Zabić Castro! – wyznania CIA

Zabić Castro! – wyznania CIA

Amerykański wywiad odtajnił plany zamachów oraz nielegalnego szpiegowania własnych obywateli

Centralna Amerykańska Agencja Wywiadowcza pokazała światu starannie dotąd ukrywane „klejnoty rodowe”. Tak określił w deklaracji dla prasy 693 strony odtajnionych w końcu czerwca dokumentów dotyczących działalności CIA w latach 1953-1973 obecny jej dyrektor, Michael Hayden. Powiedział o nich: „Niestety, świadczą o nas nie najlepiej”.
Dotąd znane były z odtajnianych dokumentów CIA jedynie niewprowadzone w życie plany zamordowania Fidela Castro, często jak z filmów z Jamesem Bondem. Nowo ogłoszone dokumenty potwierdzają oficjalnie, że amerykańskie służby szpiegowskie podejmowały bardzo konkretne próby zamordowania na początku lat 60. kubańskiego przywódcy i zdestabilizowania rządu chilijskiego lekarza socjalisty, Salvadora Allendego, który we wrześniu 1973 r. zginął w czasie przewrotu wojskowego dokonanego przez gen. Augusta Pinocheta. Potwierdzają też m.in., że CIA stała za zamachem, w którym zginął panamski przywódca, Omar Torrijos.
Jak wynika z opublikowanych dokumentów, sprzeczne z amerykańskim prawem działania agencji były skierowane nie tylko przeciwko obcym krajom i ich przywódcom, lecz także przeciwko własnym obywatelom. Te wewnętrzne działania poza prawem doprowadziły w końcu do ujawnienia słynnego skandalu Watergate, zakończonego odsunięciem od władzy urzędującego prezydenta Richarda Nixona.
Najpikantniejszą część odtajnionych akt CIA stanowią dokumenty dotyczące prób wykorzystania mafii do pozbycia się przywódcy rewolucji kubańskiej. Zanim jeszcze partyzanci zajęli 1 stycznia 1959 r. Hawanę, z której uciekł krwawy dyktator, sierżant Fulgencio Batista, Waszyngton uznał Castro za „komunistę”, ponieważ zapowiadał nacjonalizację kluczowych gałęzi gospodarki.

Sześć pigułek z silną trucizną

Na stronie 13. odtajnionych akt CIA czytamy: „W sierpniu 1960 r. Richard Bissell zwrócił się do płk. Shefielda Edwardsa, aby ustalić, czy Biuro Bezpieczeństwa jest w posiadaniu zasobów, które mogłyby być wykorzystane do celów delikatnej misji typu gangsterskiego. Celem był Fidel Castro”. Następnie dowiadujemy się z akt, że CIA chciała wykorzystać do dokonania zabójstwa członka mafii, Johnny’ego Roselliego. Członek Biura Bezpieczeństwa, Robert Maheu, zaproponował Roselliego jako kogoś, kogo poznał – jak twierdzi – przypadkowo i kto kontroluje biznes automatów do produkcji lodu w Las Vegas oraz ma dobre kontakty z szefami „syndykatu” (czytaj mafii) oraz z Kubańczykami, ponieważ jakiś czas kontrolował na Kubie nielegalne zakłady. Maheu spotkał się z Rosellim w Nowym Jorku we wrześniu 1960 r. i powiedział mu, że został wynajęty przez klienta reprezentującego różne grupy kapitałowe, które ponoszą poważne straty materialne w związku z posunięciami nacjonalizacyjnymi Fidela Castro.
Maheu wyjaśnił swemu rozmówcy, że w przekonaniu jego klienta jedynym skutecznym rozwiązaniem jest zgładzenie Castro, za co klient jest gotów zapłacić 150 tys. dol. Powiedział także Roselliemu, że w żadnym wypadku „rząd USA nie był i nie powinien być poinformowany o tej operacji”.
Roselli początkowo nie chciał być w to zamieszany, ale zgodził się polecić pewnego swego przyjaciela. Sam Gold, którego prawdziwe nazwisko brzmiało Momo Salvatore Giancana i który pochodził z sycylijskiego klanu Giancanów, był w tym czasie jednym z najbardziej poszukiwanych przez FBI gangsterów. Miał dobre znajomości wśród członków kubańsko-amerykańskiej mafii narkotykowej, która trzymała w rękach również biznes związany z kasynami gry i prostytucją.
Roselli gotów był działać „dla idei”. Zadeklarował, że nie chce pieniędzy za pomoc w zabójstwie Castro, i wyraził przekonanie, iż Sam przyjmie podobną postawę. „Żaden z nich dwóch nie otrzymał pieniędzy z funduszów agencji”, potwierdza jeden z dokumentów.
„W trakcie dyskusji nad sposobami wypełnienia misji Sam zasugerował, aby nie uciekać się do użycia broni, ale poprosił o dostarczenie mu jakiejś bardzo silnej trucizny, którą mógłby wsypać do jedzenia lub napoju spożywanego przez Castro, ponieważ byłoby to skuteczniejsze dla celów operacji”, czytamy w jednym z dokumentów.
Zgodzono się na propozycje Sama Golda, że to nie on osobiście podsunie truciznę kubańskiemu przywódcy, lecz zrobi to Juan Orta, kubański urzędnik, który ma kontakty z Fidelem Castro. W laboratorium pracującym dla CIA przygotowano sześć pigułek zawierających potężną dawkę trucizny. Dostarczono je Orcie, ale kilkakroć podejmowane przez niego próby otrucia Castro nie powiodły się. Ostatnim kandydatem do dokonania otrucia Fidela był – jak wynika z odtajnionych akt – członek Kubańskiej Rady Uchodźczej, Antonio Varona. Jednak po klęsce inwazji w Zatoce Świń, dokonanej przy wsparciu CIA i częściowo armii amerykańskiej w kwietniu 1961 r. przez korpus ekspedycyjny złożony z 1,8 tys. emigrantów kubańskich, CIA zawiesiła plany zamachu na Castro.

Szkielety w szafie

Dokumenty, które ujrzały teraz światło dzienne, są w głównej mierze produktem wewnętrznego śledztwa zarządzonego w CIA w 1973 r. na polecenie jej ówczesnego dyrektora, Jamesa Schlesingera. W obawie przed skutkami afery Watergate dla agencji, Schlesinger kazał zbadać wszystkie jej nielegalne działania z ostatnich dwóch dziesięcioleci. W ciągu kilku tygodni powstało blisko 700-stronicowe dossier dotyczące wszystkiego, co agencja robiła na pograniczu prawa „w obronie amerykańskiej demokracji”. William Colby, który został następnym dyrektorem agencji, przedstawił w 1975 r. wyciąg ze wspomnianego raportu Geraldowi Fordowi. Prezydent USA, mocno poruszony treścią dokumentu, miał powiedzieć po zakończeniu jego lektury: „Agencja robiła rzeczy, których nigdy robić nie powinna. Mamy w szafie kilka szkieletów”.
Wyciąg z raportu wyliczał 18 akcji CIA „mających cechy działań nielegalnych”.
Tej klasy polityk, co sekretarz stanu USA, Henry Kissinger, który uczestniczył w gabinecie prezydenta w dyskusji nad dokumentem, powiedział wtedy: „Te historie są tylko wierzchołkiem góry lodowej. Jeśli wyjdą na jaw, poleje się krew (…). Na przykład to Robert Kennedy organizował osobiście operację mającą na celu zabicie Castro”, dodał szef amerykańskiej dyplomacji.

Podejrzani: dziennikarze, artyści…

Jeśli chodzi o opinię amerykańskich wyborców i skutki ujawnienia nielegalnych działań CIA, zarówno demokraci, jak i republikanie bardziej niż ujawnienia prób zabicia Fidela Castro mogli się obawiać ujawnienia prowadzonej poza prawem inwigilacji własnych obywateli. Była to szczególnie delikatna sprawa. Prawo amerykańskie kategorycznie zabraniało agencji szpiegowania własnych obywateli na terytorium Stanów Zjednoczonych. Tymczasem wyciągnięte na światło dzienne klejnoty rodzinne potwierdzają, że agencja największą nieufność żywiła do artystów i dziennikarzy. Na czarnej liście CIA znaleźli się niemal wszyscy, którym nie podobała się wojna wietnamska. Oczywiście z Jane Fondą, animatorką demonstracji antywojennych i aktów solidarności z Wietnamem, na czele. Jej poczta – nie tylko listy, które otrzymywała z zagranicy – była systematycznie przeglądana. Colby napisał w cytowanym raporcie z 1975 r. dla prezydenta Forda: „Koniec końców czytanie listów Fondy i innych ludzi było nielegalne i zaprzestaliśmy tego w 1973 r.”.
To, co Colby mógł wyznać prezydentowi, miało jeszcze przez ponad 30 lat pozostawać tajemnicą dla przeciętnego Amerykanina. Jednym z najbardziej pouczających fragmentów odtajnionych teraz dokumentów są brudnopisy ogłoszonego wówczas oficjalnego dementi CIA w sprawie podsłuchiwania i śledzenia przedstawicieli amerykańskich mediów, artystów i niezależnej inteligencji. Dyrektor CIA przerabiał to dementi aż 10 razy!
Na początku lat 70. dniem i nocą był śledzony przez agentów CIA niezależny publicysta „Washington Post”, Mike Getler, który ujawnił na łamach gazety ściśle strzeżone informacje dotyczące strategii USA w polityce zagranicznej. Paul Scott i Robert Allen, publicyści zajmujący się kwestiami bezpieczeństwa narodowego, byli przez długi czas śledzeni, podsłuchiwano też wszystkie ich rozmowy telefoniczne.
Jeden z najpopularniejszych amerykańskich publicystów i felietonistów, Walter Scott, który na łamach swego pisma „Parade” odpowiadał na pytania czytelników dotyczące najrozmaitszych tematów, od mody po politykę międzynarodową, otrzymał od M. Wilsona z Teksasu list z pytaniem: „Czy istnieje w Stanach Zjednoczonych jakaś agencja rządowa mająca licencję na dokonywanie zabójstw politycznych?”. Odpowiedź Scotta na łamach jego gazety brzmiała: „Agencją, która posługuje się zabójstwami politycznymi, jest CIA”. Dyrektor CIA napisał list do tygodnika „Parade” z żądaniem sprostowania, ponieważ, jak podkreślił, „CIA nigdy nie posuwała się do zabójstw politycznych”.
Okres „błędów i wypaczeń” w Centralnej Agencji Wywiadowczej przypadał na najcięższe lata zimnej wojny. Na „wewnętrznym podwórku” Stanów, jak USA traktowały tradycyjnie w swej polityce zagranicznej Amerykę Łacińską, doszło do rewolucji na Kubie, w 1963 r. miał miejsce kryzys rakietowy, który postawił świat na krawędzi nuklearnej zagłady, w Chile zwyciężyła w wyborach lewica. Ponadto przeciągała się beznadziejna dla USA wojna wietnamska. Dziś – zapewnił w związku z wystawieniem na widok publiczny rodzinnych klejnotów gen. Michael Hayden, obecny dyrektor CIA, możemy na nie spojrzeć, „gdy czasy są zupełnie inne i agencja jest zupełnie inna”. Dodał, że lepiej ujawniać prawdę, ponieważ „gdy rząd ukrywa informacje, pustkę (informacyjną) wypełniają pogłoski i spekulacje”.

 

Wydanie: 2007, 30/2007

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy