Kaśka, tobie się jeszcze chce?

Kaśka, tobie się jeszcze chce?

Katarzyna Gärtner: Tworzyć muzykę to coś więcej, niż chodzić po lesie i śpiewać sobie piosenki Od tej nocy 28 stycznia minęły już trzy lata. Godzinę przed północą zbudził ich pożar. Uratowali się, ale dom ucierpiał. Musieli zaczynać niemal od zera. Czytanie z oczu Dwie godziny drogi od Warszawy. Dawniej było to sioło Kwas-Urwisko. Teraz dwie posesje przylepione do wsi. Tam znalazła swoje miejsce na ziemi Katarzyna Gärtner, autorka tylu polskich przebojów, że można by nimi obdzielić kilku kompozytorów. Trudno tu trafić, dlatego jej mąż, Kazimierz Mazur, dokładnie opisze drogę gościowi. Kiedy przybysz dojedzie, gospodarz wyjdzie go przywitać, a Katarzyna uściska i ucałuje, nawet jeśli widzi go po raz pierwszy. Taka jest. Nie jakaś dama na koturnach, ale serdeczna i ciepła kobieta. Wciąż piękna, jakby czas się dla niej zatrzymał. Miała 37 lat, gdy dowiedziała się o białaczce. Lekarze długo debatowali, co robić. Ona, nie czekając na decyzję, pojechała pożegnać się ze Szwajcarią, gdzie niedawno zaczęła nowe życie i pracę w Radio Suisse Romande. – Mogę powiedzieć, że na moje szczęście zdecydowałam się na ten wyjazd. Przyjaciele zaprowadzili mnie do irydologa – wspomina. – Po raz pierwszy spotkałam lekarza, który z tęczówki stawia diagnozę. Stwierdził: „Słuchaj, dziecinko, u ciebie jest to choroba uleczalna, ale dość trudna do pokonania. Jeśli będziesz chciała, to powiem ci, jak możesz się wyleczyć”. Chciała. Dr Behrenstein pochodził z Szydłowca i należał do przedwojennej emigracji żydowskiej. Powiedział Katarzynie, że ma się przeprowadzić na wieś, zmienić tryb życia i pokonać nerwy. „Mam domek na Kaszubach, może tam pojadę?”, spytała go. On na to: „Nie. Tobie są potrzebne piaski kieleckie. Na tej ziemi masz hodować kozy. Codziennie wypijać trzy litry mleka”. – Byłam przerażona tą perspektywą – przyznaje Katarzyna. – W Szwajcarii homary i langusty, a tu marchewka, kasza, czarny chleb i zioła. Nie wiem, czy wytrwałabym w tym postanowieniu, gdyby nie moja mama. Powiedziała mi, że mam żyć tak, jak kazał dr Behrenstein. Bardzo mnie wspierała w tym początkowym okresie. Był koniec stanu wojennego, kiedy trafiła na Kielecczyznę. Miejsce piękne: łąki, lasy, czysta rzeka. Ziemie bardzo słabe, za to chwasty bujne i raj dla kóz. – Po roku zapomniałam o chorobie. I tak otworzyłam nowy rozdział swojego życia – mówi Katarzyna. Kąpiel w rzece Minęło 30 lat, a ona wciąż pamięta, kiedy pojawiła się tu po raz pierwszy. I zakochała się w zrujnowanym gospodarstwie, którego nikt nie chciał. A potem przyjechała z mamą. Siadły na progu starego domu i mama powiedziała: „Czuję, że tu będziesz szczęś- liwa”. Tak spośród wszystkich zakątków Kielecczyzny Katarzyna wybrała właśnie to miejsce. Choć nie było nawet elektryczności, młyn miał połowę dachu, a zamiast drugiej połowy była folia, żeby deszcz nie padał do środka. – Kiedy weszłam tam po raz pierwszy, zdziwiłam się, że można nagromadzić tyle pustych butelek – śmieje się Katarzyna. – Leśniczy, który mnie przywiózł, pytał zdumiony: „Czego pani tu szuka? Przecież tu się nie da mieszkać. Kobieta, taka artystka z Warszawy… Tu rządzą miejscowi”. Ja mu na to, że z blondynką nie wygrają. Nie wygrali. Leśniczy dał jej łóżko z siennikiem, które zostało po letnikach. Wstawiła je do komórki, gdzie w podłodze były jeszcze otwory po wychodzących z piwnicy pasach napędzających żarna. Wodę nosiła ze źródła, myła się w rzece, radio miała w samochodzie. A rolę cerbera odgrywał mały piesek. Ale pół roku później były już piec w kuchni i elektryczność. Przeszła szkołę życia. Przywiozła kozy, codziennie chodziła z nimi po łąkach. U paska miała zawieszony kubek. Co jakiś czas doiła kozę i piła mleko. Patrzyła, co jedzą jej zwierzęta. Sięgała po te same zioła. Wie, że dzięki diecie szwajcarskiego doktora wróciła do zdrowia. – Po dwóch latach wznowiłam pracę: programy w telewizji, film muzyczny „Do góry nogami”, płyta z Budką Suflera. Potem „Na szkle malowane” z Krystyną Jandą. Najważniejsze, żeby uprawiać ukochany zawód i żyć na łonie przyrody, tak jak lubię – mówi kompozytorka. Fortepian bez nogi Odbudowa domu trwała 26 lat. Katarzyna od początku wiedziała, że we młynie zrobi staropolską kuchnię

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2015, 2015

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Rogowska