Wpisy od Maciej Mikołajczyk

Powrót na stronę główną
Kraj

Niepełnosprawne ofiary chorego systemu

Ze 170 tys. wniosków rozpatrzono niespełna 5 tys. Zofia, matka 15-letniego Krystiana chorującego na dziecięce porażenie mózgowe, nie może pracować, bo syn jest niezdolny do samodzielnego funkcjonowania i trzeba się nim bezustannie opiekować. Kobiecie przysługuje świadczenie pielęgnacyjne (w ubiegłym roku 2,5 tys. zł, w tym 3 tys.). Podstawą wypłacania świadczenia jest orzeczenie o niepełnosprawności podopiecznego. W lipcu 2021 r. powiatowy zespół ds. orzekania o niepełnosprawności stwierdził, że Krystian jest niepełnosprawny w stopniu znacznym. Okres trwania niepełnosprawności określił na dwa lata. W czerwcu zeszłego roku – sześć tygodni przed upływem ważności orzeczenia, z przepisowym wyprzedzeniem – mama Krystiana złożyła wniosek o wydanie nowej decyzji w sprawie niepełnosprawności. Powiatowy zespół poinformował, że nie jest w stanie rozpatrzyć wniosku w terminie przewidzianym przez Kodeks postępowania administracyjnego, czyli w ciągu 30 dni. Powód: „Długa lista oczekujących na komisję”. Gmina wstrzymała wypłatę świadczenia pielęgnacyjnego. Zofia i Krystian zostali bez środków do życia. Przez cztery miesiące byli zdani na łaskę rodziny i sąsiadów.  Sprawny prawnie  Takich przypadków było więcej, a czteromiesięczne oczekiwanie na orzeczenie wcale nie stanowiło rekordu, co skłoniło do interwencji rzecznika praw obywatelskich. Rzecznik zwrócił uwagę, że długi okres oczekiwania na nowe orzeczenie niesie negatywne

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Samorządy i nierządy

Jak suweren wybrał władcę niemogącego władać W drugiej turze wyborów samorządowych było tak jak w pierwszej – wygrali wszyscy. Ale szczególnie wygrał Tomasz Kałużny, burmistrz Wrześni, od listopada ub.r. objęty prokuratorskim zakazem podejmowania decyzji służbowych. Zakaz obowiązuje po reelekcji, co oznacza, że jeśli Kałużny wybierze się do pracy i podpisze jakiś papier lub wyda zarządzenie, choćby o symbolicznym znaczeniu, trafi do więzienia.  Koperta z logo Września – 50 km na wschód od Poznania, 30 tys. dusz (z gminą o połowę więcej) i hit, czyli historia i teraźniejszość. Bo z jednej strony tradycje antyniemieckie (strajk dzieci przeciwko nauczaniu religii w języku niemieckim w 1901 r.), a z drugiej kolaboracja z Niemcami (zbudowana w 2016 r. fabryka samochodów volkswagen z kilkoma tysiącami etatów).  Pan Marian, 61 lat, hydraulik: – Historia mnie nie obchodzi, ale teraźniejszość tak. Kałużny dużo zrobił dla miasta. Żeby nie on, volkswagena by Września nie miała, a bezrobocie byłoby po kokardy. Dlatego na niego głosowałem. Wiedziałem, że jak wygra, to nie będzie mógł do roboty przychodzić, ale ten zakaz to sprawa polityczna. PiS się na niego zasadziło.  Jednak pisowskie zasadzenie się znajduje tylko częściowe potwierdzenie w faktach. Bo prawdą jest, że w ubiegłym roku prokuratura – jeszcze pod kierownictwem Zbigniewa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Osamotnieni pracownicy są skazani na klęskę

Kto skontroluje Państwową Inspekcję Pracy? Wytwórnia trumien w Nowym Tomyślu. Upał. 36-letni Wasyl Czornej, obywatel Ukrainy, źle się czuje. Grażyna F., właścicielka firmy, każe mu napić się wody i poleżeć na posadzce. Żeby się schłodził. Wasyl traci przytomność. Sergiej, inny Ukrainiec, próbuje reanimować rodaka. Domaga się wezwania karetki. Grażyna F. zabrania powiadamiania pogotowia. Przy pomocy Sergieja pakuje nieprzytomnego Wasyla do samochodu. Rozważa, czy zostawić go w lesie, czy na terenie sąsiedniej firmy. Po namyśle wybiera las. Wasyla porzuca po przejechaniu 100 km. Dzień później ciało znajduje leśniczy. Do akcji wkraczają organa ścigania i Państwowa Inspekcja Pracy. Prokuratura oskarża Grażynę F. o nieudzielenie pomocy i nieumyślne spowodowanie śmierci. Inspektorzy PIP stwierdzają, że Wasyl strugał trumny bez umowy. Ustalają, że wymaganych przez przepisy umów nie mieli także pozostali pracownicy. Prawda o przestrzeganiu prawa pracy w Polsce wychodzi na jaw w dramatycznych okolicznościach, bo instytucje odpowiedzialne za egzekwowanie przepisów cierpią na systemową impotencję. Śmieciówek przybywa Na straży uprawnień pracowniczych stoją związki zawodowe, sądy, Państwowa Inspekcja Pracy (PIP) oraz Rada Ochrony Pracy (ROP). Jeśli do tego dołożymy policję i prokuraturę, zestaw wygląda obiecująco. Wyłącznie z pozoru. Polacy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Człowiek pracy podkula ogon

PiS zdewastowało sądownictwo i zostawiło zwykłych Polaków na lodzie Przeciętni zjadacze chleba nie pojmują zawiłości związanych z sędziami dublerami i neo-KRS ani tego, że wybrana przez pisowską większość w Sejmie Krystyna Pawłowicz jest zakałą Trybunału Konstytucyjnego, a sędziowie wybrani w 2010 r. przez koalicję PO-PSL in gremio zasługiwali na szacunek i uznanie. Świetnie za to rozumieją, że wdawanie się w sądowe spory z nieuczciwymi pracodawcami nie ma sensu, bo przepisy są absurdalne, a skutkiem reform dokonanych przez Zbigniewa Ziobrę jest horrendalne wydłużenie czasu postępowań. Spóźnione dowody O ile w roku 2014 pracownicy złożyli 139 tys. pozwów motywowanych naruszeniem Kodeksu pracy, o tyle w kolejnym roku, gdy PiS dorwało się do władzy, liczba powództw zaczęła spadać, aż w 2022 r. zjechała do 51 tys. W ubiegłym roku odbiła do 63 tys., ale to nadal ponad dwa razy mniej niż przed 10 laty. Pracownicy rezygnują z dochodzenia roszczeń, bo sprawa w najlepszym razie skończy się zasądzeniem odszkodowania, ale archaiczne regulacje stanowią, że jego maksymalna wysokość równa jest trzem pensjom powoda. Oznacza to, że korzyścią z trwającego latami procesu będzie najwyżej kilkanaście tysięcy złotych. Taka kwota na papierze nie wygląda tragicznie, ale to scenariusz optymistyczny, który wcale nie musi się ziścić. Pracodawcy zazwyczaj bowiem wynajmują prawnika, co znacznie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Złoto w dziurawej skarpecie

Na spadkobierców zmarłych emerytów czekają miliardy złotych. ZUS milczy jak grób Pamiętacie reklamy telewizyjne zachęcające, by przystępować do otwartych funduszy emerytalnych? Mnie utkwił w głowie spot wyprodukowany przez fundusz Ego: senior w zimowej czapce, z nartami przypiętymi do nóg i kijkami w dłoniach, siedzi w zgrzebnym fotelu i udaje, że zjeżdża z górskiego zbocza; śnieg wytwarza seniorka, skubiąc kurę i sypiąc pierze na łopaty wentylatora. Napis: „Na emeryturze nie musisz udawać życia. Ego: pozostań sobą”. Cztery lata później Ego przestał istnieć. A wkrótce okazało się, że emeryci zamiast do alpejskich kurortów wyruszą co najwyżej do lokalnych laboratoriów medycznych z próbką moczu. Fundusze pobierały horrendalne opłaty za zarządzanie pieniędzmi, choć właściwie bezkosztowo inwestowały je w obligacje skarbu państwa, co zapewniało ogromne zyski finansistom, ale skromne korzyści ich klientom. W 2011 r. rząd Donalda Tuska przeprowadził pierwszą reformę OFE. Polegała ona na obniżeniu wysokości składki przekazywanej funduszom przez ubezpieczonych – z 7,3% do 2,3%. Odtąd „zaoszczędzone” w ten sposób 5% trafiało – i trafia – do ZUS. Ubezpieczalnia środki te zaczęła gromadzić na specjalnie utworzonych subkontach. Okno transferowe Po trzech latach wdrożono drugą reformę. Obligacje skarbu państwa wchodzące w skład portfela inwestycyjnego OFE

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Prasa czyni wolnym

Jarosław Kaczyński, przegrywając wybory, dowiódł, że przebrani za dziennikarzy klakierzy panowania nie zapewniają W kupionych trzy lata temu przez Orlen mediach właśnie trwa rewolucja. Partyzanci Strefy Wolnego Słowa od Tomasza Sakiewicza, redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”, nie mają wątpliwości, że polega ona „na skrajnym upolitycznieniu oraz czystkach, czyli wyrzucaniu z pracy niezależnych dziennikarzy, chcących obecnej władzy patrzeć na ręce”. W istocie, jak tylko Daniel Obajtek przestał być prezesem zarządu największej polskiej firmy, nowe władze Orlenu odwołały kierownictwo spółki Polska Press (PP), wydającej m.in. dzienniki regionalne. Ale już chwilę później – 23 lutego br. – ogłoszono konkurs na stanowisko prezesa zarządu. Towarzysze i krewniacy Wymagania: wykształcenie wyższe, co najmniej pięcioletni okres zatrudnienia, w tym trzyletni na stanowisku kierowniczym, umiejętności pracy pod presją czasu i w sytuacjach kryzysowych, interpersonalne, organizacyjne i etyczne, do tego dyspozycyjność i język angielski na poziomie umożliwiającym kontakty biznesowe (mile widziany). Szeroko określono kryteria dyskwalifikujące. Kandydować nie mogli bowiem zatrudnieni w biurach poselskich, senatorskich lub posła do Parlamentu Europejskiego, osoby wchodzące w skład organu partii politycznej, zatrudnione przez partię polityczną, pełniące funkcję z wyboru w zakładowej organizacji związkowej czy „wykazujące aktywność społeczną lub zarobkową rodzącą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Kiełbasa na wózku

Żeby wykazać się troską o osoby z niepełnosprawnościami, rząd chce wypłacać zasiłek wyższy od średniej pensji krajowej W lipcu ub.r., w czasie, kiedy Polska rosła w siłę pod batutą Jarosława Kaczyńskiego, uchwalono ustawę o świadczeniu wspierającym. Zamiar był oczywisty: PiS chciało przed wyborami ocieplić relacje ze środowiskiem osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów. Celu raczej nie osiągnęło, bo rządowy projekt od początku budził kontrowersje, a niektórzy wprost twierdzili, że to bubel prawny. Niestety, mieli rację. Sęk w tym, że przepisy weszły w życie w tym roku. I piwo nawarzone przez Kaczyńskiego wypije Tusk. Czkawka murowana. Na wodzy Już 2 stycznia Polacy zasypali Zakład Ubezpieczeń Społecznych wnioskami o przyznanie świadczenia wspierającego. Wszystkie pozostawiono bez rozpatrzenia. „Wnioski były niekompletne. Przypominamy, że ZUS jest na ostatnim etapie ubiegania się o świadczenie. Najpierw należy złożyć do Wojewódzkiego Zespołu ds. Orzekania o Niepełnosprawności (WZON) wniosek o wydanie decyzji w sprawie poziomu potrzeby wsparcia. Dopiero gdy decyzja WZON stanie się ostateczna, należy złożyć wniosek do ZUS o przyznanie świadczenia wspierającego”, czytamy w komunikacie wydanym przez ZUS. Odtąd do ubezpieczalni przestały napływać niekompletne wnioski w ilościach hurtowych, ale liczba aplikujących do Wojewódzkich Zespołów ds. Orzekania o Niepełnosprawności przekroczyła rachuby ministerstwa rodziny – resort

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Zlecenie na Leppera

Tomasz Lepper: Za to, co zrobili ojcu, Kamiński i Wąsik nie zasługują na ułaskawienie Zanim twórcy CBA stali się pierwszymi w dziejach świata więźniami politycznymi szukającymi schronienia w pałacu prezydenta zasługującego na odsiadkę za upolitycznienie sądownictwa, Ziemia kręciła się w przeciwnym kierunku i trudno było sobie wyobrazić Nawalnego szukającego azylu w sypialni Władimira Putina. Za sprawą polityków PiS doszło do kopernikańskiego przewrotu. Żeby poznać jego mechanizm, sięgnęliśmy do akt procesu Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Kontekst Rok 2006. Rządzi koalicja PiS-Samoobrona-Liga Polskich Rodzin. Samoobrona ma trzy ministerstwa – rolnictwa, pracy i polityki społecznej oraz budownictwa. Tym pierwszym kieruje Andrzej Lepper, jednocześnie piastując stanowisko wicepremiera. W lipcu koalicja trzeszczy, dochodzi do przetasowań – Kazimierz Marcinkiewicz podaje się do dymisji i premierem zostaje Jarosław Kaczyński. Lepper podskakuje – nie godzi się, żeby służby specjalne i resorty mundurowe były kontrolowane wyłącznie przez PiS, i domaga się większego wpływu na kształt polityki rolnej. Kaczyński wyrzuca go z rządu, Samoobrona wychodzi z koalicji, PiS szuka nowej większości, wdzięcząc się do PSL i poszczególnych posłów Samoobrony, ale bez skutku. Renata Beger, jedna z liderek Samoobrony, nagrywa korupcyjną propozycję Adama Lipińskiego, wiceprezesa PiS, oferującego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Czy Donald Tusk zapłacze nad wdowami?

Renta wdowia – to będzie jeden z ważniejszych testów dla nowego rządu Co roku umiera 450 tys. Polek i Polaków. Przeszło 80% w wieku ponad 60 lat. Śmierć zatem zbiera wśród emerytów i osób w wieku przedemerytalnym obfite żniwo. Zostają po nich pamiątki, niekiedy kredyty i niezapłacone rachunki oraz pogrążeni w smutku wdowy lub wdowcy. To najbardziej spauperyzowana warstwa społeczna, czego dowodzi choćby obserwacja potoczna. Funkcjonowanie jednoosobowych gospodarstw domowych seniorów zwykle bowiem opiera się wyłącznie na dochodzie z emerytury. Przeciętna wysokość świadczenia to 3,3 tys. zł. Ale – uwaga! – średnia emerytura mężczyzn wynosi 4,1 tys. zł, a kobiet tylko 2,8 tys. zł (wartości brutto). Zgon mężczyzny jest zatem boleśniejszy, bo domowy budżet zostaje silniej uszczuplony. W połączeniu z faktem, że panowie umierają młodziej niż panie, oznacza to, że seniorek zmuszonych utrzymywać się w pojedynkę jest więcej, a ich sytuacja finansowa wygląda gorzej. Wszystko dlatego, że przepisy nie pozwalają na dziedziczenie składek zagregowanych na zusowskich kontach. Zostają miliardy Wysłałem do ZUS pytanie: „Czy w przypadku śmierci osoby ubezpieczonej środki zgromadzone przez nią na koncie emerytalnym zasilają jakiś odrębny fundusz? Co się dzieje z tymi środkami?”.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Pandemia niemocy

Nadal umiera zbyt wielu Polaków, a Ministerstwo Zdrowia czeka na raport nieistniejącego zespołu SARS-CoV-2 powrócił. I to z przytupem – od końca października notuje się ponad tysiąc infekcji dziennie, czyli osiem razy więcej niż w sierpniu. Ta nieszczególnie groźna odmiana wirusa wywołuje jednak stany wymagające leczenia i hospitalizacji, a więc przyczynia się do powiększenia i tak już horrendalnie wysokiego długu zdrowotnego. Tymczasem za sprawą prezydenta Dudy zdrowie Polek i Polaków wciąż jest w rękach PiS. Niewybaczalny błąd Resort zdrowia codziennie prezentuje dane dotyczące dynamiki zakażeń covidem i apeluje o przyjmowanie przypominającej dawki szczepionki, ale to tylko gra pozorów. Ministerstwem kieruje Katarzyna Sójka, lekarka i członkini PiS. Co prawda, na czele resortu stanęła w sierpniu br., więc trudno wymagać, by w tak krótkim czasie uzdrowiła chorą służbę zdrowia, ale to, że nie doprowadziła do zakończenia prac nad raportem na temat sytuacji zdrowotnej w czasie pandemii i po jej zakończeniu, jest jej ewidentnym zaniedbaniem. To dokument o ważnym znaczeniu dla zdrowia całej populacji. Ma bowiem nie tylko pomóc w zmaganiach z czekającymi nas w przyszłości epidemiami, ale także – a może przede wszystkim – wskazać propozycje i kierunki zmian systemowych zmierzających do zmniejszenia długu zdrowotnego. Nie istnieje jego ścisła definicja, ale powszechnie przyjmuje się, że jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.