W kolonii pingwinów cesarskich na Antarktydzie

W kolonii pingwinów cesarskich na Antarktydzie

W kolonii pingwinów cesarskich na Antarktydzie Gdy zaczął się czerwiec, mieliśmy już za sobą ponad dwa tygodnie bez słońca. Zaskoczyło mnie, że nawet pod jego nieobecność w środku dnia bywa – zwłaszcza przy bezchmurnym niebie – widno jak w porze zmierzchu. Przez większość dnia panował jednak mrok, a do tego zrobiło się wprost niewyobrażalnie zimno. Na ogół też bardzo mocno wiało. Brutalna antarktyczna zima na dobre dała o sobie znać. Wystarczyło wyjść na zewnątrz, a górne rzęsy zaczynały przymarzać do dolnych, przez co trudno się w ogóle patrzyło na świat. Pingwiny miały oczywiście jeszcze gorzej, bo one wieczorem nie mogły schronić się w ciepłej stacji. (…) Samce pingwinów cesarskich wysiadują po jednym dużym jaju przez ok. 64 dni, czyli dłużej niż jakikolwiek inny ptak na świecie. To naprawdę wielki wyczyn. Dniami i nocami bez wytchnienia walczą o to, żeby się nie wychłodzić i utrzymać cenne jajo na nogach. Wszystkie robią, co mogą, bo to od nich zależy los następnego pokolenia. W okresie mroku zacząłem spędzać z pingwinami więcej czasu. W życiu nie pracowałem w trudniejszych warunkach, ale to były dla mnie niezwykłe chwile. Poczytywałem sobie za zaszczyt, że mogę towarzyszyć ptakom w jednym z najtrudniejszych okresów roku. Miałem poczucie, że jedziemy na jednym wózku, że i one, i ja mierzymy się z pewnym wyzwaniem. Pingwiny słyną z tego, że radzą sobie pomimo bardzo niesprzyjających warunków pogodowych. (…) Słońce przestało nas grzać, więc w pogodne dni temperatury zwykle oscylowały w okolicach minus 40 st. Przemarzałem do kości! Palce u rąk i nóg mi sztywniały, skóra między oczami piekła jak przy oparzeniach, a stawy bolały po wielogodzinnym klęczeniu na twardym lodzie. Pingwiny ewolucyjnie przystosowały się do tych mroźnych warunków, obrastając gęstymi piórami (było ich po ponad sto na cal kwadratowy, więcej niż u jakiegokolwiek innego ptaka). To bynajmniej nie oznaczało, że łatwo im się tu żyło. Panujące tu temperatury mogą przerastać możliwości nawet najlepiej przystosowanego organizmu. Aby przetrwać, pingwiny muszą sobie nawzajem pomagać. Na moich oczach zaczęły zbijać się w gromadę. Przytulanie się do siebie to jedno z ich charakterystycznych zachowań, które bardzo chciałem zaobserwować. Byłem zaskoczony, jak mocno temperatura musiała spaść, zanim pingwiny stwierdziły, że w pojedynkę już sobie nie poradzą. Zaczęło się od dwóch ptaków, które do siebie przylgnęły. Przypominało to trochę znany z rugby młyn. Pingwiny podczłapywały od tyłu i wciskały swoje otłuszczone ciała pomiędzy dwa inne ptaki. W ciągu zaledwie kilku minut zebrały się ich setki, a każdy po kolei chował dziób w pierzastym karku stojącego przed nim sąsiada. Tworzyły tak zwarte skupisko, że na metrze kwadratowym lodu mieściło się ich nawet do dziesięciu. Wprost trudno mi było uwierzyć, że tak duże zwierzęta mogą się tak mocno ścieśnić. Na obrzeżach gromady dostrzegłem ptaka, który dreptał powoli przed siebie, raz po raz się zatrzymując. Poszukiwał najodpowiedniejszej dla siebie luki. Obrócił nogi o 90 st. i naparł całym ciałem na ścianę pingwinów, po czym schował w niej dziób dla większego komfortu. Skulony nad jajem pingwin sprawiał wrażenie grubiutkiego i puchatego. W chwili dołączenia do gromady jego wygląd się jednak zmienił. Jakby za sprawą fali, która przeszła po jego ciele od czubka głowy do końca ogona, jego pióra nagle zaczęły się spłaszczać. Kolejne rzędy opadały na te położone pod nimi. Było to w sumie dość subtelne zjawisko, musiałem więc mocno wytężyć wzrok, aby je dostrzec. Obserwowałem potem kolejne ptaki dołączające do kolonii i wszystkie w ten sam sposób wygładzały pióra. Zastanawiałem się, po co to robią. Pingwiny jako kolonia funkcjonują razem i jeden drugiego ogrzewa. Pojedyncze osobniki trzymające na nogach jaja utworzyły na moich oczach gigantyczny inkubator i wspólnie wysiadywały mniej więcej 5 tys. jaj, zapewniając im temperaturę nawet o 70 st. wyższą niż ta panująca na zewnątrz. Ptaki robiły, co tylko mogły, żeby minimalizować zużycie energii, ponieważ ciepło było potrzebne nie tylko im, lecz również ich cennym jajom. Tak bardzo o nie dbały i tak wiele dla nich znosiły. Każdy z nich starał się dostać jak najgłębiej, żeby wokół niego znalazło się jak najwięcej grzejących ciał. W swoich wysiłkach zmierzających do utrzymania ciepłoty

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2021, 2021

Kategorie: Ekologia