Zawsze Różewicz

Zawsze Różewicz

51. Wrocławskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora przechodzą do kronik festiwalowych jako ostatnie

Historia Wrocławskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora kołem się toczy. Zaczęło się od Tadeusza Różewicza i na Różewiczu kończy. 51. WROSTJA przechodzą do kronik festiwalowych jako ostatnie.

Zanosiło się na to od dawna. Twórca WROSTJA Wiesław Geras, pozostawiony sam sobie, bez wyraźnego wsparcia ze strony samorządu województwa dolnośląskiego, zbywany przez urzędy, postanowił swoją przeszło półwieczną przygodę z tym festiwalem zakończyć. Koniec nastąpił w wielkim stylu, Geras nadał bowiem imprezie charakter szczególny. Poświęcił ją jednemu autorowi, jednemu reżyserowi i jednej aktorce.

Autorem okazał się Tadeusz Różewicz, reżyserem Stanisław Miedziewski (spektakle Marcina Bortkiewicza, Alberta Osika i Caryl Swift), aktorką zaś mistrzyni teatru jednoosobowego Irena Jun (przedpremierowy pokaz „Matki Makryny”).

Wybór tekstów Różewicza jako osi festiwalu narzucał się sam. Musiały się pojawić na afiszu utwory artysty tak silnie związanego z Wrocławiem i WROSTJA. Dość przypomnieć, że już podczas pierwszego festiwalu (1966) Wiesław Drzewicz w przytomności poety pokazał „Śmiesznego staruszka” – ku zaskoczeniu widzów jako monodram. Reżyserka Krystyna Meissner zrezygnowała bowiem z innych wykonawców (co w swoim dramacie przewidywał autor), tworząc spektakl wyłącznie dla jednego aktora. Po premierze, kiedy owacyjnie oklaskiwany Różewicz wyszedł na scenę, miał powiedzieć: „Proszę nie mylić mnie z bohaterem utworu ani też nie brać aktora za Śmiesznego staruszka”. Potem jeszcze zwrócił się do Gerasa z prośbą, aby tę uwagę przypominać, jeśli jeszcze kiedykolwiek „Śmieszny staruszek” znajdzie się na organizowanych przez niego przeglądach.

Tym razem we Wrocławiu były dwie okazje, by życzenie poety spełnić. Pojawiło się aż dwóch „Śmiesznych staruszków” – Krzysztofa Gordona i Ary Asaturyana z Armenii. Oba spektakle powstały z inspiracji WROSTJA, czyli Gerasa. Na tym m.in. polegał fenomen tego przeglądu, promieniującego tak daleko poza miasto nad Odrą.

Choć premiera spektaklu Gordona odbyła się zaledwie dwa lata temu, monodram się zmienił. Na scenie nadal stoi krzesełko, ale staruszek nie pojawia się tym razem w wyjściowym garniturze, założonym, bo ma zeznawać przed Wysokim Sądem. Teraz przychodzi w znoszonym ubranku, koszula w prążki uwydatnia otyłość. Wydaje się jeszcze bardziej bezradny, choć do końca nie wiadomo, czy mamy do czynienia z niebezpiecznym dewiantem, czy tylko nieszczęśliwym, starym człowiekiem. Zupełnie inaczej rzecz się ma ze staruszkiem ormiańskim. Grany przez młodego aktora (charakteryzacja czyni cuda) jest nadpobudliwym człowiekiem o niebezpiecznych skłonnościach. Przypomina bohatera „Pamiętnika wariata” Gogola. Ara Asaturyan biega od ściany do ściany Laboratorium Grotowskiego i tańczy. Tworzy balet ze stertami gazet. To oczywiste dla artysty, który jest tancerzem i choreografem.

Na tym nie koniec, jeśli chodzi o pokaz Różewiczowski. Wiesław Komasa przypomniał tu „Różewiczogranie” (nawet tytuł tego spektaklu wymyślił Geras), a koroną wszystkiego okazały się premiery. Na początek „Stara kobieta wysiaduje” Lidii Danylczuk. To już drugi ukraiński monodram na podstawie tego dramatu (parę lat temu triumfowała w nim Larysa Kadyrowa). Danylczuk pokazuje kobietę witalną, walczącą o przetrwanie zarówno gatunku, jak i narodu. Takie odczytanie sugerują lwowskie piosenki i ukraińskie akcenty.

Na wielki finał święta Różewicza zobaczyliśmy „Odejście Głodomora” Bogusława Kierca. Aktor trzy razy wcielał się w bohatera „Odejścia” w spektaklach Helmuta Kajzara, Zdzisława Wardejna i Piotra Kruszczyńskiego. Tym razem dał zachwycającą wersję jednoosobową wiecznie głodnego inteligenta. Pokazał ją w nietypowym czasie i miejscu. Spektakl zagrał w filii biblioteki miejskiej na Dworcu Głównym o godz. 12.57. Właśnie tu o tej porze przybył pociągiem 51 lat temu Tadeusz Różewicz, o czym zawiadamiał wcześniej kierownika klubu Piwnica Świdnicka Wiesława Gerasa.

Czy to już naprawdę koniec? Trudno uwierzyć.

Wydanie: 2017, 44/2017

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy