Szybciej, wyżej, dziwniej

Szybciej, wyżej, dziwniej

Jazda figurowa na koniu, strzyżenie owiec, pływanie z przeszkodami, czyli nietypowe dyscypliny olimpijskie. Atakują z każdej strony. Prezentacjami multimedialnymi, stosem papierów i nieustannymi delegacjami. Mówią, że zmienią oblicze sportu, choć tak naprawdę sami nie wiedzą, co się za tym kryje. Międzynarodowy Komitet Olimpijski nawet przestał już tym się przejmować. Odrzuca wszystko. Kitesurfing, wu shu, poker, nawet takie dyscypliny jak karate na swoją szansę będą musiały jeszcze poczekać. – Nie jest to taka prosta sprawa. MKOl od dłuższego czasu nie otwiera już tak szeroko ramion na nowe dyscypliny. Powstała zasada, że nowa konkurencja musi wejść na miejsce innej, a zatem czyjeś szczęście oznacza smutek kogoś innego – mówi Irena Szewińska, siedmiokrotna medalistka olimpijska, obecnie członkini MKOl. Pomysłów nie brakuje. Pół roku temu o olimpijskich aspiracjach zaczęli mówić szefowie nowozelandzkiej federacji… strzyżenia owiec. Podkreślali, że ta dyscyplina wymaga ogromnej siły fizycznej, zachwalali rekordzistów, którzy potrafią ostrzyc 700 owiec w ciągu ośmiu godzin. Poza kilkoma zapaleńcami nikogo to nie ruszyło. Niektórzy mówią, że w skomercjalizowanym świecie wszystko jest możliwe, ale skoro Brazylijczykom nie udało się przeforsować zmagań w tańcu na rurze, to dlaczego miałoby się udać amatorom strzyżenia owiec? Prezes federacji Jeanette Maxwell mówi oczywiście o dalekiej przyszłości, o 10-20 latach. To jednak tak nie działa. Czasem trzeba poczekać nawet stulecie, o czym przekonali się golfiści. – Czekali na to 108 lat, na kolejnych igrzyskach, w Rio, golf pojawi się obok rugby. Trzeba powiedzieć, że głównym federacjom aż tak bardzo na tym nie zależało, mają dużo swoich turniejów. To wybitniejsi zawodnicy wywierali naciski – przyznaje olimpijski attaché Andrzej Person. Ani rugby, ani golf nie są jednak zaliczane do nietypowych sportów. Nietypowych, czyli w dzisiejszym pojmowaniu – olimpijsko niepotrzebnych. Od dawna dużo się mówi chociażby o wrotkarstwie. W Polsce ten sport kojarzy się raczej z rekreacją, ale na świecie od lat działa 114 profesjonalnych federacji. Każde kolejne igrzyska to zatem nadzieja, że tym razem się uda. Bez skutku. Rodzinę odrzuconych uzupełniają: biegi przełajowe, wspinaczka sportowa, squash, Sepak Takraw (tzw. siatkonoga) oraz indyjska gra zespołowa kabaddi. – Decyzje o dopuszczeniu do igrzysk podejmowane są z siedmioletnim wyprzedzeniem. Musimy więc uzbroić się w cierpliwość. W tym czasie zrobimy jeszcze więcej, żeby uatrakcyjnić nasz sport. Dziś jego największym atutem jest to, że zawodnicy mogą rywalizować w pomieszczeniach wykonanych z przezroczystych materiałów – mówi Jahangir Khan, prezes światowej federacji squasha. Irena Szewińska dodaje, że to, czy dana dyscyplina wejdzie do programu igrzysk, zależy od 30 czynników. Wśród nich są m.in. popularność dyscypliny, liczba trenujących osób oraz potencjał widzów, którzy byliby chętni to obejrzeć. Medal dostaniesz pocztą Kiedyś oczywiście tych czynników było mniej. Albo nie było ich w ogóle. Nikt nie zwoływał trzech konferencji rocznie, żeby przejrzeć prezentacje, przedyskutować wszystkie za i przeciw, a potem stwierdzić, że dana dyscyplina ma za mało kibiców. W 1900 r. w Paryżu dużą popularnością cieszyła się rywalizacja w strzelaniu do gołębi. W sumie zastrzelono ich prawie 300. Dziś wydaje się to nieprawdopodobne, ale udział mógł wziąć każdy, kto zapłacił 200 franków. Wygrany zgarniał 20 tys., a medal… dostawał pocztą. Lecz taka okazja nadarzyła się tylko raz, na kolejnych igrzyskach strzelania już nie było. Sport ten nigdy zresztą nie został uznany za oficjalną dyscyplinę olimpijską. Gołębie to jednak dopiero początek. Jeszcze na tej samej imprezie wzięto udział w pływaniu na 200 m z przeszkodami. Brzmi to może całkiem zwyczajnie, ale w rzeczywistości wyglądało przekomicznie. Zawodnik wdrapywał się na słup przy basenie, następnie przebiegał po rzędzie łodzi, a na koniec przepływał już pod innym rzędem. Też jednak szybko z tego zrezygnowano. Australijczyk Fred Lane jest jedynym mistrzem olimpijskim w tej konkurencji. Dziś trudno powiedzieć, dlaczego zrezygnowano z tego rodzaju pływania, bo historycy sportu nie podają żadnego konkretnego powodu. Przez lata średnią popularnością cieszyło się przeciąganie liny, a mimo to od 1900 r. do 1920 r. należało ono do programu igrzysk. Zdarzały się imprezy, gdzie startowały tylko trzy kraje, więc siłą rzeczy każdy otrzymywał medal.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 32/2012

Kategorie: Sport