Towarzysz czarownic, fałszywy, podstępny, przynosi pecha, czyli… Czegoż to mu się nie przypisuje: fałsz, obłudę, złośliwość, natręctwo. Mówimy na co dzień o darciu z kimś kotów, o kociej muzyce, kociokwiku, kupowaniu kota w worku, bieganiu jak kot z pęcherzem, o popędzeniu komuś kota, bawieniu się w kotka i myszkę, o odwracaniu kota ogonem. Trudno byłoby znaleźć zwierzę występujące tak często w potocznych powiedzonkach – i w tak złym kontekście. Dodajmy, że koci łeb oznacza tępą głowę, niezdolną nic zapamiętać (stąd „kocie łby”, czyli tępe kamienie brukowe). W bajkach występuje na ogół jako podstępny spryciarz („Kot w butach”), złośliwiec (kot z Cheshire, z „Alicji w Krainie Czarów”), kłamczuch i obżartuch („Pan Kotek był chory”). Dlaczego? Prawdopodobnie to niezależność i rezerwa kota, widoczne zwłaszcza przez kontrast z przywiązaniem i posłuszeństwem psa uczyniły z niego już w średniowiecznej Europie synonim fałszu i obłudy. W satyrycznych bajkach szybko stał się uosobieniem dwulicowości, oszustwa, okrucieństwa i cynizmu (by wspomnieć bajki de La Fontaine’a czy Krasickiego), w folklorze – sprytu i podstępu. Wypisane na mordzie Pogląd, że kot jest fałszywy, został zapewne wymyślony przez ludzi, którzy nigdy kota nie mieli. Można bowiem, jak dowodzi Konrad Lorenz, najsłynniejszy etolog na świecie, nazwać fałszywym zwierzęciem psa czy małpę w tym sensie, że potrafią oszukiwać, udawać coś, nabierać. Ale kota? „To jeden z najgłupszych przesądów, z którym daremnie walczy wiedza”, pisze Lorenz w książce „I tak człowiek trafił na psa”. „Nie znam ani jednego rysu właściwego kotom, który bodaj w przybliżeniu dałoby się nazwać »fałszywym«. Trudno o zwierzę domowe zachowujące się bardziej jednoznacznie niż kot”. Z jego mimiki można wyczytać nie tylko nastrój i samopoczucie, ale także dobre lub złe zamiary, a nawet sympatię czy antypatię do osoby lub zwierzęcia, w towarzystwie którego się znajduje. Zadowolony, nastawiony przyjaźnie do człowieka, ma zawsze gładką mordkę, bez zmarszczek, oczy szeroko otwarte i uszy ustawione pionowo. Każdy najdrobniejszy nawet hałas czy ruch momentalnie zmieniają jego mimikę – najmniejszy niepokój sprawia, że oczy kota się zwężają, uszy lekko opadają ściągnięte ku tyłowi; nawet nie zmieniając położenia ciała, nie poruszając ogonem, kot pokazuje zaniepokojenie. Kiedy sytuacja staje się poważniejsza i kot uzna przeciwnika za niebezpiecznego, nigdy nie atakuje bez ostrzeżenia! Wyraźnie informuje o swych zamiarach: wygina się w kabłąk – słynny koci grzbiet – zjeża sierść, aby wydać się większym, ogon zadziera do góry, uszy kładzie płasko i marszczy nos. Zanim zaatakuje, prycha i warczy, pokazując zęby, aby odstraszyć intruza. Takie zachowanie ma charakter samoobrony i zdarza się najczęściej wówczas, kiedy wróg zaskoczy kota. Nie ma on bowiem natury wojowniczej, woli uciec, niż wdawać się w walkę. Atakuje tylko wtedy, gdy nie ma innego wyjścia. Jeśli intruz mimo sygnałów ostrzegawczych przybliży się i przekroczy granicę krytyczną, kot rzuci mu się na mordę, atakując pazurami i zębami oczy i nos – najwrażliwsze miejsca. O ile wróg nie ucieknie, lecz podejmie walkę, kot podnosi wrzask i drapie pazurami na oślep. Atak, zazwyczaj krótki, jest środkiem ucieczki. Kot kontynuuje walkę, tylko gdy wróg zagraża młodym. Wtedy może zaatakować nawet dużo większego i silniejszego przeciwnika. Zdarzyło się raz mojemu psu, potężnemu owczarkowi niemieckiemu, że został dotkliwie pokaleczony przez kota. Nie miał wprawdzie złych zamiarów, był do kotów przyzwyczajony, miał w domu „własne”, z którymi żył w zgodzie – ale skąd ten nieznajomy mógł o tym wiedzieć? Pies, zaskoczywszy w komórce obcego kota, chciał go obwąchać; ten przestraszył się i przybrał postawę obronną. Ale ponieważ pies nigdy nie widział kota wygiętego w kabłąk i prychającego – „własne” nigdy nie przybierały wobec niego pozycji obronnej – zaintrygowany, zbliżył zanadto mordę do wciśniętego w kąt zwierzątka, które ze strachu zaatakowało. Kot nie tylko podrapał mu nos, ale waląc rozpaczliwie na oślep pazurami, rozdarł poduszkę na przedniej łapie, kiedy owczarek chciał osłonić oczy. Skończyło się szyciem rozdartej głęboko poduszki i opatrzeniem krwawiącego nosa. W ten sposób mój owczarek przypłacił nadmierną ciekawość. Ale trzeba przyznać, że kot zagrał fair – długo ostrzegał, zanim zaatakował. Co prawda zainteresowanie mojego psa kotami
Tagi:
Ewa Likowska