Lapid nie potrzebuje Polski

Lapid nie potrzebuje Polski

Co-leader of Blue and White party, Yair Lapid, speaks to supporters at his election campaign event in Tel Aviv, Israel September 15, 2019.,Image: 471015237, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: AMIR COHEN / Reuters / Forum

Był prezenterem, reporterem i bokserem, dzisiaj buduje i burzy sojusze Izraela Kiedy prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację Kodeksu postępowania administracyjnego, w Izraelu zawrzało. Jair Lapid, minister spraw zagranicznych, zarzucił Polsce, że przyjęła antysemickie prawo, wymierzone w ocalałych z Zagłady Żydów starających się o odzyskanie mienia należącego do nich i ich rodzin przed wojną. Wyciągnął więc najcięższe w dyplomacji działa i ściągnął do Izraela chargé d’affaires Tal Ben-Ari Jaalon na bezterminowe konsultacje oraz wstrzymał wyjazd do Polski nowo wyznaczonego ambasadora Jakowa Liwnego. Zasugerował również polskiemu ambasadorowi Markowi Magierowskiemu, by nie wracał do Izraela z urlopu. Polacy nie pozostali dłużni i choć początkowo rząd zapowiadał, że Magierowski do Izraela wróci, to dzisiaj już wiadomo, że pozostanie w kraju bezterminowo. Wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński powiedział też, że konieczne będzie przyjrzenie się wycieczkom izraelskiej młodzieży szkolnej do Polski, co przez Tel Awiw zostało odczytane jako groźba. Tym bardziej że te wyjazdy są przez Izraelczyków postrzegane jako kluczowy element kształtowania świadomości młodzieży, która krótko po powrocie z nich rozpoczyna zasadniczą służbę wojskową. W ten sposób relacje polsko-izraelskie znalazły się w najgorszym od lat punkcie, gorszym nawet niż gdy ustawa o IPN wzbudziła sprzeciw rządu premiera Benjamina Netanjahu. Przez chwilę gwiazdą tamtego sporu był Jair Lapid, który jako lider opozycji twardo sprzeciwiał się, gdy Netanjahu rozpoczął negocjacje w sprawie kształtu ustawy z polskim rządem. Jego zdaniem dokument powinien „zostać pogrzebany w polskiej ziemi, która przesiąkła krwią Żydów”. Nikt wówczas jeszcze nie wiedział, że ten sprzeciw wobec dialogu z Polską jest zapowiedzią polityki przyszłego ministra spraw zagranicznych. W dziennikarskiej atmosferze Lapid mówi, że jego stosunek do Polski wynika z wojennych losów jego rodziny. Twierdzi, że jego babcia zginęła z rąk Niemców i Polaków. Tymczasem ze wspomnień rodziców Lapida wynika, że obie babcie żyły w Izraelu jeszcze po wojnie. W 2008 r. Josef i Szulamit Lapid udzielili wywiadu niemieckiemu tygodnikowi „Der Spiegel”, w którym zdradzili własne przeżycia z 14 maja 1948 r., czyli dnia, w którym Dawid Ben Gurion ogłosił deklarację niepodległości Izraela. Ojciec dzisiejszego ministra urodził się jako Tomislaw Lampel w 1931 r. w jugosłowiańskim Nowym Sadzie, skąd w czasie wojny trafił do getta w Budapeszcie. Ocalał wraz z matką dzięki pomocy szwedzkiego dyplomaty Raoula Wallenberga. Tego szczęścia nie miał jego ojciec, który w 1944 r. został zabrany z domu przez gestapo. Tomislaw z matką po wojnie wrócił do Jugosławii rządzonej przez Josipa Broza-Titę. Próbowali wydostać się do Palestyny, ale bezskutecznie. Wyjazd stał się możliwy dopiero w maju 1948 r. Wpłynął na to Moša Pijade, serbski komunista i towarzysz broni Tity, który wspólnie z dyktatorem odsiadywał karę w więzieniu. Pijade miał go namówić, by pozwolił jugosłowiańskim Żydom wyjechać do nowo powstałego Izraela. I tak Tomislaw w samym środku wojny o niepodległość żydowskiego państwa przypłynął wraz z matką do Hajfy. Tam zmienił nazwisko na Josef Lapid, choć do końca mówiono do niego Tommy, i zatrudnił się w węgierskojęzycznej izraelskiej gazecie „Új Kelet” (węg. Nowy Wschód). W Izraelu Tommy poznał pisarkę Szulamit Giladi, córkę znanego dziennikarza i współzałożyciela „Maariwu”, jednego z największych izraelskich dzienników. Giladi urodziła się w Tel Awiwie i opublikowała kilka nagradzanych powieści i dramatów, była też szefową Stowarzyszenia Pisarzy Hebrajskich. W młodości Jair Lapid mieszkał wraz z rodzicami w Domu Dziennikarzy w telawiwskiej dzielnicy Jad Elijahu. Postanowił więc również zostać dziennikarzem, mimo że ze względu na kłopoty z nauką nie udało mu się ukończyć liceum. Izraelska inwazja na Liban zastała Jaira podczas odbywania zasadniczej służby wojskowej, ale ze względu na atak astmy wywołany kurzem wznieconym przez helikopter został szybko wycofany z jednostek frontowych. Został korespondentem „BaMahane” (hebr. W Obozie) – tygodnika wydawanego przez Siły Obrony Izraela. Później był także reporterem „Maariwu”, a przez krótki czas szukał swojej szansy w przemyśle telewizyjnym w Los Angeles. Śladami ojca Kiedy wrócił do Izraela, w 1988 r. został redaktorem lokalnego telawiwskiego wydania „Jediot Acharonot”, największego dzisiaj izraelskiego dziennika. Ale wcześniej parał się też amatorskim boksem i sztukami walki. Na początku lat 90. zaczął pracę w pierwszym kanale izraelskiej telewizji i został

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 35/2021

Kategorie: Świat