Prasa czyni wolnym

Prasa czyni wolnym

Jarosław Kaczyński, przegrywając wybory, dowiódł, że przebrani za dziennikarzy klakierzy panowania nie zapewniają

W kupionych trzy lata temu przez Orlen mediach właśnie trwa rewolucja. Partyzanci Strefy Wolnego Słowa od Tomasza Sakiewicza, redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”, nie mają wątpliwości, że polega ona „na skrajnym upolitycznieniu oraz czystkach, czyli wyrzucaniu z pracy niezależnych dziennikarzy, chcących obecnej władzy patrzeć na ręce”. W istocie, jak tylko Daniel Obajtek przestał być prezesem zarządu największej polskiej firmy, nowe władze Orlenu odwołały kierownictwo spółki Polska Press (PP), wydającej m.in. dzienniki regionalne. Ale już chwilę później – 23 lutego br. – ogłoszono konkurs na stanowisko prezesa zarządu.

Towarzysze i krewniacy

Wymagania: wykształcenie wyższe, co najmniej pięcioletni okres zatrudnienia, w tym trzyletni na stanowisku kierowniczym, umiejętności pracy pod presją czasu i w sytuacjach kryzysowych, interpersonalne, organizacyjne i etyczne, do tego dyspozycyjność i język angielski na poziomie umożliwiającym kontakty biznesowe (mile widziany). Szeroko określono kryteria dyskwalifikujące. Kandydować nie mogli bowiem zatrudnieni w biurach poselskich, senatorskich lub posła do Parlamentu Europejskiego, osoby wchodzące w skład organu partii politycznej, zatrudnione przez partię polityczną, pełniące funkcję z wyboru w zakładowej organizacji związkowej czy „wykazujące aktywność społeczną lub zarobkową rodzącą konflikt interesów wobec działalności Spółki”.

Szefem Polski Press nie może więc zostać nie tylko polityk, ale nawet jego współpracownik. W czasach, do których wzdychają Sakiewicz i jego partyzanci, takie zasady nie obowiązywały. Przeciwnie, szanse na posady w firmach powiązanych ze skarbem państwa mieli wyłącznie towarzysze sprawdzeni w partyjnych bojach lub ich krewni i znajomi. Redaktorem naczelnym Polski Press – a właściwie supernaczelnym, bo nadzorującym naczelnych wszystkich tytułów należących do spółki – i jednocześnie członkiem zarządu zaraz po przejęciu PP przez Orlen została Dorota Kania. Dziennikarkę wywodzącą się z ekipy Sakiewicza (pracowała w „Gazecie Polskiej”, „Gazecie Polskiej Codziennie” i TV Republika) zainstalowano bez żadnego trybu i konkursu. Identyczną procedurę zastosowano w przypadku stanowiska prezesa zarządu – nadzwyczajne walne zgromadzenie wspólników, czytaj Daniel Obajtek, bo 100% udziałów ma Orlen, mianowało Marcina Deca i po sprawie. Dec był jednocześnie prezesem agencji mediowej Sigma Bis, założonej przez Orlen i PZU, co mogło prowadzić do konfliktu interesów, ale nikt tym się nie przejął. Na dodatek do mianowania doszło mimo sądowego orzeczenia ustanawiającego zakaz wykonywania przez Orlen praw udziałowych w Polska Press. Wyrok był efektem wniosku Adama Bodnara, wtedy rzecznika praw obywatelskich, uważającego, że nabycie udziałów w spółce medialnej przez Orlen naruszało przepisy chroniące konsumentów, a ściślej – czytelników, przed ideologicznym monopolem.

Po Decu prezesem został Tomasz Przybek, menedżer sprawdzony już przez PiS na odcinku prasowym, bo wcześniej kierował wydawnictwem Fratria (w portfolio tygodnik „Sieci” i serwis wPolityce.pl) oraz był członkiem zarządu Polskiej Agencji Prasowej. Propagandowa robota nie była mu obca, ale po 18 miesiącach odwołano i jego, a stanowisko prezesa PP objął Stanisław Bortkiewicz. Ten działał wcześniej u boku Jacka Kurskiego i Zygmunta Wrzodaka w Ruchu Odbudowy Polski Jana Olszewskiego. Kariery politycznej nie zrobił, ale na otarcie łez, gdy prezydentem Warszawy był Lech Kaczyński, został szefem stołecznego Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji. Nie wiadomo, czy dzięki umiejętności lania wody. W każdym razie tak się złożyło, że zatrudnił Jana Marię Tomaszewskiego, ciotecznego brata Lecha i Jarosława Kaczyńskich, uzasadniając decyzję następująco: „To osoba o dużej wrażliwości, wyobraźni i charyzmie, absolwent Akademii Sztuk Pięknych”. A MPWiK posiadało przecież „wiele niewykorzystanych zabytkowych obiektów inżynieryjnych o dużych walorach architektonicznych”, Tomaszewski zaś miał opracowywać koncepcje ich odnowienia i udostępnienia zwiedzającym. Pełnienie funkcji prezesa Polski Press nie przeszkadzało Bortkiewiczowi w sprawowaniu funkcji doradcy zarządu TVP, za co – jak ujawnił poseł Dariusz Joński na podstawie informacji z telewizji publicznej – tylko w 2023 r. otrzymał 976,3 tys. zł. Nic więc dziwnego, że Bortkiewicz przy każdej okazji TVP zachwalał, utrzymując, iż dzięki niej w Polsce panuje pluralizm medialny.

Pluralizm w Polsce Press polegał mniej więcej na tym samym, co w TVP: Tusk dopuszczalny był jedynie jako przemawiający po niemiecku zdrajca, a o politykach PiS można było pisać dobrze albo wcale. Przekonała się o tym Marta Jarmuszczak, autorka artykułu „»Aleja milionerów PiS« na Cytadeli w Poznaniu” opublikowanego w niedzielę, 8 października 2023 r., kilka minut przed godz. 16 w internetowej wersji „Głosu Wielkopolskiego”. Następnego dnia po południu artykuł zniknął. Jak przekazali anonimowo pracownicy „Głosu” Wirtualnej Polsce, stało się to po interwencji Doroty Kani lub Piotra Samsika – naczelnego łódzkich dzienników Polski Press.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 11/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty

Fot. Krzysztof Żuczkowski

 

Wydanie: 11/2024, 2024

Kategorie: Media

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy