Kolumbia kraj porwań

Kolumbia kraj porwań

W ciągu ostatnich sześciu lat uprowadzono 13 tys. osób, co czwarta z nich nadal pozostaje w rękach porywaczy Burmistrzowie i radni władz samorządowych uciekają w panice z niektórych departamentów południowej Kolumbii, m.in. z departamentu Huila. Kolumbijska lewicowa partyzantka, Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii (FARC), postawiła lokalnym władzom ultimatum: albo całkowite podporządkowanie rozkazom FARC, albo podanie się do dymisji. Trzeciego wyjścia nie ma. Aby to uwiarygodnić, partyzanci zastrzelili w kwietniu dwóch przewodniczących rad miejskich, a miesiąc wcześniej dziewięciu spośród 11 radnych miasta Rivera, również w departamencie Huila. Ale po 42 latach terroru stosowanego przez FARC niektórzy dowódcy zaczęli wątpić w jego dalszą skuteczność. Zmęczeni zabijaniem? Z lasu wyłania się kolumna ciężko uzbrojonych młodych mężczyzn w mundurach polowych z postawnym, przystojnym dowódcą. Ma zawieszony na piersiach najnowszy karabin maszynowy, jakiego amerykańscy marines używają w Iraku. To zdjęcie, z podpisem „Pierwszych 70 partyzantów FARC z kompanii La Gaitana idzie złożyć broń”, obiegło w przeddzień wyborów parlamentarnych w Kolumbii całą tamtejszą prasę. Chociaż dotąd niewielu z 12-tysięcznej partyzanckiej armii skorzystało z amnestii, media popierające prezydenta Alvara Uribego zapewniają, że to początek końca wojny domowej trwającej od czterech dziesięcioleci. Wojny, która, według danych Czerwonego Krzyża, tylko od 1980 r. pochłonęła 100 tys. ofiar. – Gdyby nie ta wojna – twierdzi Uribe – dochód na głowę ludności w Kolumbii byłby dziś o połowę wyższy. 67% ludności żyje poniżej granicy absolutnego ubóstwa, a 27% nie ma dostępu do wody pitnej. Tymczasem 20% najbogatszych Kolumbijczyków skupia w swych rękach 60% bogactwa narodowego. Specjalność: porwania Główną metodą wymuszania na lokalnych władzach i rządzie ustępstw politycznych są dla FARC porwania. Partyzantka doprowadziła tę metodę do perfekcji. Według Czerwonego Krzyża, w ciągu ostatnich sześciu lat uprowadzono w Kolumbii 13 tys. osób, z których 2,5-3 tys. nadal pozostaje w rękach porywaczy jako zakładnicy polityczni. 60 to znani politycy i burmistrzowie oraz trzech obywateli USA. Najbardziej chyba znaną na świecie zakładniczką jest przetrzymywana od ponad czterech lat senator i kandydatka na prezydenta, Ingrid Betancourt. Z reguły nikt porwanym nie ucina głów: służą jako „kapitał polityczny” lub po prostu „towar” do wymiany na okup. Porywają nie tylko partyzanci. Tę metodę stosowali także, choć na mniejszą skalę, dowódcy formalnie nielegalnych oddziałów paramilitarnych, aby wymuszać ustępstwa i tolerancję ze strony tych przedstawicieli władz, którzy zbyt dosłownie brali sobie do serca reguły praworządności. Przed wyborami z 12 marca br. partyzantka nie dawała za wygraną. FARC nie poszła w ślady swej rywalki ideologicznej, znacznie słabszej trockistowskiej partyzantki, Armii Wyzwolenia Narodowego (ELN), która ostatnio uległa samorozwiązaniu dzięki mediacji, jakiej na prośbę prezydenta Uribego podjął się Fidel Castro. Na południu kraju w niektórych regionach, m.in. w San Vicente de Caguan, dowódcy partyzanccy zapowiedzieli, że ktokolwiek wyjdzie z domu na ulicę w dniu wyborów lub w poprzedzającą go sobotę, zostanie zastrzelony. Pierwszą ofiarą był Indianin jadący na motorowerze. Gdy żona podbiegła do zwłok zabitego, również padła od kuli. Telewizja podała tę wiadomość i kilka podobnych, ale reakcja ludności była odwrotna do tej, jakiej oczekiwało partyzanckie dowództwo: wyborcy nie dali się zastraszyć i do urn poszła połowa spośród 26 mln uprawnionych, o 8% więcej niż w poprzednich wyborach. Partie popierające prezydenta Uribego, coraz bardziej kojarzonego przez wyborców z procesem eliminowania przemocy, umocniły się w parlamencie. Jest to zapowiedź jego pewnego zwycięstwa w wyborach prezydenckich w maju tego roku. Konsul z Mediolanu Nazajutrz po głosowaniu wybuchła afera wokół powiązań znanych kolumbijskich polityków z dowódcami paramilitarnych band. Prasa ujawniła, że konsul generalny Kolumbii w Mediolanie, Jorge Noguera, były wysoki funkcjonariusz kolumbijskiego Departamentu Bezpieczeństwa, przekazał dowódcy jednej z największych jednostek, samozwańczemu „majorowi” Pupo o pseudonimie Jorge 40 listę 24 działaczy związkowych i intelektualistów do wyeliminowania. Część z nich została potem zamordowana. Wykorzystywanie przez partie polityczne do swych celów zorganizowanych grup uzbrojonych cywilów, paramilitares, ma w Kolumbii tradycję, która sięga XIX w. Wielcy właściciele ziemscy posługiwali się nimi m.in. do terroryzowania skłonnych do buntów indiańskich robotników rolnych. W XX w. zasadniczy mechanizm pozostał

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2006, 2006

Kategorie: Świat