Wojna Izraela z Hamasem – akt drugi Staje się niechlubną tradycją, że wybory parlamentarne w Izraelu poprzedza wojna w Strefie Gazy. Co prowadzi do cynicznego wniosku, że to element kampanii wyborczej, prowadzonej pod hasłem: „Jesteśmy silni – zero tolerancji dla przeciwników”. Z dopiskiem: „Głosuj na nas, my cię obronimy”. Żeby było przed kim się bronić, potrzebny jest wróg, a najlepiej kilku. Izrael dysponuje przynajmniej dwoma dyżurnymi przeciwnikami – na tyle słabymi, że można im bezkarnie wytaczać cykliczne wojny, jednak na tyle niebezpiecznymi, że przeciętny Izraelczyk żyje w poczuciu ciągłego zagrożenia. Jeden czai się na północy, drugi na zachodzie. Hezbollah i Hamas to organizacje o zupełnie innych korzeniach, ale działające na rzecz wspólnego celu, czyli osłabienia, a nawet zniszczenia Izraela. W wyborczą logikę wkomponowują się dwie rozprawy ze słabszym Hamasem – z przełomu lat 2008 i 2009 oraz ta obecna. Pierwsza miała miejsce, kiedy rządząca, acz słabnąca izraelska partia Kadima szykowała się do wyborów planowanych na początek 2009 r. Powodem było złamanie przez Hamas zawieszenia broni, co w praktyce oznaczało zintensyfikowany ostrzał rakietowy terytorium izraelskiego. W wyniku trzytygodniowej inwazji zginęło ok. 1,2-1,4 tys. Palestyńczyków. Izraelczycy stracili trzech cywilów i dziesięciu żołnierzy. Izolacja Hamasu Borykająca się z oskarżeniami o korupcję Kadima wygrała wybory, ale nie była w stanie utworzyć rządzącej kolacji. Zdobyła tylko o jeden mandat więcej od Likudu, który wykazał się większym talentem w konstruowaniu rządu. Rozpaczliwa próba Kadimy odwrócenia negatywnego trendu okazała się nieskuteczna. Premierem został Beniamin Netanjahu, co dla mieszkańców Strefy Gazy i tak nie miało większego znaczenia. Islamiści z Hamasu niepodzielnie rządzą Gazą od lata 2007 r., kiedy doszło do krótkiej wojny domowej między nimi a Fatahem Mahmuda Abbasa, prezydenta Autonomii Palestyńskiej. Abbas nie chciał się dzielić władzą ze zwycięzcą demokratycznych wyborów z 2006 r. Za Fatahem stanęły Izrael, państwa zachodnie oraz reżim Hosniego Mubaraka w Egipcie. Hamas mógł liczyć tylko na Iran. Międzynarodowa izolacja Hamasu nie ograniczyła się do dyplomacji. Przede wszystkim odbijała się na mieszkańcach Strefy Gazy, wobec której wprowadzono blokadę ekonomiczną (morską i lądową). Oznaczała ona, że poza niewielką ilością towarów większości dóbr nie można było tam wwieźć. Rozkwitł więc tunelowy przemyt pod granicą z Egiptem, na czym wzbogacały się lokalne egipskie i palestyńskie klany. Do częściowego otwarcia przejścia granicznego w Rafah doszło dopiero wskutek rewolucji egipskiej – dzięki temu, że jej beneficjentem okazali się Bracia Muzułmanie, organizacja, którą można by nazwać starszą siostrą Hamasu. Zaczęto nawet przebąkiwać o zintensyfikowaniu wymiany handlowej, a w dalszej perspektywie o możliwości utworzenia strefy wolnego handlu, co siłą rzeczy odbiłoby się na palestyńskiej kontrabandzie. O ile liderzy Hamasu przekonywali, że zależy im na spokoju i współpracy gospodarczej z Egiptem, o tyle przemytnicy mogli się poczuć zagrożeni. Choć nie ma na to niezbitych dowodów, mogą oni być po części odpowiedzialni za nasilenie ostatnich ataków na Izrael. Do wymiany ognia między palestyńskimi bojownikami a Izraelem dochodziło co jakiś czas. Hamas oraz inne pomniejsze organizacje cyklicznie intensyfikowały ostrzał rakietowy, prowokując wojsko izraelskie do odwetu. Palestyńskie rakiety to już nie tylko prymitywne katiusze. To również irański system artylerii rakietowej Fajr-5, o zasięgu nawet do 75 km, co stanowi zagrożenie dla mieszkańców Izraela. Izrael dysponuje wprawdzie nowoczesnym systemem obrony powietrznej (Iron Dome), dzięki któremu liczba ofiar palestyńskich ataków jest bardzo niska, jednak podsycane przez propagandę zagrożenie istnieje. Tym bardziej że Palestyńczycy są teraz w stanie ostrzelać Tel Awiw, dając izraelskim władzom pretekst do akcji odwetowych. Szczególnie gdy partia rządząca traci poparcie przed zbliżającymi się wyborami. Filar Obrony Miarka przebrała się w listopadzie. Liczba palestyńskich ataków rakietowych nieustannie rosła. O ile w 2011 r. bojownicy palestyńscy atakowali w ten sposób niespełna 400 razy, o tyle w tym roku w kierunku Izraela wystrzelono przeszło dwukrotnie więcej rakiet. Liderzy Hamasu, Ismail Haniya oraz Khaled Maszal, twierdzą, że chcą w ten sposób wymusić zakończenie izraelskiej blokady. Eskalacja ataków nastąpiła w październiku br. Dochodziło do regularnej wymiany ognia, w związku z czym po obu stronach rosła liczba rannych, w tym
Tagi:
Michał Lipa









