Jak żyć, pani premierko, panie kanclerzu, Rado Związkowa

Jak żyć, pani premierko, panie kanclerzu, Rado Związkowa

A banner reading "energy crisis, inflation, impoverishment = government failure" is put on a vehicle as people protest while German Chancellor Olaf Scholz visits a research laboratory at Magdeburg University, in Magdeburg, Germany, August 25, 2022.,Image: 716586163, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: FABRIZIO BENSCH / Reuters / Forum

Brytyjczycy i Niemcy z przerażeniem czekają na mróz Wielka Brytania – Winter is coming 43-letnia Nicky Singh pracująca w przemyśle lotniczym wyznała w kwietniu br. dziennikowi „Birmingham Mail”: „Od stycznia płacę ok. 245 funtów miesięcznie za gaz i energię elektryczną. Mieszkam z 13-letnim synem, a w marcu musiałam prawie całkowicie wyłączyć ogrzewanie. Grzejnika używam trzy godziny dziennie, a gdy pracuję w domu, zakładam na siebie dwa swetry”. Nicky Singh obawia się, że wkrótce będzie musiała oszczędzać na jedzeniu: „Rok temu średnie wydatki na zakupy wynosiły ok. 55 funtów tygodniowo, teraz to 70-75 funtów. Bez ogrzewania jakoś sobie poradzimy, ale musimy jeść. I co z dzieckiem, jego edukacją, książkami?”. Podobnych uwag i opinii znajdziemy w brytyjskim internecie bez liku. Bo wzrost cen surowców energetycznych, który zaczął się w styczniu br., ostatnio gwałtownie przyśpieszył. Już w styczniu Ofgem, brytyjski regulator rynku energii (odpowiednik polskiego Urzędu Regulacji Energetyki), informował, że ceny prądu i gazu dla gospodarstw domowych w Wielkiej Brytanii wzrosną w ciągu roku średnio o 693 funty, czyli o 3776,85 zł. Dziś te szacunki są nieaktualne. Pod koniec sierpnia Ofgem zaakceptował podwyżkę cen aż o 80%! Co oznacza wzrost o 1578 funtów. A to dla odbiorców indywidualnych potężny cios. Takie ceny to wynik uzależnienia Wielkiej Brytanii od importu gazu – nie tylko z Rosji, przede wszystkim z Norwegii, USA oraz krajów Zatoki Perskiej. Zdaniem niektórych ekonomistów w styczniu 2023 r. inflacja wzrośnie nad Tamizą do 18% i osiągnie najwyższy poziom od ponad 30 lat. W dramatycznej sytuacji znaleźli się brytyjscy emeryci, otrzymujący skromną państwową emeryturę, i osoby o niskich dochodach. W czerwcu w Londynie odbyła się wielotysięczna demonstracja przeciw rosnącym cenom energii i kosztów utrzymania. Media donosiły, że niektóre samorządy rozważają utworzenie zimą w bibliotekach i innych budynkach publicznych miejsc, w których ubodzy Brytyjczycy będą mogli się ogrzać. Co gorsza, rząd nie miał wtedy żadnego planu łagodzenia kryzysu. Latem, po dymisji premiera Borisa Johnsona, czekano na jego następcę. Na początku września Liz Truss ogłosiła, że jej gabinet zamierza na następne dwa lata zamrozić roczny pułap cen energii elektrycznej i gazu dla gospodarstw domowych na poziomie 2,5 tys. funtów. Ma to kosztować gospodarkę ok. 150 mld funtów. Komentatorzy natychmiast zwrócili uwagę na trzy elementy. Po pierwsze, nie wiadomo, jak zniesie to brytyjski budżet, już obciążony gigantycznymi wydatkami związanymi z pandemią COVID-19. Po drugie, co z osłonami dla najuboższych grup społecznych, a po trzecie, nie ma rządowych propozycji związanych z ograniczeniami zużycia energii. Według szacunków End Fuel Poverty Coalition tej zimy aż 7 mln brytyjskich gospodarstw domowych popadnie w ubóstwo energetyczne. Wzrost cen to wynik nie tylko wojny w Ukrainie, ale także spekulacji i niewielkiej dbałości Brytyjczyków o oszczędzanie energii. Bo większość domów pod względem energooszczędności spełnia standardy z lat 70. XX w., co oznacza, że aby je ogrzać, potrzeba więcej opału. Nie brakuje też budynków z lat 60. i 70. przypominających naszą wielką płytę. A ponieważ na Wyspach ostre zimy należą do rzadkości, stawiano je, nie przejmując się zbytnio, czy są właściwie ocieplone. Pół wieku temu w kominkach palono węglem, którego dziś na Wyspach się nie wydobywa. Ogrzewanie gazem, przez lata względnie tanie, w tej chwili kosztuje krocie. Zrozpaczeni Brytyjczycy zaczęli organizować się w ruchy takie jak Don’t Pay UK, który wzywa do strajku, czyli niepłacenia rachunków za energię. Na razie zobowiązało się do tego ponad 188 tys. osób. Celem organizatorów jest 1 mln „strajkujących”. Liczą oni, że w ten sposób zmuszą rząd i spółki energetyczne do obniżenia rachunków za światło i gaz. Powołują się na przykład masowej odmowy płacenia podatku pogłównego, który rząd Margaret Thatcher wprowadził na początku 1990 r. i który stał się jedną z przyczyn upadku pani premier. 31 marca 1990 r. na Trafalgar Square doszło do demonstracji przeciwników pogłównego i do zamieszek. Gdy Thatcher nie uległa namowom ministrów jej gabinetu, by wycofać się z tej decyzji, została zmuszona do rezygnacji. Jej następca, premier John Major, w marcu 1991 r. zniósł podatek. Wściekłość Brytyjczyków wywołują również informacje o wyjątkowo wysokich przychodach i zyskach spółek energetycznych oraz rekordowych zarobkach członków ich zarządów.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 39/2022

Kategorie: Świat