Kobiety mówią dość

Kobiety mówią dość

Dla dużej części elit liberalnych prawa kobiet są wciąż tematem zastępczym

Dr Elżbieta Korolczuk – pracuje na Uniwersytecie Södertörn w Sztokholmie i wykłada w Instytucie Studiów Zaawansowanych w Warszawie. Bada m.in. ruchy społeczne, rodzicielstwo i politykę społeczną. Od ponad dekady zaangażowana jest w ruch kobiecy; przewodnicząca rady fundacji Akcja Demokracja i honorowa członkini stowarzyszenia Dla Naszych Dzieci.

Zaczęła się jazda po bandzie. Prawica funduje kobietom piekło, o którym kilkadziesiąt lat temu pisał Boy-Żeleński.

– Z piekłem kobiet mamy do czynienia przynajmniej od 25 lat, właściwie od początku III RP. Tylko że to piekło przede wszystkim dla kobiet ubogich, które nie mają 380 euro na zabieg na Słowacji, więc media o tym milczą.

Bezwzględny zakaz aborcji jest kolejnym stopniem do tego piekła. Wszystko to dzieje się przy wsparciu ludzi, którzy w każdą niedzielę głoszą Dobrą Nowinę, propagując chrześcijańskie miłosierdzie.

– Miłosierdzie przestało być głównym elementem nauki Kościoła. Kościół bardzo się skupił na kwestiach związanych z seksualnością, a szczególnie na ciałach kobiet, natomiast w ogóle nie zabiera głosu w sprawach ekonomicznych. Nie staje w obronie słabszych, nie piętnuje nierówności, które stanowią paliwo dla niezadowolenia społecznego i frustracji. Najbardziej uderzający jest antydemokratyczny wymiar tego procesu. Jasno wyraził to kard. Dziwisz w 2013 r. w kontekście debaty o in vitro, stwierdzając, że „prawdy nie ustala się przez głosowanie”, więc parlament nie ma prawa podejmować decyzji sprzecznych z tym, co propagują hierarchowie.

Upolitycznienie Kościoła nie jest nowością. Wystarczy przypomnieć zaangażowanie hierarchów w dyskusję o aborcji na początku lat 90. czy wsparcie dla neoliberalnych reform. Wtedy jego zapleczem politycznym były elity liberalne. Dzisiaj Kościół znów – tym razem z prawicą – chce przejąć kontrolę nad życiem kobiet. Co nam to mówi o miejscu kobiet w społeczeństwie?

– Mamy do czynienia z próbą odbudowy wspólnoty o charakterze narodowym. O tych procesach pisała chociażby Nira Yuval-Davis, a w Polsce Maria Janion czy Agnieszka Graff. W centrum takiej wspólnoty znajduje się patriarchalny model rodziny, z mężczyznami podejmującymi strategiczne decyzje, podczas gdy kobiety mają dbać o reprodukcję, zarówno fizyczną, jak i kulturowo-ekonomiczną. Zacieśnianie wspólnoty odbywa się kosztem kobiet, ich indywidualne prawa w ogóle nie są brane pod uwagę. Kobiety w takiej rzeczywistości przestają się liczyć jako pełnoprawne członkinie wspólnoty obywatelskiej.

Na ołtarzu jedności narodu

Mamy zatem wspólnotę bez kobiet.

– Wręcz przeciwnie.

Jak to?

– Mamy wspólnotę, która tak naprawdę opiera się na kobietach i ich aktywności reprodukcyjnej i której spoiwem jest kobiecość wyniesiona do rangi symbolu – nieprzypadkowo narodowi patronuje Matka Boska. Wizję podporządkowania kobiet najłatwiej wdrożyć w wyjątkowych okolicznościach, wzmacniając poczucie zagrożenia narodu a to ze strony wroga zewnętrznego, np. Unii Europejskiej, a to ze strony wroga działającego od wewnątrz, jak tzw. cywilizacja śmierci czy gender. Ale coraz częściej i głośniej kobiety wyrażają swój sprzeciw wobec odbierania im praw i decydowania za nie. Weźmy przykład aborcji. Już aktualna wersja ustawy jest bardzo restrykcyjna, ale nowa propozycja to horror. Kobiety wyszły tłumnie na ulice i powiedziały dość, bo mają poczucie, że państwo bezpardonowo wdziera się do ich życia, łamie ich podstawowe prawa. Sądzę, że to część większej zmiany w myśleniu o kobietach jako obywatelkach i o prawach reprodukcyjnych jako prawach obywatelskich. W latach 90. wartości demokratycznych nie utożsamiano z prawami kobiet czy prawami mniejszości.

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 19/2016, 2016

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy