Katastrofa na Wyspie Wielkanocnej

Katastrofa na Wyspie Wielkanocnej

Co doprowadziło do zagłady tajemniczej cywilizacji?

Na Wyspie Wielkanocnej doszło do najbardziej spektakularnej katastrofy ekologicznej, będącej dziełem człowieka. Los tego małego lądu, słynnego z tajemniczych posągów moais jest zapowiedzią ponurej przyszłości, która czeka całą Ziemię.
Taką przynajmniej wizję przedstawiali aż do tej pory naukowcy. Prof. Jared Diamond z Uniwersytetu Stanu Kalifornia w Los Angeles, laureat nagrody Pulitzera, napisał: „Wyspa Wielkanocna jest być może perfekcyjną metaforą naszego przyszłego losu”. Społeczeństwo tego lądu rozwinęło swą cywilizację dzięki wykorzystaniu jednego tylko surowca – drewna. Kiedy zabrakło palm, doszło do mrocznych czasów dezintegracji, głodu, wojen, kanibalizmu i upadku. Podobnie współczesne społeczeństwa rozkwitają jedynie dzięki ropie naftowej. Kiedy wyczerpią się jej zasoby, ludzkość stanie w obliczu zagłady – wywodził Jared Diamond na stronach swej bestsellerowej książki „Collapse: How Societies Choose to Fail or Succeed”. Samotna we wszechświecie Ziemia, podobnie jak samotna w bezkresnej przestrzeni oceanu Rapa Nui (Pępek Świata, tak rdzenni mieszkańcy nazywają wyspę), nie może liczyć na żadną pomoc w czasie katastrofy.
Być może jednak te błyskotliwe teorie nie są do końca prawdziwe. Nowe odkrycia archeologiczne świadczą, że zagłada cywilizacji Rapa Nui dokonała się w inny sposób, odpowiedzialność za upadek ponoszą zaś Europejczycy oraz miliony szczurów.
Należąca do Chile, położona na Pacyfiku wulkaniczna Wyspa Wielkanocna, czyli po hiszpańsku Isla de Pascua, to zapewne najbardziej samotny ląd świata, oddalony o 3,7 tys. km od wybrzeży Ameryki Południowej i 2,1 tys. od wyspy Pitcairn. Ma powierzchnię zaledwie 166 km kw. Mieszkańcy Rapa Nui wykuli z wulkanicznego tufu 393 zagadkowe posągi – moais, które ustawili na 113 kamiennych podestach, zwanych ahu. Największa z tych dziwnych rzeźb ma 21 m wysokości i masę 270 ton. Podróżnicy i naukowcy długo zastanawiali się, w jaki sposób prymitywni wyspiarze, nieznający koła ani dźwigu, bez zwierząt pociągowych, mogli wykuć i ustawić te kamienne giganty. Szwajcarski tropiciel kosmitów Erich von Däniken nie wahał się twierdzić, że moais są dziełem przybyszów z innych planet. Norweski podróżnik Thor Heyerdahl, który odbył słynny rejs przez Ocean Spokojny na tratwie Kon Tiki, uważał, że istnieje związek między piramidami Egiptu, monumentalnymi budowlami Inków a dziwnymi posągami z Rapa Nui. Obecnie jednak taki pogląd nie znajduje zwolenników.
Przypuszczalnie pierwsi mieszkańcy Wyspy Wielkanocnej przybyli z Polinezji, zapewne z Markizów. Przybyszów nie było wielu, najwyżej kilkudziesięciu. Dotychczas przyjmowano, że nastąpiło to około 900 r., być może jeszcze wcześniej. Wyspa pokryta była wówczas bujnym subtropikalnym lasem, rosło tu 16 mln drzew, przede wszystkim największych palm świata, występujących tylko na tym lądzie, osiągających ponad 20 m wysokości. W lesie znakomite warunki życia miało co najmniej sześć gatunków miejscowych ptaków. Na wyspie, na której nie było drapieżników, gniazdowało też 25 gatunków ptaków morskich (obecnie został tylko jeden). Wyspa Wielkanocna była zapewne najwspanialszym ptasim rajem na Oceanie Spokojnym.
Przez co najmniej 300 lat mieszkańcy żyli w zgodzie z naturą, w swoistym Ogrodzie Eden. Z potężnych drzew budowali solidne łodzie, na których wyprawiali się daleko na ocean, aby polować na tuńczyki i delfiny – mięso tych morskich ssaków było przez długi czas najważniejszym składnikiem pożywienia ludzi z Rapa Nui (brzegi wyspy, urwiste klify, były zbyt strome, aby można było z nich łowić i tak nieliczne ryby). Populacja wyspy jednak szybko rosła, osiągając 15, może nawet 20 tys. ludzi (obecnie wyspa liczy ok. 3,6 tys. mieszkańców).
Krajowcy przystąpili do masowego wyrębu. Drewno służyło jako opał, materiał do budowy chat i łodzi, wyniszczano też lasy, aby zdobyć więcej ziemi pod uprawę. Wyspę zamieszkiwało 11 spokrewnionych ze sobą klanów. Ich wodzowie usiłowali pokazać swą wyższość nad rywalami, wznosząc coraz potężniejsze moais, będące wizerunkami przodków. Ale posągi trzeba było transportować z kamieniołomu Rano Raraku na drewnianych płozach, za pomocą lin z włókien palmowych. Drzewa padały. Najpóźniej ok. 1680 r. na Rapa Nui nie było już lasów. Jared Diamond zastanawiał się, co powiedzieli drwale, kiedy padła ostatnia palma. Czy może, tak jak dzisiaj, mówili: „Potrzebujemy miejsc pracy, a nie drzew”. A może: „Potrzebne są dalsze badania. Całkowity zakaz wyrębu jest przedwczesny”. Kiedy zabrakło drzew, gleba szybko uległa erozji. Wyschły strumienie i źródła, zniknęły ptaki. Wyspiarze nie mieli już mocnych łodzi, aby wypływać daleko i ciskać w delfiny harpunem. Pozostały im tylko skorupiaki, które można było znaleźć przy brzegu. Na samotnym lądzie zapanował głód. Wiele posągów zostawiono w kamieniołomach w różnych fazach wykończenia albo na transportowym szlaku. Dotychczas władzę sprawowali wodzowie i kapłani, którzy, jak wierzono, potrafili zapewnić przychylność bogów i dobrobyt. Ale w czasach ubóstwa starszyzna utraciła swój autorytet. Przeciwko niej wzniecili bunt wojownicy (matatoa). Rozgorzała wojna domowa, która nie miała końca. Na całej wyspie można znaleźć ostrza oszczepów z obsydianu. Ludzie przenieśli się do jaskiń, blokowali kamieniami wejścia, aby skuteczniej odpierać ataki wrogów. Zwaśnione klany obalały posągi na ziemi swoich przeciwników.
Powszechne stało się ludożerstwo – pozbawieni innych źródeł białka wyspiarze uśmiercali i zjadali swoich wrogów. Najbardziej obraźliwą obelgą stało się: „Mam pomiędzy zębami mięso twojej matki”. Kompleksowe społeczeństwo samotnego lądu uległo całkowitej dezintegracji. Kiedy w roku 1722 w Wielkanoc holenderski żeglarz Jacob Roggeveen dotarł na wyspę, ujrzał tylko „osamotnione, biedne pustkowie”. Na chłostanym wichurami lądzie wegetowały zaledwie 3 tys. ubogich krajowców, którzy utracili wiedzę i techniczne umiejętności swoich przodków. Jałowy ląd porastały tylko trawy, paprocie oraz krzaki nie wyższe niż 3 m.
Mieszkańcy Rapa Nui sami zgotowali sobie swój upadek i być może podobny los spotka mieszkańców całej planety, jeśli nadal będą w rabunkowy sposób eksploatować zasoby Ziemi.
Ta spektakularna historia Wyspy Wielkanocnej została powszechnie przyjęta, być może jednak nie jest prawdziwa. Terry Hunt z Uniwersytetu Hawajskiego i Carl Lipo z Kalifornijskiego Uniwersytetu w Long Beach przeprowadzili bowiem badania archeologiczne w Anakena, na północnym wybrzeżu wyspy. Tu znajduje się jedyna plaża Rapa Nui, prawdopodobnie na jej piasku wylądowali pierwsi osadnicy. Badacze znaleźli w Anakena resztki pożywienia, a także węgla drzewnego, zapewne najstarsze ślady obecności człowieka na wyspie. Analizy za pomocą izotopu węgla C14 wykazały, iż pochodzą one z około 1200 r. Może to świadczyć, że Polinezyjczycy wylądowali na wyspie co najmniej 300 lat później, niż zakładano do tej pory. Nie było zatem „Ogrodu Eden”, czasu harmonijnego współżycia wyspiarzy z naturą. Mieszkańcy Rapa Nui niemal od razu po znalezieniu nowej ojczyzny zaczęli wykuwać posągi oraz ścinać drzewa. Carl Lipo przypuszcza jednak, że to nie ludzie spowodowali katastrofę ekologiczną, lecz szczury, które przybyły w pirogach Polinezyjczyków jako pasażerowie na gapę. Szczury pożerały ptasie jaja i pisklęta, lecz przede wszystkim nasiona palm, tak że las nie mógł się odradzać. Na samotnym lądzie znaleziono wiele nasion palm i innych drzew ze śladami szczurzych zębów. Nasiona te nie wykiełkowały nigdy.
Około 1300 r. na Wyspie Wielkanocnej grasowało już 20 mln szczurów. Kiedy palmowa dżungla przestała istnieć, pozostał tylko milion tych gryzoni. Carl Lipo uważa, że na wyspie zawsze żyło najwyżej 3 tys. mieszkańców. 500 lat to zbyt krótki czas, aby populacja licząca początkowo kilkudziesięciu osobników mogła się rozrodzić.
Prawdziwą zagładę przynieśli wyspiarzom dopiero Europejczycy, którzy porywali krajowców jako niewolników i przywlekli na wyspę śmiertelne choroby. W 1862 r. Peruwiańczycy uprowadzili tysiąc mężczyzn z Rapa Nui, aby pracowali w koszmarnych warunkach w kopalniach guana. Zaledwie 15 spośród tych nieszczęśników wróciło do ojczyzny – wraz z wirusem ospy. Kiedy zaraza się skończyła, na wyspie pozostało tylko 600 mieszkańców.
To była, jak twierdzi Carl Lipo, prawdziwa tragedia, natomiast opowieści o chaosie, nieustannych wojnach, głodzie, kanibalizmie na Rapa Nui zostały wymyślone i rozpowszechnione przez chrześcijańskich misjonarzy. Historia o „ekologicznej katastrofie” na Rapa Nui, będącej dziełem człowieka, odzwierciedla wyrzuty sumienia, które współczesna ludzkość odczuwa z powodu niszczenia planety. Świadectwa archeologiczne nie potwierdzają jednak tej teorii.

 

Wydanie: 15/2006, 2006

Kategorie: Nauka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy