Kobieta mnie bije

Kobieta mnie bije

Rośnie liczba mężczyzn, którzy padają ofiarą przemocy ze strony żon czy partnerek. Ich szanse przekreśla mit o kobiecej słabości i męskiej sile Przeżywają stres pourazowy taki jak u ofiar porwań. Trudno do nich dotrzeć. Jeszcze trudniej namówić na rozmowę z dziennikarzem. Tylko nieliczni godzą się na publikację wizerunku. Przełamania bariery wstydu nie ułatwia społeczna akceptacja dla przemocy ze strony kobiet. Jacek mieszka w okolicach Warszawy. Dwa lata temu jeszcze się nie dawał, ale już leczył na depresję. Dziś nie wychodzi od lekarzy. – Ślub braliśmy w kościele. Kiedy urodziła się pierwsza córka, żona zrezygnowała z pracy w telewizji i zajęła się domem. Piekło rozpętało się cztery lata temu, gdy wróciła do mediów, gdzie zarabia duże pieniądze. Najpierw zdecydowała, że będą sypiać oddzielnie. Każdego dnia prowokowała awantury i każdy pretekst był dobry – od rzekomo zbyt niskiej pensji Jacka po mokry parasol pozostawiony jak zwykle w przedpokoju. – Dzwoniła po policję, oskarżając mnie o bicie i znęcanie się nad rodziną. Na szczęście trafiłem na rozsądnych policjantów. Kiedy przyjechali po drugim wezwaniu, jeden z nich odprowadził mnie do radiowozu i powiedział „Nie tykaj jej palcem. Rozwali sobie łeb o kaloryfer i powie, że chciałeś ją zabić” – opowiada Jacek. Dziś jego sytuacja jest beznadziejna. – Żona wzięła kutą na cztery nogi adwokat. Jedyne, co mi zostało, to tabletki. Puściła mnie z torbami. Pogodziłem się z losem – mówi zrezygnowany. Dlaczego tak się stało? – Nowe okoliczności wyzwoliły chęć uzyskania niezależności, większych pieniędzy kosztem męża, który stał się ofiarą modliszki. Zmiana trybu życia często podszyta jest chęcią zmiany partnera – to diagnoza tego, co spotkało Jacka, sformułowana przez terapeutę. Terminator po wylewie Paweł z C. uciekł, by uwolnić się od toksycznej codzienności w czterech ścianach. – Nadal używam słowa wyprowadzka. A naprawdę uciekłem z własnego domu. Nigdy nie uwierzyłbym, że może mnie to spotkać – mówi. On – obieżyświat zawsze radzący sobie w ekstremalnych sytuacjach. Ona – drobna brunetka o łagodnym, miłym głosie. – Kładąc się spać, nie mogłem być pewny, że doczekam świtu. Zostawiłem dom i atrakcyjną działkę. Muszę zaczynać od nowa z pięćdziesiątką na karku. Takich jak ja są tysiące. Albo znajdują siłę i sposób, by zacząć od nowa, albo toną w bagnie obojętności. Na prawo i sprawiedliwość nie masz co liczyć – dopowiada z przekonaniem Paweł. Bogusław Sadowski z Warszawy twierdzi, że dopóki miał pracę i zdrowie, miał spokój i rodzinę. Dziś ma pokój zamieniony w karcer o powierzchni 16 m kw. Przeciska się w nim między wersalką, lodówką, małą szafą a stolikiem, na którym stoi telewizor i elektryczny czajnik. Jest rencistą. Życie uratowała mu operacja. Po wylewie lewej ręki używa głównie do wypełnienia rękawa koszuli. Nie wolno mu się denerwować. – Piorę ręcznie. To po tym, jak wezwałem policję, bo żona zabraniała mi korzystać z pralki. Pouczyli mnie, że maszyna jest żony, a ja mogę sobie kupić nową – mówi Sadowski. Nie pouczyli go, jak ma korzystać w tej sytuacji z łazienki. Opracował własną taktykę. Słucha, kiedy toaleta jest wolna, chwyta papier toaletowy i pędzi. Kiedy zamyka drzwi, już po chwili słyszy dobijanie się i hałaśliwe komentarze: „Wyłaź szybko, nie jesteś sam”. Jego prawdziwe kłopoty zaczęły się od interwencji policji na wezwanie żony. – Przyjechali, zapisali, że się awanturuję, znęcam nad rodziną. Wyszedłem na cyborga. A że z pierwszą grupą inwalidzką? Kogo to obchodzi? – pyta sam siebie. W lutym 2005 r. odbyła się w warszawskim sądzie ich sprawa rozwodowa. – Na adwokata pożyczyłem 2 tys. zł. Wziął forsę, a na rozprawie powiedział, że winę biorę na siebie. Krzyczałem, że to nieprawda, ale sąd zgodził się ze zdaniem adwokata – żali się Sadowski. Kiedy leżał po wylewie w szpitalu, miał sprawę o znęcanie się nad rodziną. Za pośrednictwem kolegi dostarczył dokumenty potwierdzające konieczność pobytu w szpitalu. Jego obecność na rozprawie okazała się niepotrzebna. Dostał dwa lata w zawieszeniu. Kurator skierował go do fundacji, która miała pomóc. Pomogli, dając torbę przeterminowanych makaronów i sosów. Na ludowo, czyli w mordę… W policyjnych statystykach liczba przypadków przemocy domowej,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 37/2007

Kategorie: Reportaż