Hiszpania dwóch prędkości

Hiszpania dwóch prędkości

Spanish Socialist Party (PSOE) leader and candidate in the December 20 general elections, Pedro Sanchez (R) poses for a supporter during the presentation of his electoral program titled "A future for the majority" at Callao square in Madrid on December 9, 2015. AFP PHOTO/ GERARD JULIEN

Wybory 20 grudnia mogą doprowadzić do trwałego podziału kraju W grze o polityczną przyszłość i najprawdopodobniej o jedność Hiszpanii jest czterech głównych rozgrywających. Na razie karty rozdaje urzędujący premier Mariano Rajoy. Pozytywnie ocenia go tylko 32% Hiszpanów, ale mimo niełatwych relacji z Brukselą i skandali korupcyjnych w szeregach własnej partii zdołał on wprowadzić hiszpańską gospodarkę z powrotem na ścieżkę wzrostu. Co prawda, kraj nadal nie otrząsnął się w pełni ze skutków kryzysu, a bezrobocie oscyluje wokół 20%, lecz gospodarka Hiszpanii roś­nie dzisiaj w tempie ponad dwa razy szybszym niż reszta strefy euro. To jednak nie zapewni Rajoyowi bezwarunkowego zwycięstwa. Kadencję zaczynał w 2011 r. z komfortowym poparciem przekraczającym 41% i większością parlamentarną mającą zapas 10 głosów. W ciągu ostatnich czterech lat notowania Partii Ludowej (PP) znacząco spadły. Jak pokazują najnowsze sondaże, w tym prognozy prestiżowej pracowni badawczej CIS na zlecenie dziennika „El País”, nawet w przypadku całkiem prawdopodobnego zwycięstwa w najbliższy weekend, ludowców poprze zaledwie 28-29% wyborców. Da to ok. 125 mandatów w liczącym 350 deputowanych Kongresie. Zaraz za nimi plasuje się odwieczny rywal – socjalistyczna PSOE, popierana przez niecałe 21% głosujących. Tradycyjnie to właśnie walka między socjalistami i postfrankistowską Partią Ludową decydowała o kształcie sceny politycznej w Hiszpanii – te dwie partie jako jedyne tworzyły rządy po upadku dyktatury, dzieląc się władzą od pierwszych demokratycznych wyborów w 1982 r. Nowi gracze na boisku Tym razem jednak PSOE samodzielnie nie stanowi konkurencji dla Rajoya. Lider partii, Pedro Sánchez, który przejął stery po kompletnie nieudanej dla socjalistów kampanii do europarlamentu w 2014 r., to raczej doświadczony urzędnik i szanowany nauczyciel akademicki niż charyzmatyczny lider lewicy. Komentatorzy zarzucają mu nieumiejętne zarządzanie partią i wypominają stołeczny rodowód – wykształconemu na madryckim Uniwersytecie Complutense byłemu radnemu stolicy trudno się dogadać ze związkowcami i lokalnymi działaczami. Ale największym policzkiem dla Sáncheza może się okazać groźba, że PSOE po raz pierwszy w historii nie będzie naturalnym wyborem lewicowego elektoratu. Odda w znacznej części pole dwóm nowym formacjom politycznym – populistycznemu ruchowi Podemos i liberalnemu ugrupowaniu Ciudadanos. Cztery lata temu żadna z nich jeszcze nie istniała, a ich obecni liderzy Pablo Iglesias i Albert Rivera brylowali – jeden w salach wykładowych, a drugi w bankowych salach konferencyjnych, a nie w telewizyjnych debatach politycznych. Na hiszpańskiej scenie politycznej pojawiły się w bardzo podobny sposób jak w Polsce partie Razem i Nowoczesna. Podemos, który tak jak Razem maluje swoje sztandary na bordowo, to przede wszystkim dziecko oddolnych ruchów społecznych i frustracji wynikającej z kryzysu ekonomicznego, szalejącego bezrobocia wśród młodych i rosnącej emigracji. Sondaże pierwszy raz zarejestrowały jego obecność na początku 2014 r. – od razu z dwucyfrowym poparciem. Od tego czasu wyniki ruchu systematycznie rosły, a w styczniu po raz pierwszy uplasował się wyżej niż PSOE. Jednak brak solidnych struktur i wielogłos liderów spowodował, że socjalistów raczej nie prześcignie – może liczyć na 15-16%, co da ok. 45 mandatów w Kongresie. Paradoksalnie jednak Podemos najbardziej zaszkodziły wypowiedzi przewodniczącego ruchu na arenie międzynarodowej. Gdy Grecy opowiedzieli się w referendum za odrzuceniem warunków unijnego pakietu pomocowego, Iglesias ogłosił to jako największy triumf współczesnej demokracji. Chwalił działania rządu Aleksisa Tsiprasa, który napisał przedmowę do jego niedawno wydanej książki, prywatnie przyjaźni się także z byłym ministrem finansów Grecji Janisem Warufakisem.< Nie przysporzyło mu to popularności w europejskich stolicach. Kiedy w zeszłorocznych wyborach do europarlamentu Podemos, zaledwie kilka miesięcy po powstaniu, udało się zdobyć pierwsze mandaty, Bruksela zaczęła spoglądać na Madryt z niepokojem. Rajoy, choć arogancki i dumny, był dla Unii „swoim człowiekiem”, gwarantem utrzymania polityki oszczędności. Iglesias, uwielbiany przez media ludowy filozof, pogrobowiec ruchu Oburzonych, zajął wobec unijnej administracji pozycje na przeciwległym biegunie ideologicznym. Piłka meczowa w rękach Obywateli W ostatnich miesiącach zarówno Sánchez, jak i Iglesias oddali jednak pole innemu nieopierzonemu politykowi. Albert Rivera, bo o nim mowa, ze swojej formacji Ciudadanos (hiszp. Obywatele) uczynił partię, która w najbliższych wyborach będzie miała

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 51/2015

Kategorie: Świat