Każdemu trzeba patrzeć na ręce

Każdemu trzeba patrzeć na ręce

Jak ktoś coś skręci przy przetargu, to w papierach zawsze zostanie ślad Tomasz Czajkowski, prezes Urzędu Zamówień Publicznych – Pana urząd kontroluje największe przetargi organizowane w Polsce od dnia wejścia do Unii. Tylko co dziewiąty przeprowadzony został prawidłowo. To chyba kiepski wynik. – Bardzo zły. Od dnia akcesji do końca trzeciego kwartału br. skontrolowane przetargi miały łączną wartość ponad 38 mld zł. Mówiąc ściślej, w ponad 12% tych przetargów procedury przeprowadzono z rażącym naruszeniem prawa i w związku z tym zalecaliśmy ich unieważnienie. Były to przetargi o najwyższej wartości, kontrolowane przez nas obowiązkowo na mocy ustawy, o czym zamawiający doskonale wiedzieli i musieli liczyć się z tym, że dokładnie przejrzymy im całą dokumentację. Pomimo tego dopuścili się takich nieprawidłowości. Co by się zatem działo, gdyby nie było tej formy naszego nadzoru? – Pewnie byłoby szybciej. Źle przeprowadzone przetargi trzeba organizować ponownie, to kosztuje, zabiera czas. – Protesty, odwołania i skargi do sądów oczywiście odwlekają rozstrzygnięcia przetargów. Nie wyobrażam sobie jednak, aby nie było takich możliwości. Słyszy się od czasu do czasu, że „dla dobra sprawy” można zrezygnować z niektórych środków ochrony prawnej, bo ich wykorzystywanie przeciąga procedury, opóźnia zawarcie kontraktów, a w konsekwencji grozi utratą funduszy unijnych, dotacji czy innych pieniędzy z budżetu. Nie można jednak przedsiębiorców pozbawiać prawa obrony swych interesów i zamawiający powinni się z tym pogodzić. Często wyciąga się względy natury gospodarczej czy społecznej, które w ocenie tego, kto je podnosi, usprawiedliwiają nieformalności, pominięcia przepisów, skracanie procedur. Kiedy przeciwstawiamy się temu, mówi się, że Urząd Zamówień Publicznych rzuca kłody pod nogi tym, którzy chcą dobrze. Klasyczny przykład to przetarg na ochronę granicy morskiej. Kiedy prowadząca to postępowanie Straż Graniczna uznała, że nie da się go zakończyć w terminie, w którym zgodnie z wymogami unijnymi powinna być podpisana umowa, przetarg został unieważniony. Następnie podpisano umowy z wykonawcą, którego wyłoniono z pominięciem przepisów prawa zamówień publicznych. – A dlaczego tych „rażących nieprawidłowości” w przetargach jest tak dużo? – Przede wszystkim z powodu wciąż występującej nieznajomości prawa. Jest to tym dziwniejsze, że system zamówień publicznych funkcjonuje w Polsce od ponad 10 lat i był czas tego prawa się nauczyć. Specyficzne przeświadczenie o własnej omnipotencji, o tym, że wszystko się wie i robi dobrze i że nie trzeba dokładnie czytać przepisów, to zapewne powód kolejny. Często mamy też do czynienia ze zwykłą głupotą osób przygotowujących i prowadzących postępowanie, z niedbalstwem, zapominaniem o terminach czy zgromadzeniu wszystkich potrzebnych dokumentów. Kontrole potwierdzają, iż winę za naruszenia przepisów i uchybienia w przeprowadzeniu przetargów zawsze ponosi zamawiający. Prawie zawsze też ich źródłem jest wadliwie sformułowana specyfikacji istotnych warunków zamówienia, np. źle określony jest przedmiot zamówienia, warunki udziału w postępowaniu, kryteria oceny ofert. – Czy są to błędy popełniane celowo, związane z ustawianiem przetargów? – Nie sądzę. Być może tak bywa, ale byłbym daleki od tego rodzaju ogólnych stwierdzeń. Nie dopatruję się tu świadomego działania, choć czasem trudno o jednoznaczną ocenę tego, z czym spotykamy się w toku kontroli. Niekiedy dziwią też działania komisji przetargowych. Niedawno UZP zalecił unieważnienie dwóch dużych przetargów o wartości ok. 25 mln zł na dostawę samochodów policyjnych, zorganizowanych przez Komendę Wojewódzką w Poznaniu. Komisja przetargowa miała obowiązek wykluczenia z powodu braków formalnych oferenta, który nie przedstawił dokumentów potwierdzających, iż spełnia postawione warunki. Komisja jednak tego nie zrobiła – i wygrał on oba przetargi… – Jak wiadomo, kryteria przetargu można tak określić, że spełni je tylko jeden kandydat. – Jeśli ktoś się uprze, to zdoła przygotować dokumenty przetargowe tak, aby wskazywały konkretnego wykonawcę lub konkretne urządzenie, i dla wielu, zwłaszcza niefachowców, będzie to trudno zauważalne. Zawsze jest to jednak ewidentnym naruszeniem prawa, które można skutecznie zaskarżyć, bo przecież uczestnicy przetargu potrafią ocenić, czy stawia się im uczciwe warunki. Przetarg na komputeryzację szkół podstawowych, ogłoszony przez Ministra Edukacji, zawierał tak sformułowany opis dotyczący pewnych elementów komputera, że zdaniem jednej z firm, która wniosła skargę, jednoznacznie wskazywał na jeden tylko typ procesora,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 43/2005

Kategorie: Wywiady