Polskim wojskiem kierują prawnik, polonista, inżynier rolnik i historyk. A gabinet polityczny MON to 26-letnia blondynka We wrześniu 2005 r., w zamkniętym okręgu wyborczym Diwanija w Iraku, liczący głosy przecierali oczy ze zdumienia. W Diwanii wygrało PiS, druga była Platforma Obywatelska, spory kawałek za nimi SLD. W Iraku nie ma żołnierzy z poboru, służą tylko zawodowcy. Wynik wyborów pokazał więc, że kadra Wojska Polskiego wielkie nadzieje ulokowała w partii braci Kaczyńskich. W marcu roku 2007 można w ciemno obstawiać, że w Diwanii PiS poniosłoby wyborczą klęskę. Po rozwiązaniu WSI baza jest ślepa i głucha. Do czasów VI zmiany nasz wywiad zawsze uprzedzał szefostwo bazy przed spodziewanym atakiem. Mieliśmy bardzo dobre rozpoznanie wśród miejscowej ludności, wywiad wiedział, kiedy do okolicznych wiosek przyjeżdżali obcy. Z informacji polskich oficerów często korzystali Amerykanie, niejednokrotnie wyrażając się o ich pracy w samych superlatywach. To się skończyło. Od czasu VI zmiany nie ma informacji. Dowództwo robiło dobrą minę do złej gry, gdy amerykański kontrwywiad aresztował w polskiej bazie irackiego szpiega. Który informował rebeliantów o wszystkim – co w bazie jest rozlokowane, w których sektorach jakie siły są skupione. O dobrej minie nie było mowy podczas kolejnych ostrzałów i rewolty, która wybuchła w polskim sektorze. Dywizja zamknęła się w bazie. Dlaczego? Są co najmniej dwa bardzo poważne powody takiego zachowania. Po pierwsze, najpewniej takie jej dowódca otrzymał zadania, wyjeżdżając do Iraku. Polscy żołnierze są w Iraku w misji de facto policyjno-szkoleniowej, a nie wojennej. Ministra Szczygłę, który domagał się od żołnierzy bardziej ofensywnych działań, ponosiła więc fantazja. Po drugie, wstrzemięźliwość można wytłumaczyć zasadami sztuki wojskowej: trudno, nie mając wiedzy o przeciwniku, podejmować jakieś bardziej ambitne działania. A według naszych informacji, ani wywiad, ani kontrwywiad nie uprzedziły, że po rozpoczęciu przez Amerykanów akcji w Bagdadzie siły irackie przemieszczą się na południe. Nie uprzedziły, bo jeżeli ich praktycznie nie ma… Baza w Diwanii dosyć dobrze pokazuje obecny stan polskiej armii. Mamy coraz większą grupę dobrych dowódców. Armia jest systematycznie dozbrajana. To obecna ekipa odziedziczyła po poprzednikach. I do tego obrazu wniosła chaos i rewolucję. Efekt jest taki, że już nie jesteśmy partnerem, który dostarcza ważnych informacji. Jesteśmy partnerem, o którego trzeba się troszczyć. Jak więc będzie w Afganistanie? Szeryf, czyli wielka rola Aleksandra Sz. Obrazu dopełnia jeszcze jeden element. Na początku kwietnia bazę w Diwanii wizytował minister obrony, Aleksander Szczygło. Generałowie jasno przedstawili mu sytuację – jeżeli minister sobie życzy, by polscy żołnierze w Iraku byli bardziej aktywni, ich liczbę trzeba zwiększyć, nie mówiąc już o odbudowaniu wywiadu. Odpowiedzią były dymisje. Minister zdymisjonował dowódcę Dowództwa Operacyjnego, gen. Henryka Tacika, a także szefa sztabu wojsk lądowych, gen. Zbigniewa Cieślika. Ich miejsce zajęli gen. Bronisław Kwiatkowski i gen. Jerzy Michałowski. Dodajmy, że kadencja gen. Tacika upływa w czerwcu, więc fakt odwołania go z funkcji dwa miesiące wcześniej można tłumaczyć tylko jako chęć demonstracji. Podobna manifestacja urządzona została kilka dni później, podczas wizyty Szczygły w bazie lotniczej w Krzesinach. W bazie stacjonują samoloty F-16, wiadomo, że mamy z nimi kłopoty. W trakcie tej wizyty minister ogłosił, że na stanowisku dowódcy sił powietrznych nastąpi zmiana. „To była olbrzymia niezręczność i arogancja – mówi nam osoba, która uczestniczyła w tamtym wydarzeniu. – Po pierwsze, wiadomo, że dowódca wojsk lotniczych, gen. Stanisław Targosz, odchodzi. Wiadomo, że odchodzi ze względu na stan zdrowia, walczy bowiem z chorobą nowotworową. Tymczasem minister najpierw stwierdził, że są opóźnienia we wdrażaniu programu F-16, a potem powiedział, że wyrzuca Targosza. I uczynił to w taki sposób, jakby znalazł winnego. Oto szeryf! Do tego ogłosił, że nowym dowódcą wojsk lotniczych zostanie najmłodszy generał w siłach zbrojnych. A czynił to, mając u boku zastępcę Targosza, trzygwiazdkowego generała Lecha Majewskiego, znakomitego pilota, który skończył z wyróżnieniem Akademię Obrony w USA”. Czy trzygwiazdkowy generał będzie podlegał dwugwiazdkowemu? W wojsku panuje przekonanie, że odejście Majewskiego to kwestia czasu. Tym bardziej że minister bardzo często powtarza, że chce dokonać w armii rewolucji kadrowej, że chce oddać ją w ręce czterdziestolatków
Tagi:
Robert Walenciak









