświadcza, że „Bóg tak chce”, to jest to argument nie do podważenia. – Również niektóre europejskie demokracje nie są wolne od pokusy powoływania się na Boga w polityce partyjnej. – Na takie pokusy narażony jest polityk, ale i kapłan. Jeśli kapłan wyzbędzie się swojej oryginalności, swego powołania do budowania mostów, bo taka jest jego rola, i pójdzie na służbę do takiej czy innej władzy, wtedy ma z tego takie czy inne profity. Chociaż sobór uczy, że polityka to szlachetna służba, aby taką była, trzeba, by ta szlachetność istotnie cechowała działania polityka. Pokusa wykorzystywania Kościoła dotyczy zwłaszcza wszelkiego rodzaju partii, które mają w nazwie „chrześcijańska” czy „katolicka”. Wtedy będą oczekiwać od kapłana, od biskupa poparcia. A to już jest nadużycie. – Papież Polak już na początku pontyfikatu jako biskup Rzymu jasno postawił sprawę: chadecja Kościoła nie reprezentuje. – Bo też poglądów politycznych duchownych, jak i świeckich katolików nie można sprowadzić do jednego mianownika. – Kościół, co naturalne, broni jednak prawa kapłanów do posiadania poglądów politycznych. – Coraz więcej księży zaczyna pracować w zawodach świeckich, np. studiują politologię. Jeśli duchowny chce być odpowiedzialnym politologiem, powinien być równie krytyczny wobec kapitalizmu, co wobec socjalizmu. Jeśli chce być uczciwy w swej pracy politologa, jego zadaniem jest krytyka obu systemów. Nawet gdyby mu to przychodziło niekiedy z bólem serca. – My, Europejczycy, chrześcijanie, posługiwaliśmy się zawołaniem: „Bóg tak chce!” przed 600-700 laty, a zdarzało się, że i w późniejszych czasach. – Miejmy mocną nadzieję, że chrześcijanie i żydzi o tym wiedzą. Nie jesteśmy wolni od takiej pokusy. To jest rajska pokusa, żeby wykorzystać swojego Boga, jakikolwiek by on był, do tego, żeby walczył po naszej stronie i za nas. Tak samo jest z islamem. Oczywiście, zarówno w Koranie, jak i w Piśmie Świętym można znaleźć argumenty i za, i przeciw. Dokładnie mówiąc, można wziąć z Ewangelii taki oto wers: jeśli ktoś jest gorszycielem, należy mu przywiązać kamień młyński do szyi i wrzucić w morskie odmęty. Tak więc jeśli mamy gorszyciela, który występuje przeciwko władzy proboszczowskiej, najlepiej go z mostu Dąbrowskiego do wody. – A przynajmniej izolować w parafii. – Tak samo jak ze Starym Testamentem jest z Koranem. Są tam teksty, które absolutnie usprawiedliwiają kamienowanie za takie czy inne przewinienia. I w tych samych księgach można znaleźć coś zupełnie przeciwnego – że mamy być miłosierni dla drugiego człowieka tak jak miłosierny jest Bóg. Ani chrześcijaństwo, ani judaizm, ani islam nie są jednorodnymi zjawiskami. Mówiąc chrześcijanin, żyd, muzułmanin, niewiele mówimy. – W jednym z utworów ojca czytamy: „Grzechem jest moje życie/ pogodziłem się przecież z przydziałami/ na chleb i słowo”. Opisuje ojciec barwnie i z wielką uciechą, jak jego matka z innymi
Tagi:
Mirosław Ikonowicz









