Klątwa dobrej zmiany

Klątwa dobrej zmiany

W minionym roku odżyła ochota polityków na ręczne sterowanie kulturą Minął rok, co jak zwykle prowokuje do przeglądu, zwłaszcza w PRZEGLĄDZIE. Jak zawsze pojawiają się jakieś sygnały, nowe mody, może trendy. Co przeminie, a co na tym gruncie wzrośnie, czas pokaże. Tymczasem zebrałem po siedem plusów i minusów ubiegłego teatralnego roku. PLUSY 1. Terapia „Klątwą” Polscy twórcy zabierali się do tego niemrawo, ale przybysz z Chorwacji, Oliver Frljić, zderzył się z „naszymi okupantami” (jak ich nazwał Boy) bez zabezpieczeń. Powstał spektakl odważny i mądry, o zdumiewająco świetnej konstrukcji, wzorcowo wykonany aktorsko. Znalazły się w nim fragmenty sztuki Wyspiańskiego, opowiadającej o klęsce suszy rzekomo wywołanej grzechem obcowania wiejskiej panny z księdzem. Ale w przedstawieniu warszawskiego Teatru Powszechnego dramat Wyspiańskiego to tylko rezonator opowieści o innej klątwie, która zawisła nad Polską – klątwie zniewolenia przez panoszący się kler katolicki: jego zachłanność, obsesje obyczajowe i seksualne, poczucie bezkarności. „Klątwa” Frljicia to również opowieść o teatrze, jego miejscu we współczesnym świecie. Wreszcie o aktorach, którzy swoimi twarzami firmują sceniczne konflikty. Spektakl wywołał wściekłość skrajnej prawicy, a także świętoszkowate oburzenie polityków i niektórych hierarchów, oskarżających twórców o domniemane bluźnierstwo. Jak pisali recenzenci, polski teatr po tej „Klątwie” będzie już innym teatrem. 2. Powrót polityki i aluzji I rzeczywiście, powstało wiele przedstawień bezpośrednio lub aluzyjnie nawiązujących do sytuacji w Polsce, do pojawiających się zagrożeń demokracji i tego wszystkiego, co sprawia – jak to określił Krystian Lupa – że jest duszno. Sam Lupa zresztą dał wyjątkowo silnie przesycony odniesieniami do polityki „Proces” według Franza Kafki w siedzibie Nowego Teatru w Warszawie, zrealizowany wraz z Teatrem Powszechnym, TR Warszawa i Teatrem Studio. To krzepiący wyraz solidarności z artystami pracującymi nad „Procesem” Lupy początkowo we wrocławskim Teatrze Polskim, gdzie po zmianie dyrekcji reżyser uznał dalszą współpracę za niemożliwą. Nie poniechał jednak myśli o tym spektaklu, który powstał dzięki wsparciu czterech warszawskich scen. Stolica coraz częściej staje się ostoją przedsięwzięć gdzie indziej niemożliwych – TR Warszawa zaoferował byłym szefom i części zespołu aktorskiego Teatru Polskiego rodzaj rezydencji. Dzięki temu powstały już pierwsze warszawskie spektakle „wygnańców”: „Workplace” oraz „Solidarność. Nowy projekt”. 3. Pamięć Holokaustu Trwa wysoka fala powrotu teatru do niezabliźnionych ran Holokaustu, wciąż dotkliwej traumy – tym razem opowiadanej przez trzecią generację, a więc wnuki ofiar Zagłady. Janusz Opryński dał w lubelskim Teatrze Provisorium potężne przedstawienie oparte na powieści Jonathana Littella, „Punkt Zero. Łaskawe”, z wybitnymi rolami Łukasza Lewandowskiego i Sławomira Grzymkowskiego. Opowieść o Zagładzie z punktu widzenia kata mającego na sumieniu nie tylko zbrodnię ludobójstwa, ale i pospolite przestępstwa, uwznioślone odniesieniami do klątwy wiszącej nad rodem Atrydów, budzi trwogę. Uczucie to wywołują też kolejne części tryptyku Mai Kleczewskiej i Łukasza Chotkowskiego, którzy po „Dybuku” pokazali w Teatrze Żydowskim dwa mocne przedstawienia: „Malowanego ptaka” według Jerzego Kosińskiego (w koprodukcji z poznańskim Teatrem Polskim) i „Golema”, przejmującą opowieść o pamięci. Do czasów Zagłady nawiązuje także Tadeusz Słobodzianek w poruszającym dramacie „Historia Jakuba”, w którym podwójna „tożsamość” bohatera, polska i żydowska, stawia go wobec pytania, kim jest. Wciąż bliskim-obcym. W inscenizacji Ondreja Spišáka na Scenie na Woli dylemat bohatera przekonująco odgrywa Łukasz Lewandowski. 4. Czytania Już dawno zyskały prawo teatralnego obywatelstwa. Czytania dramatów stały się ważnym uzupełnieniem repertuaru, często pierwszą próbą publicznego przetarcia się tekstu. Ale od pewnego czasu są czymś więcej. Zapowiadało to brzmiące pseudouczenie pojęcie „czytania performatywnego”. A chodziło po prostu o takie czytanie, które wykracza poza konwencję lektury i niepostrzeżenie przechodzi w granie, lekkie inscenizowanie i tworzenie sytuacji. Dzisiaj odchodzi się od tego zwodniczego określenia na rzecz właśnie czytania, choć dopiero teraz czytanie staje się działaniem granicznym między lekturą a przedstawieniem. Sporo było już zapowiedzi takiej przemiany, bodaj jedną z najbardziej sugestywnych była lektura Fredry w reżyserii Michała Zadary, cykl „Fredro. Nikt mnie nie zna”. W teatrze jednego aktora taki prekursorski spektakl dała Grażyna Marzec,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2018, 2018

Kategorie: Kultura