Bułgaria na potęgę wyrabia fałszywe paszporty covidowe Czwarta fala pandemii i wariant delta dały się we znaki mieszkańcom krajów bałkańskich. Wpływ na to ma mały odsetek osób zaszczepionych. Od Rumunii, przez Bułgarię i Macedonię, aż po kraje byłej Jugosławii antyszczepionkowcy trzymają się mocno. Na Bałkanach pogląd, że zioła z okolicznych łąk w połączeniu z domową rakiją to najskuteczniejszy lek na „jakąś tam odmianę grypy”, jest bardzo popularny. Władze, widząc, że akcje zachęcające do szczepień przynoszą marne wyniki, stopniowo zaniechały ich podejmowania. Podobnie jak w wielu krajach Europy Zachodniej zaczęto promować zaszczepionych, maksymalnie zniechęcając antyszczepionkowców. Dziś w Bułgarii przepustki covidowe upoważniają do wejścia do lokali gastronomicznych, hoteli, kin, teatrów, na koncerty, do muzeów, galerii handlowych, hal sportowych i siłowni. Wprowadzono też obowiązkowe szczepienie przeciw COVID-19 dla personelu domów opieki nad osobami starszymi. W mającej niecałe 7 mln mieszkańców Bułgarii dobowa liczba zakażeń powyżej 5-6 tys. spędzała sen z powiek przedstawicielom resortu zdrowia. Władze postanowiły więc uprzywilejować zaszczepionych. Na kochających restauracyjno-kawiarniany styl bycia Bułgarach nakaz przedstawiania paszportu covidowego przy wejściu do lokalu zrobił spore wrażenie. Część postanowiła się zaszczepić i korzystać z dobrodziejstw porannej kawy. Inna część, i to niemała, doszła do wniosku, że certyfikat covidowy trzeba sobie jakoś załatwić. Z dnia na dzień wartość green passu wzrosła wielokrotnie. Dostrzegła to pewna grupa medyków, pielęgniarek i niezwiązanych z systemem ochrony zdrowia pośredników, dla których sfałszowanie średnio zabezpieczonych paszportów nie było wielkim wyzwaniem. Wraz z fałszowaniem certyfikatów zrodził się nowy problem, mało znany w innych krajach. Setki Bułgarów, u których pojawiły się objawy typowe dla koronawirusa wariantu delta, chciało realnie się zaszczepić, było to jednak niemożliwe – osoby te w systemie Ministerstwa Zdrowia figurowały już bowiem jako zaszczepione. Kandydat na posła pośrednikiem Nova TV zaprezentowała nakręcony ukrytą kamerą film, który zaszokował Bułgarów. Dziennikarka udawała osobę, której bardzo zależy na szybkim zaopatrzeniu się w paszport covidowy. Z rozmowy wynika, jak wygląda procedura załatwiania fałszywych dokumentów. Co ciekawe, spotkanie z pośrednikiem, którym był niejaki Weliczko Georgiew, kandydat na posła, osoba z immunitetem, zostało nakręcone przed schodami prowadzącymi do… Pałacu Sprawiedliwości w centrum Sofii. Georgiew sprawiał wrażenie człowieka, który co najmniej od kilku tygodni działa według sprawdzonego schematu. Jak tłumaczył, trzeba najpierw wysłać swoje dane osobowe i zdjęcie pośrednikowi, który od razu pobiera opłatę. Następnie pośrednik kontaktuje się z medykiem. Imię i nazwisko lekarza nie może być ujawniane. Z reportażu wynika, że w kilku sofijskich przychodniach lekarze rodzinni wydawali od 15 do 30 lewych paszportów dziennie. Certyfikat kosztuje od 300 lewów (ok. 650 zł) w trybie standardowym do 450 lewów (ok. 950 zł) w trybie przyśpieszonym, co w praktyce oznacza kilkunastominutowe oczekiwanie. W przypadku „szczepienia” ekspresowego zaangażowany musiał być lekarz domowy. W trybie standardowym radziły sobie same pielęgniarki. By uniknąć niepotrzebnych podejrzeń, sofijscy lekarze mieli „szczepić zaocznie” jednorazowym preparatem Johnson & Johnson. Jak poinformowali dziennikarze Nova TV, jeden z lekarzy wraz z pomocnicą zainkasował 43,5 tys. lewów (ok. 90 tys. zł). Mimo usilnych starań dziennikarzy śledczych Bułgarzy wciąż nie znają odpowiedzi na wiele pytań związanych z tym procederem. Wciąż bowiem nie wiadomo, czy i jakie konsekwencje zostaną wyciągnięte wobec współpracowników (a tych mogła się uzbierać spora grupa) przyszłego posła, ile dokładnie lewych certyfikatów załatwił i ile na tym zarobił. Nie wiadomo też, czy Georgiew, który przebywa na wolności, w dalszym ciągu nie sprzedaje podrabianych zaświadczeń o szczepieniach. Dużo do sprawy rozpoczęcia walki z oszustami wniósł bułgarski biznesmen Andrej Byczwarow. Jego przyjaciel od lat chorujący na cukrzycę, który postanowił zaopatrzyć się w lewy certyfikat, zmarł na covid. Byczwarow rozpoczął wojnę z medykami. W jednym z postów na Facebooku ogłosił, że zapłaci 1 tys. lewów (ok. 2,3 tys. zł) każdemu, kto dostarczy mu wiarygodnych informacji na temat pracowników służby zdrowia wydających fałszywki. Na razie zgłosiło się 15 osób, ale nie wszystkie przekazane informacje okazały się prawdziwe. Grecy liczą na bułgarską przedsiębiorczość Południowi sąsiedzi