Tag "Wrocław"

Powrót na stronę główną
Historia

My, z Ziem Odzyskanych

Powoli wykuwała się nowa tożsamość, która zastępowała starą, przywiezioną z Kresów lub centralnej Polski

W relacjach wrocławian z lat 60. pojawiają się przykłady szybkiego porzucania zwyczajów przywiezionych z domu. Jak pisał 37-letni mieszkaniec miasta: „Przed kilkunastu laty tradycje na przykład oblewanego poniedziałku […] tak żywe na wsi polskiej, ówcześnie mieszkańcy naszego miasta usiłowali przeszczepić na grunt wrocławski. Pamiętam, bo obserwowałem to z okien mieszkania przy ul. Nowowiejskiej, jak potokami lała się woda z okien i balkonów. Ludziska podłączali węże do kranów i polewali nimi nieostrożnych przechodniów. Aż powoli zwyczaj ten zaczął zanikać, ludzie zaczęli się wstydzić sami siebie”.

Inny zauważał: „Sam pamiętam majówki na skwerze koło PDT. Rozłożone koce, panowie w skarpetkach grają w karty, panie w halkach karmią piersią dzieci. […] Te rodzajowe scenki przeniosły się już dawno poza miasto nad Odrą”.

Wymieszanie się ludności napływowej z różnych regionów, mimikra i traktowanie tradycji jako balastu w awansie społecznym sprawiły, że powoli wykuwała się nowa tożsamość, która z wolna zastępowała starą, przywiezioną z Kresów albo centralnej Polski. Nie mogła być nią tożsamość oparta na micie ciągłości z państwem Piastów, którą próbowała zaszczepić władza. Oficjalną „piastowską” propagandę mieszkańcy Ziem Odzyskanych traktowali z przymrużeniem oka, a w najlepszym wypadku z wyuczonym formalizmem. W próbach odpowiedzi na pytanie o to, czym była „wrocławskość” w epoce Gomułki, pojawiają się skojarzenia z gatunku tych luźnych, np. niebieskie tramwaje czy zieleń. Z rzadka ktoś poruszy temat otwartości i tolerancji. Kwestia „odwiecznej polskości” też jest poruszana, ale czuć, że styl usztywnia się w tych miejscach, fraza wjeżdża w koleiny wyrobione przez władze, a opis traci autentyczność.

Przełom 1989 r. sprawił, że w przestrzeni publicznej pojawiły się inne, bardziej ambitne próby stworzenia lub odtworzenia tożsamości Ziem Odzyskanych. Tą, której do dziś poświęca się najwięcej miejsca, jest budowanie mostów między teraźniejszością a historią Schlesien, Pommern i Ostpreußen. W latach 90. można było nareszcie odkurzyć kolejne warstwy „piastowskiej” propagandy i na nowo odczytać skrywaną szwabachę. Warstwa była tak gruba, a odkrycie tak fascynujące, że z czarno-białych pocztówek, niemieckich nazw i dawno nieistniejących budowli zaczęto czerpać dumę. Kodeks depozytariusza, objawił się w nowej formie – jako świetne narzędzie budowania więzi między ludźmi a ich regionem. Okazało się, że depozytariusz może nie tylko dbać o poniemieckie zabytki, lecz także je pokochać i traktować jak swoje.

Skrajną formą poszukiwania ciągłości na przekór historycznemu rozwarstwieniu była purystyczna rekonstrukcja. Kolor elewacji Hali Stulecia postanowiono wiernie odtworzyć na podstawie zachowanych fragmentów oryginalnej powłoki z 1913 r. Wrocławski Dworzec Główny został przemalowany na szokujący wielu mieszkańców pomarańczowy ugier, oryginalny kolor budynku z 1860 r. Wszystko po to, by nacieszyć oczy retransmisją najpiękniejszych chwil miasta w formacie 3D. Z perspektywy konserwatora zabytków prace te są oczywiście godne pochwały, pozwalają też mieszkańcom lepiej poznać historię swojego miasta, ale trudno nie dostrzec w nich jednocześnie naiwnej wiary w arkadyjski mit i w możliwość cofnięcia wskazówek zegara. (…)

Część nestorów praktyki odkurzania poniemieckiej historii twierdzi, że ta fala utożsamiania się z przedwojennymi śladami minęła. Małgorzata Ruchniewicz, historyczka związana z Uniwersytetem Wrocławskim, nie kryje rozgoryczenia niewielkim społecznym oddźwiękiem takich rekonstrukcji pamięci: „Uważam, że między innymi moje wysiłki […] po kilku latach nie pozostawiły po sobie za wiele. […] Patrząc szerzej, w ramach tej tożsamości nie do końca znalazło dla siebie miejsce to, na czym historykom zależało. […] wybrane wątki, które były ważne w latach 90. XX w. czy na początku tego stulecia, teraz już tak nie rezonują, nie są tak ważne dla społeczności lokalnych, jak wówczas”.

Spowolnienia nie widać na pewno w mediach społecznościowych. Na Instagramie coraz więcej jest historycznych profili, których autorzy dzielą się biografiami niemieckich mieszkańców znanych dotąd tylko z wykutych na nagrobkach nazwisk lub poniemieckimi śladami spotykanymi na ulicach. Znacznie mniej jest treści, które przypominałyby Wrocław czy Szczecin lat 50., 60. i 70.

Poniemieckość okazała się atrakcyjna również dla twórców. Reportaże z Dolnego Śląska czy Pomorza Zachodniego pełne są zamalowanych lub odkrytych napisów, egzotycznie brzmiących niemieckich toponimów czy architektonicznych warstw w historycznym przekładańcu – i to właśnie ta poniemiecka fascynuje najbardziej. Ciekawi też kontrast między nią a warstwami późniejszymi, w którym Ziemowit Szczerek dostrzegł różnicę między germańskim przywiązaniem do formy a słowiańską na ową formę odpornością.

Na tym poniemieckim horyzoncie centralne miejsce zajmuje rok 1945, niczym wschodzące (lub zachodzące) słońce nad Bałtykiem. To wtedy wszystko się dokonało. Wtedy procesy, które zazwyczaj zajmują całe wieki, urzeczywistniły się w ciągu roku. Jeśli mielibyśmy posłużyć się

Fragmenty książki Sławomira Sochaja Niedopolska. Nowe spojrzenie na Ziemie Odzyskane, Filtry, Warszawa 2024

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Jak KOWR wspiera lokalne społeczności

Nieodpłatne przekazywanie gruntów pomaga budować drogi, szpitale, szkoły i obiekty sportowe

Mało znanym elementem działalności Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa jest nieodpłatne przekazywanie gruntów samorządom lokalnym pod inwestycje ważne z punktu widzenia społecznego. W latach 2017-2023 wartość takiego wsparcia udzielonego samorządom przekroczyła 155 mln zł.

Jednym z bardziej znanych przykładów jest zakończona na początku listopada 2014 r. budowa nowego szpitala wojewódzkiego we Wrocławiu przy ul. Gen. Augusta Emila Fieldorfa 2. Inwestycja przeszła w tamtym czasie wszystkie odbiory i otrzymała zgodę na użytkowanie. Wkrótce potem szpital został wyposażony w aparaturę medyczną, systemy teleinformatyczne oraz inny sprzęt.

W nowej placówce znalazło się 550 łóżek, 15 oddziałów, przychodnia z 20 poradniami, blok operacyjny z 10 salami oraz SOR. Szpital wyposażono w 18 wind. Znalazło w nim zatrudnienie ok. 1,2 tys. osób. Każdego roku nowy szpital przyjmuje 30 tys. pacjentów, gwarantując dostęp do opieki medycznej dla niemal 400 tys. Dolnoślązaków.

Koszt jego budowy szacowano na niemal 400 mln zł. Przy czym byłby znacznie wyższy, gdyby Agencja Nieruchomości Rolnych, poprzednik Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, nie przekazała bezpłatnie pod tę inwestycję ponad 8 ha gruntu.

Dziś Wrocławski Oddział Terenowy KOWR, kierowany przez dyr. Kazimierza Matkowskiego, jest jednym z tych, które najczęściej wspierają  działania władz lokalnych, przekazując im nieodpłatnie grunty będące w jego zarządzie.

Lotnisko dla Kotliny Kłodzkiej

Do największych beneficjentów pomocy udzielanej przez KOWR na Dolnym Śląsku należą gminy Kłodzko, Wińsko, Dzierżoniów i Złotoryja. Do tej pory w sumie otrzymały one grunty warte ok. 11 mln zł. Przy czym ich obecna wartość jest znacznie większa.

We wrześniu ubiegłego roku, podczas pikniku lotniczego w Boguszynie podpisano umowę na przekazanie gruntu

Materiał powstał przy wsparciu Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Od czytelników

Refleksje popowodziowe

Mijająca Wrocław fala powodziowa, z kulminacją 19 września, tym razem miasta nie zniszczyła. Trochę kłopotów sprawiła Bystrzyca, jeden z dopływów Odry, która zagroziła osiedlom Marszowice i Stabłowice, ale cały system zabezpieczenia hydrotechnicznego, po olbrzymich nakładach finansowych oraz długotrwałych pracach wodnych i ziemnych z minionych lat, zdał egzamin na czwórkę.

Rodzą się teraz refleksje dotyczące całokształtu polityki w materii przeciwpowodziowej. Jak widać, polską bolączką jest nieumiejętność planowego myślenia i bycia sprawczymi wyprzedzająco. Działamy w wielu przypadkach ad hoc, emocjonalnie i na zasadzie „kupą, mości panowie”. A chodzi o wyciąganie racjonalnych wniosków z minionych wydarzeń, gdy woda zalewała na Dolnym Śląsku nowe osiedla, kwartały miast i wsie, niszcząc dobytek ludzi i infrastrukturę.

Nawalne opady deszczu w Sudetach zdarzały się i zdarzają, nie są tylko efektem zmian klimatycznych. Wszystkie rzeki płynące od południa do Odry nieść muszą wody ze zwiększonych opadów deszczu lub śniegu. Dlatego tak ważne jest budowanie suchych polderów na podobieństwo Raciborza Dolnego i progów wodnych, mogących gromadzić wodę z gór lub spowalniać gwałtowny jej napływ. W dzisiejszej sytuacji z racji skali opadów nie obroniłyby Lądka-Zdroju, Stronia Śląskiego, Głuchołazów czy nawet Kłodzka i Barda, ale na pewno zmniejszyłyby skalę zniszczeń. Warto dodać, że tak doświadczona przez kolejne powodzie Kotlina Kłodzka, mająca specyficzny układ wód powierzchniowych – wszystkie rzeki i cieki zbiegają się przed Kłodzkiem w korycie Nysy Kłodzkiej – już przed 1939 r. miała być objęta niemieckimi planami budowy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura

Wojciech Fangor, czyli sztuka malowania bez opamiętania

Wystawa obrazów Wojciecha Fangora pojawiła się jak diament w środku Wrocławia. Odbywa się przy Rynku, w charakterystycznej starej kamienicy, kryjącej w swoich murach nowoczesną galerię sztuki: Krupa Art Foundation – symbol czasów współczesnych. Nowatorskie prace malarza, również w nowoczesnej aranżacji, kontrast ten wzmacniają.

Wojciech Fangor wykształcił się i ukształtował artystycznie w Polsce, ale w naszej rzeczywistości początku lat 60. jakoś się nie pomieścił. „W Polsce mam wszystko, co niezbędne do życia. Brakuje mi tylko jednego: nadziei, że moja twórczość będzie się mogła swobodnie rozwijać i że będzie komuś potrzebna”, wyznawał przyjaciołom. Pełnię talentu i twórczych możliwości rozwinął na Zachodzie, głównie w USA.

Wystawy Wojciecha Fangora należą do rzadkości – jego prace są rozsiane po świecie. Zgromadzenie ponad 50 obrazów o tak wielkiej wartości, powstałych poza Polską, wypożyczonych z różnych muzeów i kolekcji prywatnych, trzeba uznać za wielkie osiągnięcie organizatorów i przykład wspaniałego mecenatu sztuki polskich biznesmenów, wrocławian. Ekspozycja ma ogromne znaczenie dla ukazania pełnej mocy i wymowy twórczości Fangora. Prace prezentowane w takim nagromadzeniu, w tak perfekcyjnej aranżacji tworzą swoją metarzeczywistość. Ogarniają zwiedzającego i działają na zmysły zdecydowanie wyraźniej i silniej niż pojedynczo. Niektórzy, jak słyszałem, doznają nawet szczególnych złudzeń wzrokowych, typowych dla op-artu. Ja tego nie doświadczyłem, ale pozostawałem w tym wnętrzu pod niezwykłym, trochę nieziemskim wrażeniem.

Obrazy Wojciecha Fangora, różnokolorowe kręgi, fascynują, wyraźnie bowiem wyprzedzają bieg historii malarstwa i pewnie również ludzkiej percepcji. Ich tematem i głównym bohaterem jest światło. Niektórzy zatem są skłonni powiedzieć, że to nic, inni mogą uznać, że to wiele: największa tajemnica świata. Jakże często łączono obraz i istotę światła z tym, co boskie. Sam Albert Einstein, twórca różnych teorii światła, miał przed śmiercią wyznać, że pozostało ono dla niego niewyjaśnioną zagadką. Czy największa tajemnica naszego świata zasługuje na to, aby być tematem obrazów? I czy mogą to być obrazy nieskończenie ciekawe? Wrocławska wystawa nie pozostawia wątpliwości, że tak.

Wojciech Fangor. American Dream

Wrocław, Krupa Art Foundation, Rynek 27/28

do 20 października

kuratorka: Dorota Monkiewicz

scenografia: Robert Rumas

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Wrocławskie klimaty wyborcze

PO rękami innych chciała utopić prezydenta Sutryka

Wybory samorządowe we Wrocławiu mogłyby być materiałem na scenariusz opery mydlanej. W minionej kadencji Koalicja Obywatelska wprowadziła do rady miejskiej najwięcej radnych. Wśród nich, na zgubę PO, byli radni z Nowoczesnej. Ci od razu po wyborach założyli swój klub, choć ustalenia były inne. Wkrótce przeszli do opozycji i zaczęli zaciekle atakować popieranego przez PO prezydenta Jacka Sutryka. Nawet zawiązali nieformalny sojusz z radnymi PiS.

Pod koniec minionej kadencji wrocławska PO zaczęła dawać sygnały, że na przyszłość ma inne plany. Czyli już nie kocha prezydenta Sutryka, choć z jej list został wybrany. Można powiedzieć, że po wielokroć zaparła się swojej pięcioletniej dobrej współpracy z prezydentem. Dlaczego? Bo lider regionalnej Platformy poseł Michał Jaros doszedł do wniosku, że kilka kadencji w Sejmie nie przyniosło mu niczego satysfakcjonującego, więc może wykaże się kreatywnością na stołku prezydenta Wrocławia. Byli prezydenci miasta Bogdan Zdrojewski i Rafał Dutkiewicz, też z namaszczenia PO, uznali, że Sutryk, którego popierali, zawiódł ich oczekiwania, a miasto nie ma perspektyw rozwojowych. Tymczasem w żadnej wcześniejszej kadencji nie oddano w mieście tylu inwestycji dla mieszkańców, co za prezydentury Sutryka. PO „zakopała” więc Sutryka i postanowiła, że teraz Michał Jaros poprowadzi ją do zwycięstwa. Sutryk z kolei zawiązał koalicję z Lewicą. 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Promocja

Po pogrzebie – jak radzić sobie z żałobą i stratą?

Po śmierci bliskiej osoby odczuwamy ból, smutek i żal. Wszystkie te traumatyczne przeżycia rozpoczynają proces żałoby, który może trwać wiele miesięcy, a nawet lat. Długość i intensywność przeżywanej żałoby zależą od wielu czynników. W dużej mierze od konstrukcji psychicznej

Sylwetki

Litwiniec i kundlizm

Bogusław Litwiniec wiedział, że główne starcie między lewicą a prawicą rozgrywa się na polu kultury 3 stycznia na cmentarzu Grabiszyńskim we Wrocławiu, przy dźwiękach jazzowego big-bandu, kilkaset osób pożegnało Bogusława Litwińca, osobistość i genialnego człowieka, nazywanego w środowisku wrocławskiej bohemy „Padre”. Bogusław Litwiniec nie jest wielowymiarową legendą, jak chcą go zakwalifikować dzisiejsi autentyczni i okazjonalni admiratorzy. Bo legendy przynależą do czasu przeszłego. A on jest rzeczywistością kilkudziesięciu lat z życia Wrocławia, Dolnego Śląska, Polski, a nawet

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

Jak Lwów przenoszono do Wrocławia

Bez uczonych z Kresów powojenny rozwój naukowy Ziem Odzyskanych byłby niemożliwy Nie tylko uniwersytet i politechnika Szybkie powstanie we Wrocławiu silnego ośrodka medycznego było możliwe dzięki przybyłym w maju 1945 r. lwowskim lekarzom, wśród których znaleźli się: Roman Dzioba, Tadeusz Nowakowski, Tadeusz Owiński i Stanisław Szpilczyński. Samodzielna Akademia Lekarska powstała w 1949 r., a jej pierwszym rektorem został lwowski profesor Zygmunt Albert. W listopadzie 1951 r. rozpoczęła działalność wrocławska Wyższa Szkoła Rolnicza. Jej trzon stanowili

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Oddać głos rybom, wyeliminować patologię

Nie ma racjonalnego uzasadnienia przewożenie karpi, przerzucanie z jednego zbiornika do drugiego, męczenie ich przed śmiercią Wrocław jako jedno z pierwszych miast w Polsce zdecydował się na zakaz handlu żywymi rybami. Dwa lata temu magistrat do przedświątecznej sprzedaży karpi wyznaczył osiem miejsc, a rok temu zredukował tę liczbę o połowę i zapowiedział, że to ostatnie takie święta. – W 2021 r. Biuro Rozwoju Gospodarczego przeprowadziło ostatnie losowanie miejsc do handlu rybami na wrocławskich ulicach. Uwzględniliśmy w ten sposób postulaty hodowców

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne

6 wyjątkowych koncertów Kamila Bednarka w 2023 r.

Kamil Bednarek zaprasza na wyjątkowe koncerty klubowe, w ramach trasy „Ambasadorzy Rozrywki”! W marcu 2023 r. artysta wraz ze swoim zespołem zaplanował 6 energetycznych wydarzeń, które odbędą się w największych miastach Polski. Zespół odwiedzi Wrocław, Łódź,