Pismo, które mogło stać się nowoczesnym tytułem polskiej lewicy, zaprzepaszcza swoją szansę – Jestem szczęśliwy, że już tam nie pracuję – mówi dotychczasowy redaktor naczelny dziennika „Trybuna”, Wojciech Pielecki. I jest to jedyny komentarz, jaki można od niego uzyskać. W środę, 30 października, Pielecki i jego zastępca, Piotr Łapa, otrzymali wypowiedzenia. Przedstawiciele wydawcy, spółki Ad Novum, wręczyli im trzymiesięczne wymówienia. – Gazeta w ciągu ostatniego czasu straciła nieprawdopodobnie dużo na sprzedaży. W związku z tym trzeba ją też zmieniać – tłumaczył PAP dyrektor zarządzający Ad Novum, Krzysztof Spychalski. Ale ubiegłotygodniowe roszady są jedynie kroplą w morzu wydarzeń ciągnących się od kilku miesięcy. Zwolnienie szefów było kolejnym krokiem poczynionym przez właścicieli „Trybuny”. Wcześniej zapowiedziano redukcje etatów dziennikarskich. – To nie jest zwyczajne cięcie kosztów. „Trybuna” dryfuje i musi walczyć o przetrwanie – mówi jeden z dziennikarzy. – Właściciele cały czas nie mają pomysłu, jak dalej ją pociągnąć. Feralny właściciel Najbardziej łaskawy był dla „Trybuny” początek lat 90. Tytuł wyrzucił z nazwy słowo „Ludu”, redaktorem naczelnym został Marek Siwiec. Do doświadczonych pracowników dołączył młody zespół. Razem zamierzali stworzyć dynamiczny dziennik kojarzony z nowoczesną lewicą. Ale na początku 1994 r. „Trybunę” kupiła należąca do Universalu firma UnivComp. Od tej pory losy dziennika nierozerwalnie wiążą się z nazwiskiem Dariusza Przywieczerskiego, prezesa Universalu, człowieka zamieszanego w aferę FOZZ. – Wprowadził specyficzny sposób zarządzania: zmiany „na telefon” kolejnych zarządów i naczelnych oraz stan permanentnego braku pieniędzy na wszystko i pomysłu na cokolwiek – dodaje jeden z dziennikarzy. Tę opinię potwierdzają osoby, które z Przywieczerskim współpracowały: – Wszystkie jego przedsięwzięcia skazane są w III RP na klęskę, bo Przywieczerski mentalnie zatrzymał się w głębokim PRL – mówi jedna z nich. – „Trybuną” sterował ręcznie. Domagał się artykułów, które broniłyby Universalu albo atakowały jego przeciwników. Wymyślił sobie, że będzie Solorzem lewicy, więc próbował rozgrywać polityków SLD – jednych ganił, drugich chwalił. Gdy mówiliśmy mu o potrzebie dofinansowania pisma, odpowiadał: co zarobicie, pójdzie na gazetę. To była nieprawda, co gazeta zarobiła, szło na spłacenie jego długów. Inny nasz rozmówca jest mniej powściągliwy: – Przywieczerski na skutek własnej nieudolności doprowadził Universal do bankructwa. W pewnym momencie „Trybuna” stała się jedynym atutem, który miał w ręku. On doszedł do wniosku, że mając tę gazetę, będzie mógł stawiać warunki liderom SLD: brońcie mnie przed FOZZ-em, bo mam „Trybunę”, dajcie mi jakiś zyskowny kontrakt, bo mam „Trybunę”, musicie mi dać zarobić. To było chore, nijak się miało do realiów. Ale on w to wierzył i wierzy do dziś. Dlatego nigdy nie sprzeda pisma. A to oznacza, że będzie ono wegetować. Bo nikt rozsądny nie wejdzie w spółkę z Przywieczerskim, nie powierzy mu pieniędzy. Świat kłopotów W 1996 r. UnivComp wpadł w kłopoty finansowe i odstąpił swoje udziały Fundacji Bliżej Świata (również powiązanej z Universalem). – Gazeta słabo płaciła i w ten sposób miała miejsce selekcja negatywna, bo do takiego pisma nie chcieli przychodzić prężni dziennikarze – wspomina była dziennikarka „Trybuny”. Następcę Siwca, Dariusza Szymczychę, odwołano ze stanowiska, gdy przebywał na urlopie. Zastąpił go Janusz Rolicki. Za jego czasów gazeta stała się radykalna i agresywna. Po dwóch i pół roku Janusza Rolickiego zastąpił Andrzej Urbańczyk, poseł SLD. Przydzielenie mu posady uzasadniano koniecznością otwarcia się na nowe środowiska, co miało być szansą na zwiększenie nakładu i przyciągnięcie reklamodawców. W roku 2001, przed wyborami parlamentarnymi, Urbańczyka zastąpił Wojciech Pielecki. Jego plany były bardzo ambitne. Z badań wynikało, że czytelnicy chcieli mniej publicystyki, a więcej krótkich informacji. Mniej polityki, za to więcej sportu, kultury i nauki. Zapowiadano też, że komentarz będzie wyraźniej oddzielony od informacji. Miało być więcej reportaży. Jednak i tych zamierzeń nie udało się zrealizować. Wydawca nie chciał inwestować w „Trybunę”. Po raz kolejny nie dostała ona swojej szansy. Złe perspektywy W efekcie dziennik zaczął popadać w coraz poważniejsze tarapaty. Według Związku Kontroli Dystrybucji Prasy, w okresie od stycznia do sierpnia br. przy średnim jednorazowym nakładzie 95 tys. egz. „Trybuna” sprzedawała
Tagi:
Idalia Mirecka









