Wybory na Słowacji przegrali niemal wszyscy. Jedynymi zwycięzcami są dwie partie skrajnie prawicowe – Słowacy są niezadowoleni z tego, co do tej pory działo się w polityce, ze złego stanu służby zdrowia, afer w przetargach na sprzęt medyczny. Z jednej strony, są społeczeństwem dość ubogim, z drugiej – premier Fico nosi zegarek, którego cena przekracza chyba wysokość rocznych zarobków przeciętnego Słowaka – mówi Małgorzata Wojcieszyńska, polska dziennikarka mieszkająca i pracująca w Bratysławie. W sobotę 5 marca Słowacy wybierali członków 150-osobowego jednoizbowego parlamentu. Do urn poszło prawie 60% uprawnionych do głosowania. To była specyficzna kampania wyborcza. Głównym jej tematem stali się uchodźcy – tą populistyczną kartą grał premier, socjaldemokrata Robert Fico. Uwagę opinii publicznej przykuwały także protesty słowackich nauczycieli i pielęgniarek. Tracą i zyskują Wybory parlamentarne przegrali niemal wszyscy. Jedynymi zwycięzcami są dwie partie skrajnie prawicowe. Zwycięska Smer zdobyła 28,28% głosów i wprowadziła do parlamentu 49 posłów. W ten sposób ugrupowanie dotychczasowego premiera straciło 34 mandaty. W ubiegłej kadencji rządziło samodzielnie, teraz rozgląda się za koalicjantami. Eurosceptyczna partia ekonomisty Richarda Sulíka otrzymała 12,10% głosów. Sloboda a Solidarita (SaS), czyli Wolność i Solidarność, ma 21 posłów i w ten sposób powiększyła swój stan posiadania w słowackim parlamencie o 10 szabel. Konserwatyści z OL’aNO zdobyli 11,02% głosów, co dało im 19 mandatów, czyli o trzy więcej niż cztery lata temu. Słowacka Partia Narodowa (SNS) otrzymała 8,64% głosów i 15 mandatów. W poprzednim parlamencie nie zasiadała, więc wynik ten można uznać za sukces. Do 2012 r. przewodniczył jej uważany za nacjonalistę i ksenofoba Ján Slota, który nie szczędził krytyki Romom i Węgrom mieszkającym na Słowacji. Andrej Danko, nowy lider, robi wiele, by odświeżyć i ucywilizować image narodowców. Trudno o to, kiedy w strukturach partii sporo osób myśli jeszcze jak Slota. Dotychczas to SNS przyprawiała o ból głowy liberalnych i lewicowych publicystów słowackich, ale wyrósł jej silny konkurent – Partia Ludowa Nasza Słowacja Mariana Kotleby. Niedawno, co odnotowały niemal wszystkie europejskie media, przywódca tego faszystowskiego ugrupowania został w wyniku wyborów powszechnych wojewodą w okręgu Bańska Bystrzyca. Teraz jego partia zdobyła 8,04% głosów i 14 mandatów. Wcześniej oczywiście nie było jej w słowackim parlamencie. To skrajni nacjonaliści. Na listach partii znalazło się miejsce m.in. dla kontrowersyjnego aktora Rastislava Rogela, byłego wokalisty grupy Juden Morden, czołowego zespołu nazistowskiego rocka, popularnego wśród skinheadów nie tylko na Słowacji. Do słowackiego parlamentu weszły jeszcze trzy partie. SME Rodinie (6,62% głosów i 11 mandatów) szefuje celebryta Boris Kollár, który pierwsze pieniądze zarobił w latach 80., sprzedając na czechosłowackim bazarze komputer przywieziony z Niemiec, a teraz zajmuje się przede wszystkim pokazywaniem w mediach swoich nowych partnerek. Most-Híd wspiera współpracę Słowaków i Węgrów. Partia, którą na Słowacji często nazywa się bratysławską kawiarnią, czyli ugrupowaniem dla inteligencji, otrzymała 6,5% i 11 mandatów (wcześniej miała ich 13). Jeśli zaś chodzi o Sieť Radoslava Procházki, trudno wprawdzie znaleźć większego przegranego niż Smer, ale… Sondaże zapowiadały świetny wynik partii, której lider był objawieniem ostatnich wyborów prezydenckich, skończyło się jednak na poparciu 5,6% i 10 mandatach. Poza parlamentem pierwszy raz znaleźli się chrześcijańscy demokraci z KDH. Skrajności górą Skąd sukces słowackich faszystów? – Przyczyną są: uchodźcy, frustracja z powodu kłopotów UE oraz rosyjska propaganda. Oczywiście nie tylko to. Partię Ludową Nasza Słowacja poparło wiele słabo wykształconych młodych wyborców w wieku 18-22 lata. O dziwo, głosowano na nich także w powiatach, gdzie niemieccy i słowaccy faszyści wymordowali w 1944 r. całe wsie – zauważa słowacki historyk dr Pavol Matula z Uniwersytetu Komeńskiego w Bratysławie. – Sprawę przesądzili młodzi, którzy pierwszy raz poszli do urn. Oni dali się uwieść antysystemowym hasłom negującym to, co tu i teraz – dodaje Małgorzata Wojcieszyńska. – W Europie Środkowej w młodym pokoleniu notujemy kryzys wartości demokratycznych. Jest on też widoczny w Polsce. Na Słowacji zobaczyliśmy jego spektakularne odbicie.