Przełomowe pomysły i kłopotliwa cisza

Przełomowe pomysły i kłopotliwa cisza

Duet sarmat-awangard, kindżały i cirkon To wiadomość z pierwszej ręki. Prosto z Moskwy. Wielu doświadczonym pracownikom rosyjskiej zbrojeniówki zaproponowano dość szczególne putiowki, czyli długie delegacje. Oficjalnie na tereny „oswobodzone” w efekcie tzw. operacji specjalnej w Ukrainie. Delegacje znakomicie płatne. Za kilka tygodni pracy można zarobić tyle, ile za pół roku w fabryce. Wszystko po to, by w rejon wojny zwabić doskonałych fachowców z Uralu. Niezbędnych do serwisowania i utrzymania w jakiej takiej kondycji technicznej sprzętu bojowego zużywającego się błyskawicznie na froncie. Tak w Rosji werbuje się do pracy – w warunkach coraz bardziej niebezpiecznych ze względu na możliwy ostrzał amerykańskimi pociskami z wyrzutni systemu HIMARS – fachowców niezbędnych na drugiej czy trzeciej linii wsparcia działań. Bez nich stanie każda machina wojenna. A serwis i dostawy części zamiennych to ogromna bolączka rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego. Wiedzą o tym zwłaszcza jego zagraniczni klienci. Teraz od tego zależy sprawność rosyjskiego walca, który coraz bardziej ospale przetacza się przez wschodnią Ukrainę. Stąd rozpaczliwe poszukiwania doświadczonych serwisantów. Zwłaszcza z terenów, gdzie płace nie są najwyższe. W rosyjskiej zbrojeniówce, jak wszędzie na świecie, średnia wieku doświadczonych inżynierów i techników jest coraz wyższa. Z informacji moskiewskich wynika, że z putiowek do Ukrainy może skorzystać część starszych pracowników z Uralu, aby w ten sposób podreperować domowe budżety czy wreszcie zarobić na własne mieszkanie. I o to chodziło tym, którzy to wszystko wymyślili. Uważne spojrzenie na pewne niedyskrecje w oceanie hurraoptymistycznych wiadomości zapełniających rosyjskie serwisy pozwala na właściwą ocenę tego, co się dzieje w rosyjskiej zbrojeniówce. Deal na wczoraj „Washington Post” doniósł jako pierwszy piórem swojego publicysty Davida Ignatiusa o dostawie do Rosji drogą lotniczą 19 sierpnia pierwszej partii irańskich dronów rozpoznawczych i uderzeniowych Mohadżir-6 oraz Szahid-129 i 191. Deal obejmujący natychmiastowy transfer bezzałogowców w zamian za rosyjskie myśliwce Su-35SM obgadano w trybie błyskawicznym w attachacie wojskowym ambasady Federacji Rosyjskiej w Teheranie. Rosja już teraz, mimo szumnych zapowiedzi i deklaracji o rozwoju własnych bojowych bezzałogowych statków latających, potrzebuje setek dronów dużego zasięgu, aby zneutralizować kilka rodzajów broni paraliżującej jej drugą i trzecią linię. Amerykańscy analitycy konkludują, że Moskwa nie może sobie poradzić z dostawami coraz bardziej deficytowych na świecie podzespołów elektronicznych. Ale jest to także ewidentny sygnał, że mimo budowy co najmniej kilkunastu demonstratorów technologii obiecujących modeli bojowych bezzałogowców Moskwa nie może wyjść z fazy ich rozwoju i przystąpić do masowej produkcji. To nowa odsłona kolejnej dobrze znanej słabości. Nie ma wątpliwości, że rosyjscy konstruktorzy i rosyjska zbrojeniówka mogą się poszczycić wieloma przełomowymi pomysłami, które – czasami kosztem życia i zdrowia zespołów projektowych, vide wstrząsające promieniotwórczością czy podwodnym całopaleniem wypadki na poligonach – doprowadzane są do fazy badanych coraz dłużej prototypów. Te są reklamowane, czasami przez samego Putina podczas spektakularnych, szokujących glob wystąpień, jako coś, co nie ma odpowiednika w świecie zachodnim. Potem jednak, mimo kolejnych podawanych publicznie terminów uruchomienia ich seryjnej produkcji i wprowadzenia do służby – następuje kłopotliwa cisza. Testy i obietnice Praktycznie każdy nowy, fetowany publicznie rodzaj uzbrojenia przebywa taką drogę. Wypada przypomnieć los superczołgu T-14 Armata, który był testowany w Syrii i miał być produkowany już w 2020, 2021 i 2022 r. w setkach, a nawet tysiącach egzemplarzy. Nie wszedł jednak szeroko do elitarnych jednostek 1. Gwardyjskiej Armii Pancernej. A teraz od lata, od moskiewskiego salonu Armia 2022, oferowany jest agresywnie potencjalnym zagranicznym klientom (Indie, Algieria). Dla Rosjan T-14 jest za drogi, a na eksporcie można zarobić na uruchomienie w miarę masowej produkcji. Tak samo jest z projektem nowego myśliwca frontowego Su-75 Szach-mat. To na razie tylko wizja samolotu, ale podczas Armii 2022 podano, że Rosja mogłaby uruchomić jego produkcję na miejscu u klienta, który zdecydowałby się wyłożyć swoje pieniądze na jego rozwój. Moskwa uczy się w przyśpieszonym tempie od Amerykanów, którzy kiedyś sprzedawali potencjalnym partnerom projekt swojego F-35. Bo dziś nikt samodzielnie, może z wyjątkiem Chin, nie jest w stanie wyprodukować najnowszego samolotu bojowego. Dotyczy to także Koreańczyków i ich maszyn, które pewnie zobaczymy na naszym niebie. W marcu 2018 r.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 38/2022

Kategorie: Świat