Koniec dobrego czasu?

Koniec dobrego czasu?

Czy 200 tysięcy ofiar powstania warszawskiego i zero celów politycznych wobec zera ofiar Okrągłego Stołu i niepodległości nic nie mówi? Przeżywamy cudowny czas swojej historii. Po kilkuset latach oddalania się od Europy w kwestii gospodarki, stosunków społecznych, siły i autorytetu państwa, w końcu i jego integralności, suwerenności i bezpieczeństwa – staliśmy się kowalami własnego losu, z szansą na odmianę złych trendów. Bezpieczni uczestnictwem w NATO i UE, związani jednym obszarem gospodarczym z socjalną, pokojową, wartościami „miękką”, a więc przyjazną człowiekowi Europą, możemy w spokoju budować swoją przyszłość. Lepszą od przeszłości. W Europie, zarówno zachodniej, jak i wschodniej, nie mieliśmy aż do lat 80. minionego wieku marki, jaką chcieliśmy sami sobie nadać. Ukazywaliśmy Europie i światu Polskę martyrologiczną, idącą od porażki do porażki. Dumną, ale przegrywającą. Godną, ale narwaną. Polskę mało obliczalną. Kto fascynuje się przegranymi? Kogo obchodzą cudze wyobrażenia? Dlaczego zajmować się cudzym pechem? Wychowałem się w poczuciu dumy z historii mojego kraju. O powstaniu styczniowym czytałem wydane przed wojną, pięknie ilustrowane książki, w wieku kiedy piłka nożna bardziej wydawała się pociągać niż dziewczyny. Podobnie o powstaniu warszawskim, mimo że literatura była uboższa. W 1966 r. po raz pierwszy,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 14/2006, 2006

Kategorie: Opinie