Komu zaszkodzi Katar

Komu zaszkodzi Katar

Wpływ ramadanu na przemysł stoczniowy w Polsce, czyli… W tym roku 21 sierpnia rozpoczyna się błogosławiony dla muzułmanów miesiąc – ramadan. Według tradycji jest to okres pokuty i odpuszczenia grzechów. Wierni w tym czasie czytają Koran, poszczą od przedświtu do zachodu słońca, modlą się i starają robić dobre uczynki – np. rozdając ubogim jałmużnę. W ramadanie każdy dobry uczynek jest pomnażany od 10 do 700 razy w dniu sądu ostatecznego. Zgodnie z tradycją krajów arabskich w tym czasie raczej nie podejmuje się ważnych decyzji biznesowych. Okoliczność ta może mieć wpływ na los polskiego przemysłu stoczniowego. Może okazać się, że rekomendowana przez min. Grada katarska rządowa agencja inwestycyjna Qatar Investment Authority nie przejmie zobowiązań funduszu Stichting Particulier Fonds Greenrights i nie zapłaci do końca sierpnia 381 mln zł za stocznie w Gdyni i Szczecinie. Gradowi to nie zaszkodzi, bo mimo publicznie powtarzanych obietnic i zapowiedzi premiera, że jeśli pieniądze nie wpłyną, to pożegna się ze stanowiskiem, nie brakuje jego obrońców. Podkreślają oni, że dymisja niczego nie zmieni, a na ukończeniu są rozmowy o sprzedaży koncernu energetycznego Enea, która ma dać do budżetu ok. 5 mld zł, że szykuje się sprzedaż warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych, że Grad bliski jest zawarcia porozumienia z Eureko w sprawie PZU. Słowem bez tego działacza gospodarczego ani rusz. I trudno się dziwić. Pojęcia takie jak honor i odpowiedzialność są ostatnimi, jakie przychodzą na myśl, gdy pada nazwisko Aleksandra Grada. Czas amatorów W kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego sprawa stoczni wykorzystywana była jako przykład sukcesu rządu Donalda Tuska. „Stoczniowcy wrócą do pracy we wrześniu”, obiecywali politycy tej partii. Tajemniczy inwestor o katarskich korzeniach – fundusz Stichting Particulier Fonds Greenrights – miał być „poważny” i „wiarygodny”. Lecz gdy przyszło do płacenia, urzędnicy resortu skarbu przyznawali, że „nie mogą się z nim skontaktować”. Dziwne to, skoro, jak deklarowano publicznie, gwarantem transakcji miały być katarskie banki: inwestycyjny QInvest oraz Qatar Islamic Bank. 21 lipca br. warszawski sąd zarejestrował spółkę Stocznie Polskie z kapitałem zakładowym 100 tys. zł. Jej jedynym właścicielem był wspomniany fundusz. To ona miała zająć się zarządzaniem majątkiem obu stoczni. Ciekawe, jak potoczą się jej losy. Moje próby skontaktowania się z władzami Stoczni Polskich spełzły na niczym. Jakby pod ziemię się zapadły. Ze wstydu. Doprawdy trudno w tym przypadku mówić o profesjonalizmie min. Grada i urzędników resortu skarbu. Ale nie mogło być inaczej, skoro od miesięcy wiadomo, że przemysł stoczniowy na całym świecie znalazł się w kryzysie, że europejskie stocznie borykają się z brakiem zamówień, że Gdańsk, Gdynia i Szczecin lata temu utraciły reputację i żaden poważny armator nie złoży zamówień. Na łamach „Przeglądu” wielokrotnie dowodziłem, że między bajki można włożyć zapewnienia oficjeli, że Katarczycy będą budowali u nas statki do przewozu skroplonego gazu. Każdy, kto widział nasze „kolebki”, kto rozmawiał z pracującymi w nich ludźmi, wie, że w sensie projektowym, technologicznym i produkcyjnym polskie stocznie nie są do tego zdolne. Jeśli nawet kolejny „poważny” katarski fundusz je kupi, to szybko dojdzie do wniosku, że złom należy sprzedać, budynki zburzyć, a na uwolnionych gruntach wybudować osiedla mieszkaniowe. Każdy inny wariant zagospodarowania stoczni przyniesie tylko straty. Gdy w 2002 r. po raz pierwszy pisałem o upadających stoczniach, otwarcie mówili mi to ludzie, którzy w nich pracowali. Premier Donald Tusk i min. Aleksander Grad winni zerknąć za naszą zachodnią granicę. W tym samym czasie, gdy trwały rozmowy z „poważnym” katarskim inwestorem, upadły niemieckie stocznie należące do koncernu Wadan Yards w Wismarze i Rostocku-Warnemünde. W ich ratowanie osobiście zaangażowała się kanclerz Angela Merkel. I udało się. Specjalne relacje łączące ją z premierem Putinem zaowocowały tym, że zakłady zostaną przejęte przez Igora Jusufowa i jego syna Wiktora. Rosyjska prasa pisze, że stoi za nimi grupa inwestorów zbliżonych do banku Rossija, uchodzących za przyjaciół premiera Putina. Jusufowowie mają włożyć w ten interes od 40 do 60 mln euro. Przy czym zakłady w Wismarze i Rostocku-Warnemünde to nie jakieś technologiczne skanseny, ale nowoczesne firmy, w których można budować lodołamacze i statki do przewozu skroplonego gazu. W

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 34/2009

Kategorie: Kraj