Dobre i złe praktyki dziennikarskie

Dobre i złe praktyki dziennikarskie

Rosyjski prezydent to w polskich mediach osoba umniejszona, słaba, omylna, chora i nieobliczalna „A skoro o śmieciach mowa, to wrócimy też do słów Władimira Putina, który pół godziny temu był łaskaw różne rzeczy opowiadać” – tak zaanonsował kolejny materiał dziennikarz Polsat News Igor Sokołowski. Działo się to 21 września w programie „W rytmie dnia”. Zapowiadane omówienie wystąpienia prezydenta Rosji poprzedzał reportaż poświęcony nagannym praktykom opalania domów i mieszkań czym popadnie. Stąd owe śmieci jako łącznik między tematami. Słowa dziennikarza najwyraźniej przypadły do gustu władzom stacji, bo cytat ten jako tytuł wrzucono na stronę Polsatnews.pl. Sokołowski na kilkanaście godzin stał się bohaterem serwisów społecznościowych (gdzie głównie chwalono go za odwagę cywilną), lecz wkrótce o sprawie zapomniano. Pochylił się nad nią jedynie branżowy magazyn „Press”, publikując – utrzymany w tonie przygany – tekst „Zachować umiar, choć zbrodnie Rosjan bezsporne”. „Schłodzenie emocji jest warsztatowym obowiązkiem dziennikarza. Nie bardzo udaje się to w polskich mediach”, czytamy. „Władimir Putin, którego nie można nazwać inaczej niż politycznym bandytą, morduje rękoma swoich żołnierzy niewinnych ludzi, w tym dzieci. Te okoliczności oczywiście nie zwalniają dziennikarzy z obowiązku stosowania jak najbardziej bezstronnego opisu wydarzeń”, komentuje w „Press” prof. Jacek Dąbała, medioznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Misja a interes Jak to więc jest z tym „umiarem” i „schłodzeniem”? Zagadnieniu przyjrzał się zespół z toruńskiego Instytutu Dyskursu i Dialogu. W minionym tygodniu ukazał się raport INDID, podsumowujący monitoring poświęconych wojnie w Ukrainie przekazów medialnych w polskiej przestrzeni informacyjnej. – Chcieliśmy zrekonstruować sposób, w jaki kształtowała się narracja medialna wokół rosyjskiej agresji. Chodziło też o wskazanie dobrych i złych praktyk dziennikarskich dużych mediów podczas relacjonowania pierwszych 150 dni wojny – mówi prezes instytutu Filip Gołębiewski. Nim przejdziemy do omówienia raportu, warto wskazać, że po 24 lutego polskie media głównego nurtu gremialnie opowiedziały się po stronie Ukrainy. Do dziś większość zachowuje ukraińskie barwy narodowe wplecione w logo, a prezenterzy stacji telewizyjnych występują z żółto-niebieskimi wstążkami. Tym symbolicznym gestom towarzyszy większa niż przed inwazją czujność na rosyjskie medialne „wrzutki” – mainstream jest dziś w istotnej mierze impregnowany na (pro)rosyjską narrację, propagandowe i dezinformacyjne zabiegi Moskwy. Niemniej jednak treści o takiej wymowie dostają się do obiegu „tylnymi drzwiami” – nie ma ich w artykułach, ale są w komentarzach, czy to bezpośrednio pod tekstami na stronach internetowych redakcji, czy na profilach społecznościowych mediów, gdzie owe teksty (multimedia) się udostępnia. Rosjanie i prorosyjscy medialni aktywiści używają tej furtki z dużym powodzeniem, mamy tu bowiem do czynienia z kulawą moderacją. Komentujący (nieważne jak) zwiększają zasięgi, a to wprost przekłada się na zyski. Moderacja musi ów czynnik uwzględnić, co sprawia, że na część niepożądanych treści przymyka się oko. Jest to zatem kolejne oblicze dychotomicznej natury mediów, rozdźwięk pomiędzy misją a interesem. „Bluźnierca” i „męczennik” Wracając zaś do opracowania INDID – najpierw słowo o metodologii. Wolontariusze zbadali 292 przekazy medialne, które następnie zostały sprawdzone przez weryfikatorów. Tym sposobem każdy materiał przeszedł przez ręce czterech osób – trójki wolontariuszy i weryfikatora, co powinno wyeliminować wpływ osobistych poglądów na ocenę. Materiały do celów statystycznych podzielono na kilka kategorii: w zależności od miejsca opublikowania (prasa, internet, radio, telewizja i dalej na poszczególne tytuły prasowe), linii redakcyjnej (media sprzyjające rządowi, opozycji i pozostałe) oraz typu materiału (reportaż, news, publicystyka, wywiad). Co z tego wszystkiego wynikło? Ponieważ największy wpływ na odbiorców mają tytuły, to od nich zaczęto analizę materiałów. Tytułów pesymistycznych (zawierających słowa: wykrwawia, zbrodniczy, śmierć, wróg czy piekło) było prawie 180. Z kolei tytułów optymistycznych (wyraźnie mówiących o pomocy, odwadze, zwycięstwie, wdzięczności czy pokoju) naliczono niespełna 70. Negatywna, pesymistyczna narracja zdarzała się zatem ponaddwukrotnie częściej niż pozytywna. Co istotne, o Rosjanach nie pisano w kontekście zwycięstwa (a w omawianym okresie odnosili jeszcze na froncie sukcesy). W tytułach ani razu nie użyto imienia Władimira Putina, co można odebrać jako brak szacunku. Jego nazwisko stało się dopełniaczem, a także przymiotnikiem do wielu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 43/2022

Kategorie: Media