Kobiety mówią dość

Kobiety mówią dość

Elity, a więc przede wszystkim mężczyźni, zbudowali państwo bez kobiet. Mówiono o postępie i nowoczesności, ale nie uwzględniano kobiet jako pełnoprawnych obywatelek.

– Nie było takiego myślenia, że demokracja może być tylko wtedy, kiedy zabezpiecza prawa wszystkich obywateli i obywatelek, kiedy chroni słabszych. Co więcej, same kobiety, np. działające w Solidarności, nie myślały w ten sposób. To w dużej mierze spowodowało, że można było złożyć ich prawa na ołtarzu jedności narodu.

Jedność narodu jako refren towarzyszy nam właściwie nieprzerwanie przez ostatnie ćwierćwiecze. Panowie z klasy politycznej, niezależnie od tego, czy są prawicowcami czy liberałami, pokazują kobietom miejsce w szeregu. Można wręcz powiedzieć o pogardzie ponad podziałami.

– Mam wrażenie, że dzisiaj ten kontekst jest inny. Oczywiście dla dużej części elit liberalnych prawa kobiet są wciąż tematem zastępczym, który nie znajduje się w centrum debaty na temat demokracji. Jednak poczucie, że to ważna część wolności demokratycznych, jest o wiele bardziej powszechne. Coraz częściej możemy spotkać opinie, że państwo, które zamiast chronić prawa jednostki, wchodzi z butami w sferę prywatną, jest państwem autorytarnym. Potwierdzeniem tego może być duże zaangażowanie społeczne, szczególnie ludzi młodych, podczas obecnych protestów przeciw zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego. Świadomość obywateli jest dużo większa niż świadomość elit.

Wyrośnie podziemie aborcyjne

Z jednej strony, mamy system bez kobiet albo z kobietami podnóżkami, z drugiej – walkę o przestrzeganie praw kobiet w demokratycznym państwie prawa.

– Z jednej strony, mamy wizję nacjonalistyczną, gdzie punktem odniesienia jest naród, którego interesy najlepiej zabezpieczy elita polityczno-religijna. Z drugiej – wersję liberalnej demokracji, którą zbudowano w Polsce po 1989 r. i w której prawa kobiet były traktowane instrumentalnie i wybiórczo. Ale nie są to wizje tak odległe, jak mogłoby się wydawać. Twórcy ustawy zakazującej aborcji czerpią inspirację z wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 1997 r., który uznał zarodek nie tylko za człowieka, ale też za obywatela, którego prawa mogą być ważniejsze niż prawa kobiety. Ta ustawa to nie wyjątek, nie wypadek przy pracy, tylko efekt lekceważenia praw kobiet przez ostatnie dwie dekady. I dlatego wróżę jej, niestety, sukces. Moim zdaniem na 90% jakaś wersja ustawy zostanie przegłosowana, np. zakaz aborcji płodów uszkodzonych i niezdolnych do życia. Ofensywa antygenderowa, szczególnie widoczna i zdecydowana na poziomie lokalnym, także pomogła utorować drogę dla totalnego zakazu aborcji. Atak na prawa reprodukcyjne kobiet zawsze był ważną częścią politycznej strategii prawicy.

Prawica krzyczy o aborcji, in vitro i gender, powołując się przy tym na ochronę życia albo obronę wartości chrześcijańskich. Tymczasem ostatnie ćwierć wieku to czas cięć wymierzonych przede wszystkim w kobiety. Na poziomie deklaracji troska o życie, a realnie – demontaż instytucji i pogarda dla żyjących w trudnej sytuacji. Niespecjalnie to wszystko spójne.

– To jest spójne na pewnym poziomie. W prawicowej wizji państwo uchodzi w dużej mierze za obszar niebezpieczny, podczas gdy sfera rodzinna, domowa jest idealizowana. Dlatego dla prawicy żłobki i przedszkola nie są dobrem społecznym, wręcz przeciwnie, mogą stanowić zagrożenie dla tradycyjnego porządku społecznego, szczególnie jeśli stają się np. miejscem edukacji równościowej. Stąd rozpuszczanie plotek o tym, że w przedszkolach „lewactwo chce edukować pięcioletnie dzieci do masturbacji”. Dla prawicy najlepszym rozwiązaniem jest tradycyjny model: kobieta siedzi w domu i wychowuje dzieci, mąż pracuje i zarabia, a dzieci i ryby głosu nie mają. W ramach takiej wizji równość nie istnieje, jest hierarchia i gotowość do podporządkowania.

Wyobraźmy sobie, że zostaje przyjęta ustawa o bezwzględnym zakazie aborcji. Co wtedy?

– Będziemy mieli do czynienia z rozbudową podziemnego państwa aborcyjnego. Proszę zwrócić uwagę na to, że w debacie o aborcji praktycznie od ćwierć wieku nie rozmawiamy w ogóle na temat samej aborcji! Poza feministkami nikt nie mówi o społecznych skutkach zakazu aborcji. Nie mamy w Polsce badań, które pokazywałyby, ile realnie jest aborcji i w jakich warunkach się odbywają. Nic nie wiemy o konsekwencjach zdrowotnych tego procesu ani jak to jest powiązane z położeniem ekonomicznym kobiet.

W ogóle nie pada podstawowe pytanie, czy zakaz aborcji wpływa na liczbę zabiegów.

– Zakaz aborcji nie doprowadzi do zmniejszenia ich liczby, to tak nie działa. Przykładem potwierdzającym to, co mówię, może być Rumunia pod rządami Nicolae Ceausescu. Rumunia stała się dzięki swojej restrykcyjnej polityce niechlubnym liderem w Europie pod względem śmiertelności kobiet w wieku rozrodczym, śmiertelności noworodków i śmiertelności okołoporodowej. Co więcej, liczba nielegalnych aborcji była dramatyczna – średnio pięć w życiu przeciętnej kobiety. A przecież w totalitarnym państwie kontrola nad kobietami była niemal nieograniczona!

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 19/2016, 2016

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy