Klasyczny warszawski inteligent

Klasyczny warszawski inteligent

Jan Józef Lipski odwoływał się do tradycji polskiego pozytywizmu, przekształconego przez demokratyczną niepodległościową myśl socjalistyczną Jana Józefa poznałem latem roku 1963. Spotkałem go na Krakowskim Przedmieściu w okolicy uniwersytetu. Zapoznał mnie z nim Adam Michnik, który znał „wszystkich”. Już wtedy, w wieku trzydziestu kilku lat, był swego rodzaju legendą. Jeden z liderów świeżo rozwiązanego klubu Krzywego Koła, publicysta rozwiązanego w 1957 r. studenckiego zbuntowanego tygodnika „Po Prostu”, działacz października 1956. Wyglądał nieefektownie, jakby nie potwierdzając swej legendy. Wyobrażałem sobie, że zobaczę herosa z jasną natchnioną twarzą, tymczasem przywitałem się z niepozornie wyglądającym człowiekiem, panem w średnim wieku, który mówił wolno i beznamiętnie. Tylko co mówił? Opisywał wydarzenia polityczne z dystansem, celnie punktując posunięcia władzy. Rozmawiał z nami, uczniami ostatnich klas liceum, jak równy z równymi. I taki był zawsze – każdy rozmówca był dla niego kimś ważnym. Adam był wówczas liderem również rozwiązanego w tym roku uczniowskiego Klubu Poszukiwaczy Sprzeczności. Rozwiązywanie – to słowo było kluczem do tych lat. I sekretarz PZPR, Władysław Gomułka, kolejnymi posunięciami likwidował resztki zdobyczy październikowych (1956 r.), niszcząc nadzieje rewizjonistów na stworzenie demokratycznej wersji socjalizmu, a także nadzieje zwykłych ludzi na życie w „najweselszym baraku obozu”. Atmosfera gęstniała. Już w 1959 r. za kolportaż paryskiej „Kultury” skazano Hannę Szaryńską-Rewską, działaczkę Klubu Krzywego Koła, trzy lata później za próbę przetłumaczenia książki Feliksa Grossa skazano na rok więzienia najbliższą współpracownicę Jana Józefa – Hannę Rudzińską. To były jakby ostrzeżenia dla Jana Józefa. Był jednak zbyt popularny, by odważyli się go aresztować. Wokół niego gromadziła się czołówka polskiej inteligencji, którą symbolizowali Maria i Stanisław Ossowscy, Janina i Tadeusz Kotarbińscy, Antoni Słonimski, Paweł Jasienica. W październiku tego roku został zatrzymany. Zorganizował wtedy protest przeciwko ograniczaniu wolności słowa, nazwany potem Listem 34. Kilka umiarkowanych zdań jego autorstwa, podpisanych przez 34 czołowych przedstawicieli polskiej nauki i kultury, wstrząsnęło Polską. On sam był zbyt skromny, by podpisywać się obok ówczesnych wielkich nazwisk. Reakcja władz była równie zdumiewająca, jak histeryczna. Zorganizowano kilkusetosobowy kontrlist, prasa była pełna krzyków o próbie rozgrywania naszych polskich problemów przez wrogów, do czego pretekstem było odczytanie listu w Wolnej Europie. Jana Józefa jednak wypuszczono po 48 godzinach. Próba zwolnienia go z pracy w Polskiej Akademii Nauk skończyła się niepowodzeniem. Opór środowiska naukowego był zbyt silny, a władza jeszcze nie była przygotowana na konfrontację z inteligencją. Jan Józef był klasycznym warszawskim inteligentem. Intelektualnie odwoływał się do tradycji polskiego pozytywizmu, przekształconego przez demokratyczną niepodległościową myśl socjalistyczną. Wiele lat później przechodziliśmy przez ulicę. Paliło się czerwone światło. Jan Józef stanął i zatrzymał mnie. Wytłumaczył: „Jestem anarchistą”. W odpowiedzi na moje zdumione spojrzenie stwierdził: „Ponieważ jestem anarchistą, uważam aparat przemocy za zbędny. Aby to pokazać, przestrzegam wszelkich przepisów porządkowych”. W tym zabawnym epizodzie widać nie tylko poczucie humoru, dystans do siebie, lecz całą niemal filozofię Jana Józefa, filozofię pełną paradoksów, przepojoną wiarą, że ludzie mogą być sobie życzliwi i pomocni, uważnego czytelnika pism Abramowskiego i Kropotkina. Gdybym miał się pokusić o jej nazwanie, byłby to szczególny rodzaj anarchosyndykalizmu, przy ogromnym przywiązaniu do ideałów niepodległości i demokracji. Anarchosyndykalista, który rozumie potrzebę wolnej gospodarki, socjalista przekonany o wyższości systemu demokratycznego, pacyfista, a zarazem żołnierz AK i uczestnik powstania warszawskiego, patriota, głęboko przywiązany do narodowej tradycji i niezłomny tropiciel nacjonalizmów wszelkiego rodzaju. Napisana w latach 70. praca „Dwie Ojczyzny – dwa patriotyzmy. Uwagi o megalomanii narodowej” stała się podstawową lekturą korowskiej opozycji, wywołując zarazem wściekłe ataki i władzy, i nacjonalistów. Jan Józef pisał proroczo: „Musiał jednak przyjść moment – jeśli chcielibyśmy pozostać w kręgu chrześcijańskiej etyki i cywilizacji zachodnioeuropejskiej – by powiedzieć ťWybaczamy i prosimy o wybaczenieŤ. W sytuacji zniewolenia narodu powiedział to największy niezależny autorytet moralny, jaki nam pozostał: Kościół polski. To zdanie – mimo

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 37/2006

Kategorie: Opinie