Kongres złapany za Trumpa

Kongres złapany za Trumpa

Donald Trump, the GOP nominee for President of the United States greets Governor Mike Pence (Republican of Indiana), the GOP nominee for Vice President of the United States following the Governor's acceptance speech at the 2016 Republican National Convention held at the Quicken Loans Arena in Cleveland, Ohio on Wednesday, July 20, 2016. fot. Photoshot/REPORTER

Czy Donald Trump odbierze Partii Republikańskiej szanse w wyborach do Kongresu? Powiedzieć, że w tym roku wybory do Kongresu zostały całkowicie przyćmione przez prezydencką kampanię wyborczą, to nic nie powiedzieć. Wielkie widowisko, pełne gwałtownych zwrotów akcji, jakie urządza Ameryce i światu duet Trump-Clinton, przyciąga uwagę większości obserwatorów. Tymczasem od tego, jak potoczą się wybory do Kongresu, zależy bardzo dużo, a ich wynik – przynajmniej jeśli chodzi o Senat – jeszcze nie jest przesądzony. Znaczenie wyborów Chociaż pełnia władzy wykonawczej w Stanach Zjednoczonych spoczywa w rękach prezydenta, Kongres może, jeśli chce, bardzo skutecznie te ręce krępować. Tak postępowali republikanie sprawujący od 2014 r. całkowitą kontrolę nad Izbą Reprezentantów i Senatem, na każdym kroku sabotując działania administracji Baracka Obamy. Najlepszym przykładem jest wybór następcy zmarłego na początku tego roku sędziego Sądu Najwyższego Antonina Scalii. Zgodnie z amerykańską konstytucją kandydatów na sędziów federalnych przedstawia prezydent, a zatwierdza w głosowaniu Senat. Tymczasem w przypadku wakatu po śmierci Scalii wyborem jest raczej jego brak – kierownictwo republikańskiej większości w Senacie odmówiło rozpatrywania zgłoszonej przez prezydenta kandydatury Merricka Garlanda, dotychczasowego prezesa federalnego Sądu Apelacyjnego dla Dystryktu Kolumbii, twierdząc, że o obsadzie stanowiska powinien zdecydować już nowy prezydent. Republikanom, liczącym na to, że nowy prezydent będzie przedstawicielem ich partii, chodziło nie tylko o zapewnienie konserwatystom większości w składzie sądu, decydującego m.in. o konstytucyjności praw i mającego w związku z tym ogromny wpływ na kształt państwa i prawa. Chodziło im także, a może przede wszystkim, o upokorzenie Obamy i Partii Demokratycznej. Tymczasem być może nie tylko nie uda się upokorzyć rywali, ale nawet – w przypadku zwycięstwa Hillary Clinton i zdobycia przez demokratów większości w Senacie – Partia Republikańska straci wpływ na nominację, jaki miałaby, gdyby zdecydowała się współpracować z prezydentem. Wyniki wyborów do Kongresu przesądzą również o tym, czy republikańskiemu spikerowi Izby Reprezentantów, Paulowi Ryanowi, uda się doprowadzić do przyjęcia pakietu reform, w tym dążących do usunięcia kluczowych elementów znienawidzonej przez republikanów reformy systemu opieki zdrowotnej, znanej jako Obamacare. Gra o kontrolę W wyborach do Kongresu zostanie obsadzonych 435 miejsc w Izbie Reprezentantów, czyli cały jej skład, i 34 spośród 100 w Senacie – kadencja senatora trwa sześć lat, a co dwa lata odnawiana jest jedna trzecia składu. Tegoroczne wybory do Senatu to z perspektywy Partii Republikańskiej wojna obronna: z owych 34 mandatów aż 24 przypadały jej senatorom, a tylko 10 demokratom. Wśród pozostałych senatorów, którzy w tym roku nie będą wymieniani, jest 30 republikanów, 34 demokratów i 2 niezależnych (ale zawsze współpracujących z demokratami). Jeśli więc Partia Demokratyczna obroni swoje 10 miejsc i dodatkowo odbierze konkurentce cztery lub pięć mandatów – co jest możliwe – uzyska kontrolę nad Senatem. Cztery dodatkowe mandaty wystarczą jej, gdy wybory prezydenckie wygra Hillary Clinton i wiceprezydent jako przewodniczący Senatu będzie miał rozstrzygający głos, natomiast jeżeli wygra Donald Trump, potrzebne będzie pięć mandatów. Znacznie spokojniej Partia Republikańska podchodzi do wyborów do Izby Reprezentantów, w której stanowi większość. Owszem, prawdopodobnie demokratom uda się zwiększyć swój stan posiadania, jednak kontrola nad Izbą pozostanie w dotychczasowych rękach – dzisiaj wynik wyborów jedynie w 24 okręgach wyborczych jest trudny do przewidzenia. Nawet jeżeli we wszystkich wygrają demokraci i nie dojdzie do niespodzianki w żadnym innym okręgu, i tak do uzyskania większości zabraknie partii aż 32 głosów. BETONOWE KOŁO RATUNKOWE Wybór kandydata na prezydenta przez partię to również wybór lidera, który ma ją poprowadzić do zwycięstwa w wyborach do Kongresu. Jeśli wynik w okręgu jest niepewny, popularny kandydat pojawiający się na wiecach lub w reklamach wyborczych może stanowić bezcenne wsparcie. I odwrotnie, zbyt bliskie związki z niepopularnym kandydatem na prezydenta mogą się okazać tym drobiazgiem, który rozstrzyga o wyniku zaciętej rywalizacji. Dla demokratów startujących w takich wyścigach rok 2016 jest łaskawy. Fakt, Hillary Clinton jest jednym z najmniej popularnych polityków, jacy kiedykolwiek ubiegali się o najwyższy urząd w państwie, a jej kampanią wyborczą co rusz wstrząsają skandale o różnym stopniu dotkliwości: dochodzenie w sprawie używania

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 42/2016

Kategorie: Świat
Tagi: Jan Misiuna