Krajobraz po Zibim

Krajobraz po Zibim

Po raz kolejny naród wybiera trenera. Ot, cały urok futbolu w polskim wydaniu

Ta wiadomość spadła na wszystkich jak grom z jasnego nieba. Po niespełna pięciu miesiącach pracy z drużyną narodową Zbigniew Boniek podał się do dymisji. Chociaż kadra zawiodła, rezygnacja zaskoczyła wszystkich. Piłkarzy, współpracowników, trenerów, kibiców i PZPN. Nawet oponentów Zibiego. – Nie ukrywam, że było to dla mnie wielkie zaskoczenie – mówi Michał Listkiewicz, prezes PZPN. Zostałem postawiony przed faktem dokonanym. Nie wiem, może zadecydowały względy rodzinne, może jeszcze coś innego. Trudno mi o tym mówić. Skoro jednak podjął taką decyzję, na pewno ją przemyślał. Wiązałem z Bońkiem duże nadzieje i chciałem, by przez najbliższe lata pracował z reprezentacją.
Rzeczywiście oczekiwania były duże. Boniek po objęciu funkcji selekcjonera mówił: – Myślę, że stać nas na drużynę narodową, o jakiej marzymy.
Niestety, od pierwszego meczu reprezentacja grała słabo. Kielich goryczy przelała porażka z Łotwą. Już wówczas pojawiły się głosy domagające się dymisji Bońka. – Będziecie mnie rozliczać po zakończeniu eliminacji – denerwował się Boniek. Skąd więc nagła zmiana decyzji? Wyjaśnienia Zibiego są enigmatyczne. – Od kilkunastu dni zastanawiałem się nad tą decyzją. Uważam, że jest jak najbardziej słuszna, a dodatkowo jej komentować nie zamierzam. Potem dodaje. – Dziś muszę być bliżej czegoś, bliżej kogoś i nie mogę sobie pozwolić, żeby prowadzić reprezentację –
Chyba nie tak wyobrażano sobie styl rezygnacji człowieka, który jeszcze niedawno miał ambitne cele.

Co zawiodło? Zabrakło czasu

– Myślałem, że Zbyszek należy do ludzi twardych – mówi Leszek Jezierski. Chyba nie zastanowił się dobrze, kiedy rozpoczynał pracę z reprezentacją. Pytałem go wówczas, czy wie, jak trudne zadanie przed nim stoi. Był pewny siebie, mówił, że spełniają się jego marzenia.
Zdaniem Janusza Wójcika, moment rezygnacji był nieodpowiedni. – Przecież jeszcze nie wszystko stracone, a jeśli chciał odejść, powinien to zrobić po meczu z Łotwą.
Czy rzeczywiście wielcy mistrzowie niekoniecznie są dobrymi trenerami? Czego zabrakło Bońkowi? Koncepcji, wyczucia, umiejętności, a może odrobiny szczęścia?
Szukał, próbował. W pięciu meczach, któree pod jego wodzą rozegrali biało-czerwoni, przetestował 37 piłkarzy. Dał szansę debiutu sześciu zawodnikom. Chciał odmłodzić i przebudować kadrę. Kiedy młodzi zawodzili, sięgał po doświadczonych graczy. W tym wszystkim chyba sam trochę się pogubił.
– Zabrakło odporności, doświadczenia, właściwej oceny wartości poszczególnych piłkarzy, a także trenerskich umiejętności – komentuje trener Jezierski. Według Lesława Ćmikiewicza, zawód trenera nie należy do łatwych i zawsze trzeba liczyć się ze skutkami. – Trener jest tak dobry, jak wynik ostatniego meczu. Zbyszek był świetnym piłkarzem, żył w świecie chwały i nagle uderzyła w niego ogromna fala krytyki. Być może, nie wytrzymał.
Grzegorz Lato uważa, że zabrakło czasu. – Szkoda mi Zbyszka. Trener Górski zanim osiągnął sukces, pracował z nami w młodzieżówce. Dobrze nas znał. Potem większość przyciągnął do pierwszej reprezentacji. To wszystko zaprocentowało. Trener musi mieć spokój i czas. Przypominam, że Engel na początku też przegrywał. Tylko że były to spotkania towarzyskie. Boniek natomiast od razu rozgrywał mecze o punkty. Szkoda, że zrezygnował na początku drogi.
Antoni Piechniczek sądzi, że forma odejścia świadczy o tym, iż ugiął się pod presją. – Zazdrość, zawiść, nagonka prasowa, mogą zniszczyć każdego trenera. W życiu zawsze robi się rachunek zysków i strat. Czasem człowiek dochodzi do wniosku, że – jak mawiał trener Łazarek – „nie ma się co kopać z koniem”. A my nadal nie potrafimy zrozumieć, że nasz potencjał piłkarski jest taki, jak trzeciej jedenastki narodowej Niemiec.

Żadnych małpich ruchów!

Tymczasowym trenerem reprezentacji został Stefan Majewski. Być może, obejmie tę funkcję na dłużej, wiele bowiem wskazuje na to, że jest on głównym kandydatem prezesa Listkiewicza na trenera reprezentacji.
– Jeszcze przed świętami poznamy nowego selekcjonera. Najpierw zapoznam się z opiniami trenerskich autorytetów. Decyzję natomiast podejmę samodzielnie. Majewski? Czemu nie?
Kibice stawiają na Jerzego Engela. Prezes PZPN daje jednak do zrozumienia, że w tym wypadku minęło chyba zbyt mało czasu.
Drugi w notowaniach sympatyków futbolu, Henryk Kasperczak, jest również faworytem środowiska trenerskiego. – Moim zdaniem, Heniu jest najlepszym kandydatem. Ma doświadczenie, dobre wzorce, a co istotne, przemawiają za nim sukcesy – uzasadnia Lato.
W opinii Leszka Jezierskiego, nie można szastać nazwiskami, a Kasperczak to dobry kandydat. Prezes Listkiewicz nie pozostawia jednak żadnych złudzeń. – Na dzień dzisiejszy nie ma tematu. Trener Kasperczak ma kontrakt z Wisłą, a ja nie ma zwyczaju podrywać cudzych żon.
– Kontrakt kontraktem, a drużyna narodowa w każdej sytuacji jest najważniejsza. Trzeba usiąść do stołu i dojść do porozumienia – podkreśla Lato.
Zdaniem Antoniego Piechniczka, bez względu na nazwisko musi być to osoba, którą wszyscy obdarzą zaufaniem. – Musimy sobie powiedzieć: „Dajemy ci gwarancję spokojnej pracy. Masz cztery lata, nasze wsparcie i zaufanie. Rozliczać będziemy się na koniec”.
Po raz kolejny powrócił pomysł zatrudnienia trenera z zagranicy. Liczka, Scala, McCarthy, Okuka. Co rusz pojawia się nowe nazwisko. Czy taka ewentualność wchodzi w rachubę? – Nie dajmy się zwariować. To jest takie magiczne myślenie, że przyjdzie ktoś z zagranicy i będzie cudownie – komentuje prezes PZPN.
Janusz Wójcik uważa, że rozwiązania są dwa: – Albo trener znający realia naszej piłki, albo gwiazda z najwyższej światowej póki. Z powodów finansowych druga ewentualność odpada, natomiast nie widzę zagranicznego trenera pracującego w Polsce, któremu można by powierzyć reprezentację. Nie mówię oczywiście o pomysłach z kapelusza typu Liczka czy Pala. A Okuka? Nie wiem…
– Specyfika polskich warunków, a także cena zatrudnienia dobrego fachowca nie przemawia za tym rozwiązaniem. Chyba że trener z Czeczenii – żartuje Ćmikiewicz. Przeciwny jest również Grzegorz Lato. – Żadnych małpich ruchów!
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że po raz kolejny polska piłka znalazła się w punkcie wyjścia. W tym samym, co zawsze. Nie mamy drużyny, zagląda widmo przegranych eliminacji, znów mówi się o bałaganie panującym w PZPN, powstają nowe teorie spiskowe. Po raz kolejny też naród wybiera trenera. Ot, cały urok futbolu w polskim wydaniu.

 

Wydanie: 2002, 49/2002

Kategorie: Sport
Tagi: Tomasz Sygut

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy