Nad Tybrem pełno tłumaczeń polskiej literatury… tylko kto o tym wie? Co przywodzi na myśl Włochom słowo Polonia? Oczywiście: Papa Wojtyła i Boniek. Niestety, rzadko coś więcej. Diego Lo Piccolo, właściciel księgarni Altrimenti, wciąga głęboko powietrze: – Polska literatura, signorina, no cóż, jak pani wie, jesteśmy niejako zdominowani przez literaturę angielskojęzyczną, mam paru autorów niemieckich oczywiście, trochę niemieckiej klasyki, kilku Skandynawów, trochę Rosjan – mówi, wskazując na „Annę Kareninę” – ale polskiej literatury nie mam. Po chwili namysłu dodaje, że zna Kapuścińskiego. Nie wiedział tylko, że to Polak. Rzeczywiście, laureat wielu włoskich nagród, w tym prestiżowej Premio Grinzane Cavour oraz nagrody im. Elsy Morante, jest we Włoszech tłumaczony i znany, jego książki widać na półkach włoskich księgarń. Wchodząc na stronę Feltrinelli, jednego z największych włoskich wydawnictw, znajduję ponad dziesięć tytułów i ciągłe wznowienia. No dobrze, a co z innymi autorami? – Mówiąc szczerze, to nie jest to znana literatura we Włoszech – wyznaje Claudia Romagnoli, tłumaczka i polonofilka z Bolonii, która spędziła kilka lat w Warszawie. – Znamy oczywiście Kapuścińskiego, jest u nas bardzo ceniony. W księgarniach można także zauważyć Brunona Schulza; jego „Sklepy cynamonowe” są wznawiane od 2005 r. w nowym tłumaczeniu. Twórczość Wisławy Szymborskiej znajduje rzesze odbiorców wśród wielbicieli poezji. Z literatury polskiej znanej we Włoszech należałoby także wspomnieć literaturę dotyczącą Holokaustu, np. w 2006 r. została wznowiona powieść Zofii Nałkowskiej. A także, jak w przypadku każdej literatury, zaczynamy się interesować daną książką, gdy pojawi się jej ekranizacja, szczególnie taka, która odniesie sukces, jak w przypadku „Pianisty” Władysława Szpilmana, który doczekał się już czterech wydań od 1999 r. Mimo to literatura polska pozostaje dla włoskiego czytelnika czymś raczej egzotycznym i mało znanym. Postanawiam kontynuować moje poszukiwania tłumaczeń, aby sprawdzić, jak z tą naszą literaturą we Włoszech właściwie jest. Trudno bowiem oczekiwać od Włochów jakiegoś szczególnego zacięcia do literatury, która: a) nie istnieje we włoskim programie szkolnym, b) jest pisana w języku znacznie bardziej odległym niż chociażby francuski, hiszpański czy portugalski. Ku mojemu zaskoczeniu, liczba tłumaczeń polskich książek na włoski jest wcale niemała. Z literatury współczesnej znajdujemy całkiem sporo; w tym wydane po 2001 r. najważniejsze dzieła Gombrowicza (również trudno dostępne w Polsce „Wykłady o filozofii w sześć godzin i kwadrans”), kilka książek Lema, obie powieści tak trudnej do tłumaczenia Masłowskiej, poezje i prozę (najnowsze tłumaczenie „Pieska przydrożnego” z 2002 r.) Czesława Miłosza – również laureata Premio Grinzane Cavour, powieści Olgi Tokarczuk, sztuki Sławomira Mrożka, wznowione wydania poezji Tadeusza Różewicza, kilka powieści Kazimierza Brandysa czy wydaną w 2008 r. antologię poezji Julii Hartwig. Mamy wydane w zeszłym roku teksty Jerzego Grotowskiego oraz powieści Andrzeja Stasiuka, znanego we Włoszech ze swoich esejów na temat Europy Środkowej i Wschodniej, regularnie drukowanych w tygodniku „Espresso”. Ze starszych pozycji przy odrobinie wysiłku znajdziemy Mickiewicza, Sienkiewicza czy Witkacego. Strona internetowa Instytutu Polskiego w Rzymie zaś informuje, że na jesieni odbędą się m.in. spotkania z Tadeuszem Różewiczem, z młodymi obiecującymi polskimi poetami (których nazwiska nie zostały jednak ujawnione…) oraz spektakl na podstawie „Barbarzyńcy w ogrodzie” Zbigniewa Herberta w reżyserii Giovanniego Pampiglionego. Znajduję tam ponadto obszerny esej na temat polskiej literatury z cytatami tłumaczeń wierszy. Warto też nadmienić, że wiele włoskich uniwersytetów oferuje polonistykę; język polski jest często po rosyjskim drugim pod względem popularności językiem słowiańskim. W internecie zaś można znaleźć bardzo ciekawe pismo „eSamizdat” założone przez młodych slawistów, poświęcone literaturze Europy Środkowej i Wschodniej. Publikowane są tam nie tylko tłumaczenia tekstów oryginalnych, eseje tłumaczy i badaczy włoskich, lecz także np. literackie podsumowania roku niektórych krajów słowiańskich, w tym Rosji, Polski i Republiki Czeskiej. Pytanie zatem, dlaczego istnieje taka przepaść między liczbą przetłumaczonych dzieł a znikomą znajomością tematu przez samych Włochów, wydaje się bardziej niż na miejscu. Uzbrojona w tę wiedzę, wracam do księgarni. Przemiła ekspedientka i właścicielka wołają do mnie zaraz po buongiorno, czy przyszłam po podręczniki szkolne. Rok szkolny rozpoczęty i głównymi klientkami księgarni są zabiegane matki kompletujące książki dla swych
Tagi:
Aneta Uhres-Trzcianko









