Krajobraz po kacu

Krajobraz po kacu

Mandatory Credit: Photo by Matthew Chattle/REX/Shutterstock (7429168i) Anti President Trump protest outside the US Embassy in London. Anti Trump protest, US Embassy, London, UK. - 9 Nov 2016

Świat się nie zawali, on tylko oszalał – komentują zachodni politycy i publicyści Korespondencja z Berlina Oh my God! – to z tygodnika „Die Zeit” dzień po wyborach prezydenckich w USA. W zachodniej prasie dominuje poczucie kaca. Mało kto rezygnuje z okazji wrzucenia choć jednej szyderczej wzmianki o przyszłym prezydencie USA. Publicyści w Niemczech jeszcze przez kilka dni szukali wyjaśnień dostępnych ich umysłom. Wie konnte das passieren? (Jak to się mogło wydarzyć?), pytał we właściwym sobie stylu tabloid „Bild”. Godną jasnowidza dalekowzrocznością wykazał się dziennik „FAZ”, który już w przeddzień wyborów wrzucił na pierwszą stronę zdjęcie lakierków Donalda Trumpa z napisem: Das Ende ist nah (Koniec jest blisko), zapożyczonym z katastroficznego filmu „The Day After Tomorrow”. „Triumf Trumpa jest klęską Zachodu”, pisał Jakob Augstein, felietonista „Spiegla”. Dosadniej wyraził się Torsten Krauel. „We Francji Putin chce widzieć kobietę u władzy, Marine Le Pen. W Niemczech chce się pozbyć kobiety, Angeli Merkel. Teraz może być pewien, że Biały Dom nie wejdzie mu w paradę”, uważa komentator „Die Welt”. Jego zdaniem, niemiecka kanclerz będzie musiała się zmierzyć z człowiekiem, dla którego jej polityka nie ma racji bytu. „Jeżeli w maju we Francji wygra Front Narodowy, Merkel będzie przewodzić państwu otoczonemu przez kraje rządzone przez nacjonalistów, którego rynki eksportowe się rozpadną – obawia się Krauel i pyta: – Kiedy Europa ma zewrzeć szeregi, jeśli nie teraz?”. Gorzkie przebudzenie O ile Angela Merkel swój powyborczy komentarz osłodziła dyplomatycznym lukrem, o tyle jej zastępca nie przebierał w słowach. „Jestem przerażony, »autorytarna międzynarodówka« wykorzystuje kryzysy na świecie i oszukuje naiwnych wyborców”, martwił się Sigmar Gabriel w wywiadzie dla „Berliner Morgenpost”. W szoku była także Ursula von der Leyen. „Będę potrzebowała kilku dni, aby to przetrawić”, przyznała minister obrony w telewizji. Cem Özdemir przestrzegał zaś, że Niemcy czeka „gorzkie przebudzenie”. „Pamiętajmy, że Trump wygrał mimo ostracyzmu we własnej partii. On nie musi spłacać żadnych długów wobec republikanów, co czyni go jeszcze bardziej nieprzewidywalnym”, zaznaczył lider Zielonych w rozmowie z N24. Nie każdy polityk znad Sprewy wszedł na ścieżkę konfrontacji z prezydentem elektem. „Akceptujemy werdykt amerykańskich wyborców, ale na pewno nie będzie łatwiej niż przedtem”, stwierdził Frank-Walter Steinmeier. Wygrana Trumpa zmusiła szefa niemieckiego MSZ do życzliwych deklaracji, choć jeszcze kilka dni przed wyborami nazywał republikańskiego kandydata „nienawistnym kaznodzieją”. Z ust dyplomaty podobne określenia padają niezwykle rzadko, a jeśli tak, to nie pod adresem sojusznika. Inni politycy próbują rozwodnić mroczne scenariusze żartami. „USA wytrzymały Busha, to uporają się z Trumpem”, przypuszcza Martin Schulz, przewodniczący Parlamentu Europejskiego. Według niego zwycięstwo Trumpa obnażyło to, w jakim stopniu waszyngtońskie elity i oddane im sondażownie rozminęły się z nastrojami społecznymi. „Amerykanie nie wybrali Trumpa z miłości, oni wykorzystali go jako koktajl Mołotowa, aby wrzucić go do Białego Domu”, tłumaczy Schulz. Gryzącą ironią zareagował także Heiko Maas, minister sprawiedliwości. „Świat się nie zawali, on tylko oszalał”, pisał polityk SPD w powyborczą środę na Twitterze. Pozory bezstronności Również francuskie media opierały się na niewzruszonej pewności, że Hillary Clinton ma prezydenturę w kieszeni. „Dla świata poza granicami USA wynik wyborów prezydenckich jest zimnym prysznicem”, napisał Gilles Paris, dziennikarz związany z dziennikiem „Le Monde”. Natomiast François Hollande próbował podtrzymać pozory bezstronności, acz tydzień wcześniej także jemu wyrwał się zgryźliwy komentarz. „Ten, kto w taki sposób wypowiada się o kobietach i imigrantach, wywołuje u mnie odruchy wymiotne”, twierdził prezydent Francji. Najszybciej z powyborczego szoku otrząsnęli się redaktorzy „Le Figaro”, którzy zastanawiali się, kim będą doradcy Trumpa, prostujący w przyszłości jego pomyłki. „Trump przemówił do zawiedzionych wyborców prostym językiem i trafił do ich serc. To było raczej referendum za odrzuceniem Clinton, której zimna profesjonalność zniweczyła jej marzenia o Białym Domu. Teraz módlmy się o sztab doświadczonych doradców”, oceniał Maurin Picard. „Program Trumpa jest krytykowany nawet przez bliskich mu konserwatystów, niemniej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 46/2016

Kategorie: Świat