Jeżeli reprezentacja przegra z Niemcami i Szkocją, selekcjoner straci stanowisko Przed selekcjonerem piłkarskiej reprezentacji Polski Adamem Nawałką dni najważniejszej próby w jego dotychczasowej karierze trenerskiej. Dwie konfrontacje na Stadionie Narodowym w eliminacjach mistrzostw Europy 2016. Najpierw 11 października z mistrzami świata Niemcami, trzy dni później ze Szkotami. Ci pierwsi w najświeższym rankingu FIFA wyprzedzają nas o lata świetlne (oni na czele, my na miejscu 70.), ci drudzy aż o 41 pozycji. Czy polskich piłkarzy stać na zaprzeczenie powiedzeniu, że liczby nie kłamią? To pytanie, na które nikt jeszcze nie zna odpowiedzi. A czy komuś to się podoba czy nie – na ocenę jakości obu meczów będzie rzutować mistrzostwo świata wywalczone niedawno przez siatkarzy. I jeszcze jedno – taki mamy klimat, że dla Nawałki będzie to wielka gra nie tylko o punkty, ale i o przetrwanie na stanowisku. Znów liczymy na cud „Ci, którzy marudzą, zamiast pracować, to zgniłe jabłka, które trzeba wyrzucać, żeby nie zepsuły się inne” – takim kredo w swojej robocie kieruje się od zawsze szef biało-czerwonej reprezentacji, oficjalnie od 1 listopada 2013 r. Sytuacja zmusza mnie, niestety, do przypomnienia tego, co napisałem przed kilkoma miesiącami (PRZEGLĄD 13/2014): „To kompletnie niewytłumaczalna historia – co ciekawsze, powtarzająca się cyklicznie niczym nawracająca choroba. Kiedy piłkarska reprezentacja Polski ma rozegrać kolejny mecz, tysiące kibiców podążają na stadion z irracjonalną wiarą, że tym razem będzie, ba, musi być inaczej. Bo przecież »biało-czerwona niezwyciężona«, bo musi nadejść moment przemiany, bo nie ma to jak wiara, która czyni cuda. Niedawny (5 marca) przegrany 0:1 występ przeciwko Szkocji na Stadionie Narodowym pokazał, że jest nie tylko gorzej, niż myśleliśmy, ale wręcz beznadziejnie. Nikt nad nikim i niczym nie panuje. Brakuje człowieka z autorytetem, który wreszcie walnie pięścią w stół i potrząśnie całym tym towarzystwem! Wnioski wynikające z rozmów z kilkoma trenerami są dołujące. Stadion Narodowy w Warszawie nie wywołuje na razie u przeciwników drżenia nóg, jak to było dawniej z »kotłem czarownic« na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Z »kotła czarownic« została końcówka, czyli »nic«, bo też nic ciekawego nasza reprezentacja nie może zademonstrować. Ponad 40 tys. kibiców po raz kolejny poczuło, że nabito ich w butelkę, i gwizdami pożegnało kadrowiczów… Najbardziej oberwało się tym piłkarzom, którzy weszli na końcówkę i byli zupełnie niewinni temu, co się stało. No cóż, taka rola rezerwowych w kadrze, jedni grają, a na drugich gwiżdżą. Członkowie sztabu reprezentacji i selekcjoner nie uciekli (o dziwo) przed zakończeniem meczu do szatni, zebrali więc od kibiców dokładnie to, co im się należało: za selekcję, za system gry, za ustawienie zespołu, za taktykę i zmiany oraz za nieprzygotowanie drużyny pod żadnym względem do konfrontacji ze słabą Szkocją”. Nawałka dokonał bardzo szerokiego przeglądu kadr – na osiem spotkań powołania otrzymało aż 67 zawodników (dziewięciu bramkarzy, 23 obrońców, 27 pomocników i ośmiu napastników), z tego 55 wzięło udział w meczach. Szczypta statystyki: zagrało czterech bramkarzy (najwięcej Wojciech Szczęsny – cztery mecze), 22 obrońców (Tomasz Brzyski i Tomasz Jodłowiec po pięć meczów), 23 pomocników (Paweł Olkowski siedem razy, Grzegorz Krychowiak i Waldemar Sobota po pięć) oraz sześciu napastników (Robert Lewandowski, Arkadiusz Milik i Marcin Robak po cztery razy). Należy jednak pamiętać o rozróżnieniu między liczbą występów a liczbą minut spędzonych na boisku. Kilkakrotnie, bo z okazji meczu ze Szkocją, potem z Litwą, wreszcie z Gibraltarem, słyszeliśmy o „próbie generalnej” przed naprawdę ważnymi październikowymi spotkaniami. Ale przecież dzisiaj, w przededniu konfrontacji z mistrzami świata, nikt nie jest w stanie podać nazwisk podstawowej reprezentacyjnej jedenastki. Kadrowe nominacje siłą rzeczy kojarzą się z miotaniem od ściany do ściany, skoro po raz pierwszy na liście pojawił się Sebastian Boenisch! Lewy obrońca Bayeru Leverkusen nie grał w reprezentacji od września zeszłego roku (z San Marino 5:1). Nawałka do tej pory nie widział go w kadrze, mimo że sprawdził aż siedmiu lewych obrońców. Jeśli przyjmujemy, że jedną z podstaw dobrej gry defensywy jest zgranie tej formacji, pozostaje nam z drżeniem serca obserwować realizację tego arcyryzykownego pomysłu. A już naprawdę trudno dociec, na jakiej podstawie (po starej klubowej znajomości?) po raz piąty zaufaniem selekcjonera został obdarzony Krzysztof Mączyński z chińskiego Guizhou Renhe. W świetle powyższego chyba jedynie na skutek
Tagi:
Maciej Polkowski