Koniec chłopskiej drogi – rozmowa z Julianem Kawalcem

Koniec chłopskiej drogi – rozmowa z Julianem Kawalcem

Jesteśmy chyba jednym z ostatnich krajów w Europie, w którym są pisarze zajmujący się problemami wiejskimi 11 października kończy pan 95 lat, jest pan nestorem pisarzy zaliczanych przez krytykę do nurtu chłopskiego w literaturze. Najczęściej wymienia się pana obok takich autorów zajmujących się tematyką wiejską jak Wiesław Myśliwski i Edward Redliński. Jak pan przyjął przyznanie tegorocznej Nagrody Literackiej Nike Marianowi Pilotowi za powieść „Pióropusz”, opisującą polską wieś z pierwszych lat po wojnie? – Cieszę się, choć nie ukrywam, że była to dla mnie wielka niespodzianka. Marian Pilot jest bardzo ciekawym autorem, od wielu lat zaliczanym do ludzi piszących o wsi, ale zawsze pozostawał na uboczu życia literackiego. Chyba nikt nie przypuszczał, że nagle tak wypali. Na 15 dotychczas przyznanych nagród Nike aż dwie otrzymał Wiesław Myśliwski za „Widnokrąg” oraz „Traktat o łuskaniu fasoli” i teraz uhonorowany został Marian Pilot, a więc to świadczy o tym, że ktoś jednak nas dostrzega. Wszyscy już jesteśmy matuzalemami, literackimi dinozaurami. Myśliwski ma 79 lat. Pilot – 75, Redliński – 71. Wkrótce odejdziemy. I co będzie? – Koniec pisarzy nurtu chłopskiego. Zabraknie świadków tamtych czasów, nie będzie też wsi. Wyschnie źródło, z którego czerpaliśmy tematy. Jesteśmy chyba jednym z ostatnich krajów w Europie, w którym są pisarze zajmujący się problemami wiejskimi. To właśnie dzięki tej egzotyce polskiej wsi moje książki zostały przetłumaczone na 25 języków, na wszystkich kontynentach. Często wyjeżdżałem do krajów skandynawskich, z ciekawości pytałem czytelników w Finlandii czy w Danii, co ich w moich książkach interesuje. Odpowiadali mi, że je czytają, gdyż u nich nie ma już takich wsi. Rozmawiałem o tym również we Włoszech. Tam też naszą wieś odbierali jak skansen. Mało tego, oni u siebie już nie dostrzegają różnicy między miastem i wsią. To samo będzie u nas za 10 czy 20 lat. Wieś jest skazana na miasto. Już dzisiaj prawie wszyscy na wsi mają telefony komórkowe, samochody i internet. Dlatego jesteśmy ostatnimi, którzy mogą jeszcze ten obraz naszej wsi utrwalić. Czy „Pióropusz” ma szanse na sukces za granicą? – Trudno mi powiedzieć, gdyż ostatnio mam kłopoty z oczami i nie mogę czytać książek. Ogromnie żałuję, ale z tego powodu nie mogę przeczytać „Pióropusza”. Utwory Pilota są trudne, skomplikowane, mają specyficzne słownictwo i mogą być kłopoty z tłumaczeniem na obce języki. Obraz powojennej polskiej wsi w „Pióropuszu” jest zupełnie inny niż ten w pana książkach. Bohaterem jest wiejski biedak, analfabeta, który woli kraść, niż pracować na roli i chętnie nauczyłby syna złodziejskiego fachu. W czasie jednej z awantur ojciec niszczy szkolną tablicę do nauki alfabetu i trafia do więzienia. Syn kradzionym piórem pisze pisma o jego uwolnienie, posyła donosy do UB. To jego pisanie powoduje, że odkrywa w sobie talent literacki. Cierpka geneza narodzin nowego polskiego pisarza. – Nie wykluczam, że tak właśnie mogło być w Siedlikowie koło Ostrzeszowa, rodzinnej wsi Mariana Pilota. W każdej wsi byli ludzie, którzy woleli kombinować, niż pracować, ale to był margines. Również obecnie wielu mieszkańców wsi lubi żyć lekko i przyjemnie, coś kupić, potem sprzedać i zarobić. Tymczasem ja od dziecka wychowywany byłem w kulcie pracy na roli, która dawała chleb. Ten chleb był dla mnie zawsze symbolem chłopskiego trudu i mojej miłości do matki Ziemi. Nigdy nie zapomnę, jak na wiosnę ojciec powiedział do mnie, mojego brata i siostry: „Dzieci, chodźcie, zobaczymy, czy zboże wschodzi”. A potem na polu był okrzyk radości: „O, zieleni się, zieleni!”. Zerwał jeden listek, pokazywał nam i powtarzał: „To jest nasz chleb, to jest życie”. Ojciec bardziej się cieszył dojrzewającym zbożem lub snopkami przywiezionymi do stodoły niż zyskami z jego sprzedaży. Pokazywanie tego chłopskiego trudu dzisiejszej młodzieży jest konieczne ze względów wychowawczych. Praca na roli była nabożeństwem. Wtedy mówiło się, że ziemia rodzi, teraz natomiast produkuje. Chłop stał się producentem. Chciał pan powiedzieć, że pana wieś jest zupełnie inna od tej opisanej przez Mariana Pilota? – Zacznijmy od tego, że jestem od niego starszy dokładnie o 20 lat i moje dziecinne lata, które spędziłem z rodzicami we wsi Wrzawy koło Sandomierza, przypadły

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 41/2011

Kategorie: Kultura, Wywiady