Szymon Majewski obnaża polityków, szydzi z narodowego kołtuństwa i troszczy się o zdrowie psychiczne Polaków Jeśli blisko 3,5 mln Polaków śmieje się z władzy, a poprzez żart potrafi odreagować to, co fundują im politycy, nie jest jeszcze z nami najgorzej. To oznacza, że nie daliśmy się zwariować, ba, przestraszyć, a polityczna zawierucha nie odebrała nam zdrowego rozsądku. Z drugiej strony, rosnąca z każdym dniem widownia programu „Szymon Majewski Show” (TVN) pokazuje, że nam wszystkim coraz bardziej potrzebne są odskocznia i społeczny wentyl bezpieczeństwa. Co tydzień, w poniedziałek wieczorem, Szymon Majewski rozpoczyna zbiorową psychoterapię żartem. Wyniki oglądalności programu, a przede wszystkim rezonans społeczny pokazują, że mamy do czynienia nie tylko z nastawioną na zysk telewizyjną rewią dla mas, ale z czymś więcej. Z rodzajem telewizyjnego katharsis, terapii łagodzącej poczucie bezsilności i rozładowującej napięcia. Majewski, który dawniej zapracował sobie na miano dyplomowanego świra, teraz wcielił się w rolę społecznego uzdrowiciela. Poprzez żart uczy Polaków dystansu do siebie i świata. Satyra reaktywacja Satyra polityczna była stałym elementem każdej epoki. Obnażała kołtuństwo, ośmieszała wydarzenia lub osobistości polityczne, wyszydzała wady. Często była też orężem walki o wolność. W Polsce przez ostatnie lata utyskiwano, że coraz jej mniej, że bronią się tylko pojedynczy twórcy. Dlaczego zatem satyra polityczna generalnie skończyła się wraz z nastaniem III RP? Zdaniem ekspertów, zabiła ją wolność słowa. Bo raz, że zakazany owoc smakuje najbardziej. Dwa, życie przerosło najlepsze kabarety, rolę klaunów przejęło zaś wielu polityków. A stale towarzyszące im kamery telewizyjne pieczołowicie rejestrowały każdy przejaw błazenady. W takich warunkach nadworni satyrycy udali się w obszar kabaretu absurdu. Zapanowało też przekonanie, że polityki nie da się sprzedać w atrakcyjnej formie. A już na pewno nie na ekranie telewizora. a szczęście ktoś w porę postanowił zderzyć się z tym poglądem. Pomysł był w zasadzie prosty – politykę trzeba odkurzyć, ubrać w nowe szaty i ładnie opakować. Poligonem doświadczalnym dla Majewskiego, producentów i TVN stał się program „Mamy Cię”. Jego formuła opierała się na nabijaniu w butelkę znanych artystów, ludzi mediów oraz polityków. Autorzy programu najpierw wprowadzali swe ofiary w różne kompromitujące sytuacje, by potem za pomocą ukrytych kamer podglądać ich reakcje. Program nie miał co prawda formuły politycznej satyry, ale z powodu częstego robienia psikusa politykom przez wielu był tak postrzegany. A to z kolei był sygnał, że dobre czasy dla satyry politycznej wracają. Lawina żartów i karykatur, która w czasie wyborów opanowała internet, tylko to potwierdziła. „Szymon Majewski Show” znakomicie wstrzelił się w ten czas. Wystartował razem z IV RP. Trudne początki Majewski twierdzi, że pomysł telewizyjnego show z elementami satyry na otaczającą rzeczywistość chodził za nim od dłuższego czasu. Okazało się, że o takim projekcie myśli też holenderski producent telewizyjny Rinke Rooijens (firma Rochstar produkowała „Mamy Cię”) i Edward Miszczak, dyrektor programowy TVN. Założono, że „Szymon Majewski Show” będzie produkcją z dużym rozmachem (z barwną scenografią, na czele z lwem ziejącym ogniem, orkiestrą na żywo oraz tancerzami) i nowoczesną narracją. A scenariusz do cotygodniowych odcinków będzie pisało życie: polityczne, społeczne, kulturalne. I towarzyskie. Od początku program zaskakiwał. Majewski połączył bowiem elementy talk-show (a raczej jego parodii), programu publicystycznego – gdzie o poważnych sprawach mówi się z przymrużeniem oka, teleturnieju („Końca nie widać” obnaża zadęcie i infantylność niektórych reprezentantów tego gatunku) i kabaretu („Rozmowy w tłoku”, z aktorami parodiującymi polityków i ludzi show-biznesu). Pojawiły się fotomontaże i krótkie żarty z wykorzystaniem ukrytej kamery. Wydawało się, że musi zaskoczyć. Tym bardziej że, zdaniem socjologów, łatwiej stroić sobie żarty w czasie, gdy rządzi prawica. Bo konserwatywny światopogląd i hipokryzja obyczajowa są łatwiejszym celem. A jednak początki były trudne. – Zbieraliśmy sporo niepochlebnych recenzji. Miałem takie wrażenie, że większość kibicuje nam na „nie”. Myślałem, że program spadnie z ramówki – wspomina Majewski. a bieżąco starali się reformować program, eksperymentowali, wprowadzali nowe formy. Show nabrał politycznego sznytu, a Majewski znalazł sposób, jak polityką nie zanudzać. Prof.
Tagi:
Tomasz Sygut









