Pożegnanie Wodza

Pożegnanie Wodza

Ogromne masy ludzi ruszyły w stronę Domu Związków, aby złożyć hołd zmarłemu. Setki, a może i tysiące ludzi straciło życie, zdławionych i zadeptanych przez innych

Saratnicy musieli teraz zająć się przygotowaniami do uroczystości pogrzebowych. Powołana w tym celu komisja w protokole ze swojego posiedzenia zapisała w 13 punktach najważniejsze i konieczne do podjęcia czynności (dokument ten ogłosił w drugim tomie biografii Stalina pt. „Generalissimus” W. Karpow, Kaliningrad 2002). Punkt 1 zapowiadał przeprowadzenie sekcji zwłok i „długotrwałe balsamowanie ciała towarzysza Stalina” w tym samym laboratorium, które od lat zajmowało się stanem zwłok Lenina. Balsamowanie rzeczywiście trwało bardzo długo. W punkcie 6 rzeźbiarzowi M. Manizerowi zlecono sporządzenie maski pośmiertnej Wodza. Manizer – trzykrotny laureat Nagrody Stalinowskiej – zadanie wykonał.

Żałoba

O godzinie 22.30 na polecenie Berii komendant daczy, I. Orłow, (właśnie wrócił z urlopu), wspólnie ze Starostinem, Tukowem i Butusową sporządzili protokół dotyczący mienia Stalina (jego tekst W. Karpow zamieścił w drugim tomie swojej biografii Stalina, Kaliningrad 2002). Było tego niewiele: kilka notatników, pięć fajek, książki, przybory do pisania, garderoba, m.in. sześć kurtek mundurowych (dwie białe, dwie szare i dwie ciemnozielone) i 10 par spodni, bielizna osobista, cztery szynele, cztery czapki kroju wojskowego. W spisie nic nie wspomina się o obuwiu, ale wielu biografów twierdzi, że zwykle nosił jedną i tę samą parę aż do całkowitego zużycia.
Na wieczornym posiedzeniu 5 marca powzięto znacznie ważniejszą decyzję niż zlecenie jakie od Berii otrzymał Orłow. Otóż Malenkow, Chruszczow i Beria mieli zadbać „o uporządkowanie dokumentów i papierów towarzysza Stalina, dotyczących zarówno spraw bieżących, jak i archiwalnych” (dokument cytuje E. Radzinskij i inni autorzy, natomiast o dość tajemniczych i powikłanych losach archiwum Stalina najobszerniej napisali bracia Miedwiediewowie w cytowanej już książce).

Hołd

6 marca od wczesnych godzin rannych z głośników radiowych rozlegała się jedynie muzyka poważna, żałobna, przerywana słowami komunikatu najwyższych władz partyjnych i państwowych o zgonie Stalina i o zarządzonej żałobie narodowej. Wszystko to czytał Jurij Lewitan (1914-1983), którego głęboki, uroczysty, o wyjątkowej barwie i rzadko spotykanej wyrazistości głos znany był każdemu obywatelowi ZSRR. To on w czasie wojny 1941-1945 ogłaszał rozkazy Stalina, a w latach powojennych najważniejsze decyzje władz. Wtedy, 6 marca, czytał do mikrofonu radiowego o tym, że poprzedniego dnia, o godzinie 21.50, przestało bić serce „genialnego kontynuatora dzieła Lenina, mądrego wodza i nauczyciela partii komunistycznej i narodu radzieckiego (…)”. Z ust Lewitana słuchacze dowiedzieli się, że trumna ze zwłokami Wodza będzie wystawiona w Sali Kolumnowej Domu Związków, tego samego, w którym w drugiej połowie lat 30. odbywały się nakazane przez Stalina procesy pokazowe dawnych czołowych bolszewików, a w czerwcu 1945 r. miał miejsce proces 16 przywódców polskiego państwa podziemnego.
Ludność ZSRR dowiedziała się też, kto został premierem, a kto przewodniczącym Rady Najwyższej. Wszystkie zmiany personalne na szczytach władzy państwowej zatwierdziła Rada Najwyższa 15 marca, co w praktyce systemu stalinowskiego było aktem czysto formalnym.
6 marca ogromne masy ludzi ruszyły w stronę Domu Związków, aby złożyć hołd zmarłemu. Pierwsze „potoki moskwian” – jak relacjonował później popularny tygodnik „Ogoniok” – dotarły tam o godzinie 16, a za nimi tysiące, dziesiątki tysięcy. Ulice przylegające do Domu Związków, całe centrum miasta zapełniało nieprzeliczone mrowie ludzkie i tak aż do 9 marca. Setki, a może i tysiące ludzi straciło życie, zdławionych i zadeptanych przez innych. Poeta Jewgienij Jewtuszenko, który także w tym niesamowitym wręcz ścisku szedł pożegnać zmarłego, pisał później: „To było straszne widowisko… Tłum przekształcił się w potworny wir… Nagle poczułem, że idę po czymś miękkim. To było ludzkie ciało. Podkurczyłem nogi, a tłum mnie niósł. Długo bałem się opuścić nogi. Uratował mnie mój wysoki wzrost. Ludzie znacznie niżsi dusili się i ginęli”. A tam, w Sali Kolumnowej, na wysokim katafalku spoczywała trumna „z ukochanym wodzem, ojcem i przyjacielem (…)”, jak pisał cytowany „Ogoniok”. Przy trumnie wartę honorową pełnili politycy, wojskowi, wybrani przedstawiciele różnych zawodów i regionów państwa, a wśród nich ludzie radzieckiej nauki i kultury, zagraniczni goście. Salę Kolumnową zamykano wieczorem i otwierano znów na długo przed świtem. Dni i noce były wówczas mroźne, jednak oczekujących na wejście nie ubywało, lecz przybywało. O czym myśleli?

Co dalej?

Częściowej odpowiedzi udzielił pisarz Ilija Erenburg. Wspominał, że kiedy 6 marca przeczytał w „Prawdzie” komunikat rządowy o śmierci Wodza, chciał zastanowić się nad tym, „co teraz będzie z nami wszystkimi? Ale myśleć nie byłem w stanie. Odczuwałem to, co wtedy zapewne przeżywało wielu moich rodaków: odrętwienie”. Kiedy zaś wraz z innymi pisarzami stał przy trumnie Stalina, widział w oczach większości składających ostatni hołd łzy. Płaczących widział również na ulicach. „Nie sądzę – kontynuował – by w historii zdarzył się podobny pogrzeb”. Dodawał do tego jeszcze jedno, być może szczere, wyznanie: „Nie żal mi było boga, który zmarł na skutek wylewu krwi do mózgu, nie jak bóg, lecz zwykły śmiertelnik. Odczuwałem jednak strach: co teraz będzie? (…) Bałem się, że będzie gorzej”.
Podobne myśli zanotował 32-letni Andriej D. Sacharow, współtwórca radzieckiej bomby wodorowej (pierwsza jej udana eksplozja miała miejsce 12 sierpnia 1953 r.) i późniejszy dysydent. Wspominał, że śmierć Stalina „to było wstrząsające wydarzenie. Wszyscy pojmowali, że coś się wkrótce zmieni, ale nikt nie wiedział, w którą stronę. Obawiali się gorszego (tylko co właściwie mogło być gorsze?). Ale nawet ludzie, którzy nie żywili żadnych iluzji w stosunku do Stalina i ustroju, obawiali się powszechnego rozkładu, waśni, nowej fali masowych represji, a nawet wojny domowej”. Ale te słowa znanego pisarza i wybitnego fizyka teoretyka zapisane zostały już w innych warunkach.

„Wielki budowniczy szczęścia”

Natomiast ci, którzy wypowiadali się publicznie w dniach żałoby, posiłkowali się zupełnie innym językiem. Czy szczerze i z własnej woli, to już inna sprawa. Wybitny kompozytor Dmitrij Szostakowicz pisał, że ludzie radzieccy z „ukochanym imieniem Stalina wiążą wszystko, co najlepsze na ziemi (…). My, ludzie sztuki, ze szczególną siłą odczuwamy ból po ciężkiej stracie. Odszedł bowiem od nas najmądrzejszy opiekun, troskliwy przyjaciel, myślący nauczyciel”. W dniach ogólnonarodowej żałoby nie zabrakło też głosu patriarchy moskiewskiego i całej Rosji, Aleksego I (1877-1970). W oficjalnym posłaniu adresowanym do rządu pisał, że zgon „nieodżałowanej pamięci Josifa Wissarionowicza Stalina, wielkiego budowniczego narodowego szczęścia (…) Rosyjska Prawosławna Cierkiew przeżywa z głębokim żalem (…) i nigdy nie zapomni jego życzliwego stosunku do jej potrzeb (…)”. I to wszystko po tym, kiedy na rozkaz bolszewików i osobiście Stalina w latach 20. i 30. równano z ziemią prawosławne świątynie, duchownych zsyłano do łagrów, a wielu mordowano. Patriarcha musiał też bardzo dobrze pamiętać, że 5 grudnia 1931 r. zniszczono ładunkami wybuchowymi największą w Moskwie świątynię prawosławną – cerkiew Chrystusa Zbawiciela, a na jej miejscu w latach 1958-1960 zbudowano wielki basen pływacki Moskwa (po prawie 40 latach znów stoi tam ta sama świątynia, zbudowana od podstaw w swoim pierwotnym kształcie w latach 1997-1998). Wątpliwe też, aby Szostakowicz zapomniał, jak to 28 stycznia 1936 r. „Prawda” osądzała jego operę „Lady Makbet mceńskiego powiatu” („chaos zamiast muzyki, utwór prymitywny i wulgarny”), a w lutym 1948 r. jego i równie wybitnego Sergieja Prokofjewa kierownictwo KPZR atakowało za „obcy sztuce socjalistycznej” formalizm. Los chciał, że Prokofiew zmarł też 5 marca 1953 r.

Pogrzeb

Poranek 9 marca był – jak czytamy w cytowanym „Ogońku” – szary, a nad kremlowskimi basztami nisko przesuwały się chmury. Do godz. 9 plac Czerwony był już wypełniony przez tych, których tam wpuszczono. Nad wejściem do Mauzoleum Lenina były już dwa nazwiska: Lenina pod nim Stalin. Pięć minut po godz. 10 trumnę ze zwłokami Stalina wynieśli z Sali Kolumnowej Domu Związków „saratniki”: Malenkow, Beria, Mołotow, Woroszyłow, Chruszczow, Bułganin, Kaganowicz, Mikojan. Oficerowie ustawili ją na lawecie armatniej. Kondukt ruszył w kierunku Mauzoleum. Tuż przed wejściem trumnę ze zwłokami złożono na czerwonym postumencie. W tym czasie na trybunie Mauzoleum zajęli już miejsca członkowie nowego składu Prezydium KC KPZR oraz szefowie najważniejszych partii komunistycznych, wśród nich Bolesław Bierut i jedyny niekomunista – przywódca lewicowej Włoskiej Partii Socjalistycznej, Pietro Nenni. Komunistyczną Partię Chin reprezentował premier Czou En Laj. Żałobną uroczystość otworzył Chruszczow, a przemawiali kolejno: Malenkow (najdłużej), Beria (nieco krócej) i Mołotow (najkrócej). Odczytywali bałwochwalcze, uzgodnione oczywiście teksty, przepełnione zapewnieniami, że naród radziecki pod kierownictwem partii Lenina-Stalina kroczyć będzie nadal od zwycięstwa do zwycięstwa. Malenkow nazwał Stalina „największym geniuszem ludzkości”. Beria zapewniał, że wszystkich wrogów państwa radzieckiego, którzy liczą na „rozkład i zamieszanie w naszych szeregach”, czeka „gorzkie rozczarowanie”. Podkreślił też znaczenie powołania na stanowisko premiera Malenkowa. Jak widać, tandem działał bez zarzutu. Z kolei Mołotow mówił, że „my wszyscy możemy być dumni z tego, że przez ostatnie 30 lat pracowaliśmy pod kierownictwem towarzysza Stalina. Jesteśmy wychowankami Lenina i Stalina i ich uczniami (…). Chcemy pozostać uczniami i wyznawcami Lenina, wiernymi i godnymi uczniami i wyznawcami Stalina”.
O godz. 11.54 Chruszczow ogłosił zakończenie uroczystości. Teraz ci sami, którzy wynosili trumnę z Sali Kolumnowej Domu Związków, wnieśli ją do wnętrza Mauzoleum (pierwsi zwiedzający mogli tam wejść dopiero po upływie kilku miesięcy). Rozległy się salwy artyleryjskie, a cały kraj zastygł w pięciominutowym milczeniu. W głośnikach radiowych żałobne melodie zastąpił hymn ZSRR.

Co po nim?

Stalin odszedł, ale czy wraz z nim również stalinizm, który wielu historyków i politologów trafnie, według mnie, określa jako komunistyczną odmianę totalitaryzmu? Wówczas mówiono i pisano na Zachodzie, że wraz ze zgonem dyktatora zakończyła się pewna epoka. Jeśli rozumieć ją jako czas rządów Stalina – zgoda. Natomiast kres stalinizmu nastąpił znacznie, znacznie później, a jego poststalinowskie fazy wyznaczali kolejno: Chruszczow, który na XX (1956 r.) i XXII (1961 r.) zjeździe KPZR rozpoczął destalinizację albo raczej demitologizację osoby Wodza; Gorbaczow, który zajął się już demontażem systemu, i Jelcyn, zadając ustrojowi stworzonemu przez Lenina i Stalina druzgocące ciosy, po których nie jest już w stanie się podźwignąć, co nie znaczy, że nikomu w dzisiejszej Rosji nie marzy się jakaś jego zmodernizowana restauracja. Generalnie jednak Stalinem i stalinizmem zajmują się na szczęście – i to już od dawna – głównie historycy i politolodzy. Udostępniane powoli postradzieckie źródła archiwalne umożliwiają likwidację wielu białych plam i wyjaśnianie wielu tajemnic życia Stalina.

Zagadki

Jeden z rosyjskich badaczy, autor książek o Neronie, Aleksandrze Macedońkim i o wielu innych władcach napisał (B. Bim-Bad, „Stalin. Issledowanije żizniennogo stila”, Moskwa 2002), że Stalin uczynił wszystko, co od niego zależało, aby swoje pierwsze 40 lat życia ukryć w głębokim cieniu i w mroku. Mało tego, „otworzył nieznaną wcześniej erę w historii – erę totalnej falsyfikacji przeszłości (…) i udało mu się oszukać gigantyczną masę ludzi (…). Niewykluczone, że rozstawał się z życiem z myślą, iż oszukał i samą historię”. Choć napisane to zostało z niewątpliwą przesadą i publicystycznym zacięciem, brzmi wcale efektownie. Tak czy owak, w życiorysie Stalina nadal jest sporo niewiadomych, skłaniających wielu autorów do najprzeróżniejszych spekulacji. Najbardziej może przyciągają uwagę okoliczności jego zgonu. O rekonstrukcji braci Miedwiediewów, którą oni nazwali podwójnym spiskiem (przypomnę: Ignatjew, Chruszczow, Bułganin, Malenkow, Beria), pisałem już wcześniej. Nazwijmy to spiskiem zaniechania udzielenia porażonego udarem mózgu Stalinowi możliwie najrychlejszej pomocy medycznej. Czy był to świadomy zamach na życie Wodza? Nie sądzę, by nawet najwybitniejsi wówczas lekarze radzieccy, a tylko oni mogli być dopuszczeni do Stalina, zdołali odsunąć zbliżającą się szybko śmierć, by przywrócili sprawność na wpół sparaliżowanemu i nieprzytomnemu konającemu. Zatem wymienieni saratnicy postanowili jedynie nie przeszkadzać naturze, popełniając jednak przy tym grzech czy przestępstwo zaniechania.

Dokończenie w następnym numerze

Autor jest emerytowanym profesorem Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk, czasowo przebywającym w Przedstawicielstwie PAN w Moskwie

Wydanie: 11/2003, 2003

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy