Polskie władze były oburzone, niemieccy biskupi nie wiedzieli, jak odpowiedzieć, Watykan zachował dystans Przed 40 laty, 18 listopada 1965 r., podczas Soboru Watykańskiego II w Rzymie polscy biskupi przekazali biskupom niemieckim głośny list z historycznym zwrotem „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Okazał się on jednak bardzo rzadkim przykładem dokumentu kłopotliwego dla wszystkich – polskich biskupów, niemieckich adresatów, władz PRL, a także dla szerokich kręgów społeczeństwa. Inicjatorem, a zarazem głównym autorem listu był wrocławski wówczas biskup Bolesław Kominek, który swym pomysłem początkowo nie podzielił się nawet z prymasem, kard. Stefanem Wyszyńskim. Ten z kolei powiadomiony w międzyczasie i współtworzący tekst, gdy dzień przed wysłaniem listu składał grzecznościową wizytę w ambasadzie PRL, o liście nie wspomniał słowem. Nawet papież nie wiedział, nad czym tak gorączkowo pracują polscy biskupi. Ilustracją dystansu także ze strony Watykanu wobec rewelacyjnej przecież inicjatywy biskupów może być ogłoszenie przez radio watykańskie zwykłej, lakoniczniej informacji o wymianie listów z 18 listopada prawie półtora miesiąca później, dopiero 31 grudnia 1965 r.). Kominek z kolei z miejsca zaczął redagować list w języku niemieckim i tylko tę wersję przekazano adresatom. Większości obecnych w Rzymie 35 polskich biskupów utrudniło to lub wręcz uniemożliwiło z powodu nieznajomości języka odniesienie się do treści listu. Szczególnie że tekst był bardzo długi, liczył ok. 3 tys. słów. Podpisywano go więc, że tak powiem, w ciemno. Kominek skupił się wyłącznie na wersji niemieckiej, by w ten sposób przyspieszyć szansę na szybką odpowiedź. W obiegu było już bowiem memorandum niemieckich Kościołów ewangelickich z 10 października 1965 r., nakłaniające siły polityczne RFN do pogodzenia się z granicą na Odrze-Nysie. Kominek liczył na podobną reakcję katolickich braci w Chrystusie. W tym celu (rzecz raczej niepraktykowana) Kominek konsultował projekt listu z obecnymi na soborze Niemcami. Znany i w sprawy polsko-niemieckie życzliwie zaangażowany publicysta Hansjakob Stehle w książce „Tajna dyplomacja Watykanu” pisze, że Kominek „naradzał się w Rzymie z niemieckimi biskupami w nadziei na wywołanie pozytywnego z ich strony echa”. Obiegowa wersja głosi, że poprzez swego sekretarza biskup wrocławski przekazał kopię listu korespondentowi prasy polskiej w Rzymie, Ignacemu Krasickiemu, zakładając, że tekst błyskawicznie znajdzie się w Warszawie. Ta zaś, jeśli będzie miała jakieś zastrzeżenia, niechybnie przekaże je korespondentowi, nie mówiąc już o chęci zastopowania całej inicjatywy. Niezmiernie ważny dokument wysłano więc bocznymi, poufnymi drzwiami, który to krok Kominek przemilczał nawet przed Wyszyńskim. Tymczasem korespondent, chcąc się pochwalić w Warszawie, jakie ma w Watykanie chody, przekazał list do MSW jako swą supertajną zdobycz, wprowadzając odbiorców w błąd i gniew, że biskupi planują coś za plecami władz itd. Krasicki miał później tej wersji zaprzeczać (pisemnego śladu brak). Kominek z kolei zapewniał, że nie chcąc wchodzić na drogę oficjalną poprzez ambasadę (byłaby zapewne bardzo czasochłonna i najprawdopodobniej zakończyłaby się w ślepej uliczce), posłużył się Krasickim jako pośrednikiem, znając jego dobre układy z Warszawą. Podstawą roboczą dla przygotowywanego listu były opracowane przez Kominka, również tylko po niemiecku, liczące 12 stron tezy pt. „Dialog między Niemcami a Polską”. Tezy te chciał wydrukować „Tygodnik Powszechny”, lecz cenzura ten pomysł zastopowała. Aleksander Merker, doskonale zorientowany w sprawach państwo-Kościół w PRL, przypomina sobie, że w pierwszej fali emocji władze rozważały nawet możliwość pozbawienia abp. Kominka obywatelstwa, którą to praktykę stosowano zresztą wówczas wobec obywateli działających za granicą „na szkodę PRL”. Samo orędzie, którego treść rzadko kto dzisiaj pamięta, zajęło w tygodniku „Forum” dwie kolumny. Tylko w jednej trzeciej objętości podejmowało konfrontacje polsko-niemieckie XX w. Większość tekstu przypominała bardzo odległe, harmonijne bądź kontrowersyjne czasy historyczne. Z publiczną, lecz solidnie udokumentowaną, przemyślaną obroną orędzia przed atakami władzy Episkopat wystąpił dopiero 10 lutego 1966 r., kiedy to w kościołach odczytano „list pasterski Episkopatu Polski”. „Trybuna Ludu” zareagowała na ten tekst dopiero 17 marca w obszernym komentarzu redakcyjnym, drukując jednak obok list pasterski z niewielkimi, nieistotnymi skrótami. Sądzę, że redakcja, a raczej jej zleceniodawcy, popełnili tutaj błąd w sztuce, bo sformułowanie
Tagi:
Eugeniusz Guz









