Byli chilijscy żołnierze zaczynają ujawniać nowe, przerażające szczegóły zbrodni dyktatury Chilijskie gazety pisały o nim, że „urodził się pod szczęśliwą gwiazdą”. Luis Emilio Recabarren Mena miał w kwietniu 1976 r. dwa lata, gdy chilijska policja polityczna DINA zgarnęła z ulicy jego ciężarną matkę, ojca i jego. Luis dopiero co nauczył się chodzić. Chłopiec zaczął strasznie płakać, widząc, jak agenci bili matkę kolbami po brzuchu, więc wyrzucili go z jadącego samochodu. Całą rodzinę umieszczono po latach na liście ofiar dyktatury Augusta Pinocheta z adnotacją „aresztowany, zaginiony”. W Chile oznacza to niemal to samo, co zamordowany. Po upadku dyktatury w 1990 r. odnalazło się tylko 8% zaginionych. Z adnotacją „aresztowany, zaginiony” znalazł się na tej liście również dziadek chłopca, który poszedł na policję, aby się dowiedzieć, gdzie przebywają syn i synowa. Nikt więcej go nie widział. Jednak Luis Emilio miał szczęście. Zapłakanego dwulatka znaleźli na ulicy przechodnie i odnieśli do babci. Gdy miał osiem lat, szwedzki Czerwony Krzyż zajął się sierotą. Pozostał w Szwecji i dopiero jako 35-letni mężczyzna wystąpił o chilijską wizę. Wiadomość o tym, że Luis Emilio Recabarren Mena z listy ofiar dyktatury Pinocheta żyje i cieszy się dobrym zdrowiem, stała się natychmiast sensacją w chilijskich mediach. A że rozpoczęła się kampania przed grudniowymi wyborami prezydenckimi, posłużyła niektórym politykom chilijskiej prawicowej Koalicji na rzecz Zmiany jako argument na poparcie tezy, według której propaganda lewicy wokół zbrodni Pinocheta jest częściowo oparta na kłamstwie. A w każdym razie na mocno przesadzonych danych. Członkini parlamentu z ramienia partii Odnowa Narodowa, Karla Rubilar, która przewodniczyła Komisji Praw Człowieka w Izbie Deputowanych, ogłosiła na specjalnej konferencji prasowej, że przypadki Luisa Emilia Recabarrena i kilku innych pokazują, iż lista ofiar dyktatury wojskowej jest przynajmniej w części fałszywa, ponieważ wśród rzekomych osób zamordowanych są takie, które „żyją i prosperują”. Karla Rubilar, jedna z czołowych postaci w kampanii prawicowego kandydata na prezydenta, Carlosa Penii, znalazła się w trudnej sytuacji, gdy Recabarren opowiedział w wywiadach prasowych o dramacie swojej rodziny. Oburzenie chilijskiej opinii publicznej wywołało dodatkowo ujawnienie przez prasę, że doradcą przewodniczącej parlamentarnej Komisji Praw Człowieka w próbach podważania wiarygodności listy ofiar dyktatury był niejaki Javier Gómez, przyjaciel gen. Manuela Contrerasa, odbywającego karę więzienia szefa „chilijskiego gestapo”, jak nazywano Dyrekcję Wywiadu Krajowego DINA, który kierował m.in. obozem koncentracyjnym Tejas Verdes niedaleko Santiago de Chile. Wszelkie związki z Contrerasem są dla polityków zabójcze. Został on skazany na długoletnie więzienie w związku z udowodnioną mu osobistą odpowiedzialnością za ok. 200 morderstw popełnionych przez jego ludzi i torturowanie 7 tys. więźniów. W chilijskich mediach zawrzało. Karla Rubilar została odwołana ze stanowiska przewodniczącej Komisji Praw Człowieka. Piekło Tejas Verdes Obóz Tejas Verdes (Zielone Dachówki) wziął swą sympatyczną nazwę od dawnego hotelu, w którym mieściło się kasyno oficerskie Wojskowej Szkoły Saperów w prowincji San Antonio. Był najbardziej znanym z kilkunastu „miejsc odosobnienia”, w których działacze lewicy lub jedynie podejrzani o działalność opozycyjną wobec reżimu byli torturowani i często ginęli bez wieści. Obóz funkcjonował od 11 września 1973 r., dnia wojskowego zamachu stanu, w którym dowódca sił zbrojnych gen. Augusto Pinochet obalił rząd socjalisty Salvadora Allendego, do połowy następnego roku. Zagraniczni instruktorzy doskonalili tam chilijskich oficerów i podoficerów w sztuce torturowania. W obozie przetrzymywano 1,5 tys. więźniów. Gen. Contreras twierdził w śledztwie i następnie w wywiadach prasowych, że jako szef DINA ściśle współpracował z zastępcą dyrektora CIA, Vernonem Waltersem, czemu ten ostatni stanowczo zaprzeczał. „Przesłuchania zaczynały się bardzo wcześnie rano (…). Bito mnie, stosowano tortury wszelkiego rodzaju (…): prąd elektryczny, polewanie wrzącym woskiem, przypalanie papierosami”, czytamy w protokole zeznań kobiety, która była jednym ze świadków oskarżenia w procesie Contrerasa i której nazwisko utajniono ze względu na jej bezpieczeństwo. „Gdy powiedziałam, że jestem w ciąży, zaczęli mnie bić rózgami w dół brzucha, aby wywołać poronienie. Trzeciego czy czwartego dnia zaczęli mnie gwałcić”. Kobieta straciła dziecko w innym obozie. Ona i jej mąż,
Tagi:
Mirosław Ikonowicz