Na skutek afery dioksynowej pracę w przetwórstwie mięsa straciło 2300 osób, w tym prawie 600 Polaków Korespondencja z Dublina Pierwszy weekend grudnia był niezwykle pracowity dla irlandzkich dziennikarzy. Pierwsze strony sobotnio-niedzielnych i poniedziałkowych irlandzkich i brytyjskich dzienników zarezerwowano dla doniesień o wycofywaniu ze sprzedaży wieprzowiny wyprodukowanej w kilkudziesięciu farmach w Irlandii i Irlandii Północnej. Irlandzka Komisja ds. Bezpieczeństwa Żywności – Food Safety Authority of Ireland (FSAI) – poinformowała 5 grudnia, że „spora partia irlandzkiej wieprzowiny i inne produkty wieprzowe wyprodukowane po 1 września 2008 r. będą w trybie pilnym wycofywane z półek sklepowych i hurtowni spożywczych”. Powodem było znalezienie w mięsie toksycznych substancji. Agencja sugerowała, że źródłem skażenia jest podana zwierzętom pasza. Dioksyny w mięsie Brendan Smith, irlandzki minister rolnictwa, podczas zwołanej specjalnie konferencji prasowej oświadczył, że problem dotyczy 47 farm w Republice Irlandii. Dodał, że zważywszy na liczbę wszystkich farm – ok. 1,2 tys. – nie jest to dużo. – Wszystkie 47 farm nabyło paszę od tego samego dostawcy – podkreślił minister. Smith ujawnił także, że tej samej paszy używało dziewięć farm z Irlandii Północnej. Władze od razu zdecydowały o przeprowadzeniu szczegółowych kontroli farm i wykonaniu dodatkowych testów. Wykazały one obecność w wieprzowinie szkodliwych dioksyn w ilości od 80 do 200 razy przewyższającej poziom uznany za bezpieczny. Wedle niepotwierdzonych jeszcze oficjalnie informacji w mięsie natrafiono także na obecność polichlorowanych bifenyli PCB. FSAI lakonicznie poinformowała, że zagrożenie dla obywateli jest minimalne. – Po co więc wycofywać z obrotu mięso i przetwory? – zastanawiali się dublińczycy. Niewiele osób uwierzyło w zapewnienia premiera Briana Cowena, że decyzja o wycofaniu wszystkich produktów wieprzowych i zaostrzenie kontroli sanitarno-weterynaryjnej powodowane są troską o uratowanie reputacji irlandzkiego przemysłu rolno-spożywczego. Czy tylko wieprzowina? Po nitce do kłębka ustalono, że farmerzy karmili zwierzęta paszą wyprodukowaną przez kompanię Millstream Power Recycling Ltd z Carlow. Główny lekarz weterynarii, Paddy Rogan, wyjaśnił, jak doszło do zatrucia paszy. – Podczas procesu przygotowywania karmy w zakładzie produkcyjnym przedostał się do niej olej, którego używa się do podgrzania komponentów żywieniowych. Powodem była nieszczelność instalacji. W trakcie śledztwa wyszło na jaw, że paszą wyprodukowaną przez tę firmę karmiono także bydło rzeźne. Okazało się, że w wołowinie są PCB, czyli polichlorowane bifenyle. Poza nimi odnaleziono jeszcze inne toksyny, które określono jako „toksyny zbliżone do tych, które znaleziono w mięsie wieprzowym”. – Stężenie jest jednak znacznie niższe niż w przypadku trzody chlewnej – uspokajał min. Smith. Główny lekarz weterynarii przedstawił plan uboju i spalenia szczątków 100 tys. sztuk trzody chlewnej z dziesięciu gospodarstw, w których używano skażonej karmy. Trzy hodowle zostaną zlikwidowane w całości. Służby weterynaryjne pracują pełną parą w 34 gospodarstwach, starają się wyizolować zwierzęta w pełni zdrowe. Jest szansa, że przynajmniej połowę trzody i dwie trzecie bydła uda się uratować. – To wszystko zależy od tego, czy poziom niebezpiecznych substancji w ich organizmach będzie malał – powiedział Rogan. – Wszystko robione jest zgodnie z procedurami. Nadrzędnym celem naszych działań jest stwierdzenie, że do sklepów i hurtowni, a w konsekwencji na stoły konsumentów trafi zdrowe mięso. Służby sanitarne i władze ministerialne uważają, że zagrożenie „plagą dioksynową” w stadach bydła rzeźnego jest znacznie mniejsze. – Chore sztuki bydła jest łatwiej wyizolować i odłączyć od reszty stada. Poziomy dioksyn w badanych próbkach mięsa mimo że przewyższają normy, nie stwarzają bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia konsumentów – relacjonuje dr Alan Reilly z Komisji ds. Bezpieczeństwa Żywności. Kłótnia o rekompensaty I jak tu nie wierzyć organizacjom ekologicznym, kiedy czyta się tego typu doniesienia. W pogoni za wzrostem produkcji i zyskiem większość farmerów odchodzi od tradycyjnego żywienia świń i krów. Pasze naturalne, oparte na komponentach zbożowych i ziemniaczanych, idą w zapomnienie. Zastępuje je chemia i… resztki innych zwierząt. Tu nic nie może się zmarnować. Choć oficjalnie sprzedaż tego typu pasz na terenie Irlandii jest zakazana. Z tego też względu własne śledztwo w tej sprawie prowadzi również
Tagi:
Tomasz Wybranowski









