Każdy sukces cieszy coraz bardziej

Każdy sukces cieszy coraz bardziej

Najwspanialsza jest przyjemność czerpana ze skakania Adam Małysz, mistrz świata w skokach narciarskich – Po zwycięstwie na mistrzostwach świata w Sapporo powiedział pan, że bardzo kocha pan swoją żonę i bardzo jej za wszystko dziękuje. Co by pan więcej powiedział na temat żony? – Bardzo dużo mógłbym powiedzieć, trudno to zamknąć w paru słowach. Wiadomo, że pod wpływem emocji człowiek mówi o tym, co jest mu najbliższe, najdroższe, najważniejsze. I to, że cały czas jestem w czołówce skoczków, również zawdzięczam żonie. Chciałem jej naprawdę za to wszystko podziękować, za to, że mnie wspiera cały czas, że jest ze mną. – Co powiedziała panu po zdobyciu złotego medalu? – Że bardzo wierzyła w mój sukces. „A nie mówiłam?”, zapytała (śmiech). – Taka żona to skarb. Może pan powiedzieć, w jaki sposób panu pomagała? – Po konkursie na dużej skoczni byłem trochę podłamany. Bo czwarte miejsce to jedno z najgorszych miejsc dla zawodnika, zwłaszcza w tak ważnych zawodach. A skakałem naprawdę bardzo dobrze na treningach i liczyłem zdecydowanie na coś więcej. Nie udało się i to normalne, że zawodnik jest trochę przygnębiony z tego powodu. A żona pocieszała mnie i zapewniała, że na średniej skoczni będzie dobrze. – Po zdobyciu złotego medalu dziękował pan też Bogu. Jaką rolę w pana życiu odgrywa Bóg? – Jestem osobą wierzącą. Na pewno nie jestem tak bardzo praktykujący jak inni, ale wierzę w Boga i Bóg odgrywa w moim życiu ogromną rolę – bardzo mi pomaga i czasem daje niesamowite lekcje. – Pan jest ewangelikiem, a żona katoliczką, więc jak jest np. z chodzeniem do kościoła? – Nie ma żadnego problemu. Chodzimy zazwyczaj razem do kościoła katolickiego, ja chodzę też do swego. Córkę wychowujemy w Kościele katolickim. Wierzymy w Boga, który jest dla nas jeden. I dogadujemy się z żoną bardzo dobrze. – Co jest najważniejsze w życiu? – Najważniejsze jest zdrowie. – A rodzina? – Bez rodziny nie da się żyć. – Najbardziej lubiana przez Adama Małysza polska pieśń? – Na pewno nasz hymn narodowy, „Mazurek Dąbrowskiego”. – Kiedy był pan najszczęśliwszy? Po zdobyciu złotego medalu w Sapporo? – W samym Sapporo najszczęśliwszy byłem po pierwszym skoku. A tak w ogóle to chyba nie da się powiedzieć, że kiedyś byłem bardziej, a kiedy indziej mniej szczęśliwy. Każdy medal mistrzostw świata, każdy udany skok czy każde zwycięstwo w zawodach dają wielką radość. Myślę, że podobnie podchodzą do tego wszyscy zawodnicy. – Jak świętował pan ten złoty medal? Jak świętowała go cała ekipa? – Polski Związek Narciarski ufundował szampana, którego wypiliśmy jeszcze tego samego dnia. A tak naprawdę na świętowanie będzie czas dopiero po sezonie. – Bernard Schoedler po zdobyciu medalu przez jego podopiecznego, Simona Ammanna, zaprasza swoich zawodników do baru i sam przygotowuje coś do zjedzenia. A jak jest z Hannu Lepistoe i innymi naszymi trenerami? Na co zapraszają po sukcesie naszych zawodników? – Na razie nas nigdzie nie zaprosili, może dopiero coś się szykuje… (uśmiech). – Co decyduje o tym, że skacze się bardzo daleko? Odbicie z progu? – Bardzo różnie. Wiele zależy od warunków atmosferycznych, a jeżeli są one jednakowe dla wszystkich, to na pewno odbicie. – Dlaczego raz pan skacze na miejsce pod koniec pierwszej dziesiątki, a kiedy indziej jest pan nie do pokonania? – A co, twierdzi pan, że miejsce w pierwszej dziesiątce to jest jakaś tragedia? – Skądże! Pytam tylko, co powoduje, że jest taka różnica? – Gdybym to wiedział, to cały czas bym wygrywał… Nie da się tego stwierdzić. – Morgenstern nosi swoją formę w plecaku. Tak mówił. Pan też swoją chowa w plecaku? – Ja nigdy nic takiego o swojej formie nie mówiłem i trudno mi powiedzieć, co miał na myśli Morgenstern. Formę trzeba w pewnym momencie osiągnąć, wszystko robić, by była jak najlepsza, i później może być taka jej eksplozja. U jednego trwa ona bardzo długo, a u drugiego krócej. Trzeba ją szanować, jak się tylko da. – Skąd taka znakomita forma na średniej skoczni? – Wydaje mi się, że forma była i jest cały czas bardzo podobna. Utrzymuje się od początku sezonu. Brakowało tylko jakiegoś szczęścia, właśnie takiej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2007, 2007

Kategorie: Sport