Kulawa sprawiedliwość
Pięć milionów Polaków to niepełnosprawni. Szansę na pracę i normalne życie ma niespełna 860 tysięcy – Jesteśmy szczęściarzami – mówią o sobie niepełnosprawni z Zakładu Pracy Chronionej dla Niewidomych w Warszawie. Stała posada, umowa na czas nieokreślony, niezła pensja i niezłe warunki. Na każde takie miejsce czeka przynajmniej kilkanaście osób. Taka praca to skarb. Bo bywa znacznie gorzej. Niedawno szef jednego z zakładów uciekł do Meksyku z milionem w kieszeni. Wszyscy zatrudnieni z dnia na dzień znaleźli się na ulicy. Inny przypadek: zakład pracy chronionej skupuje gotowe produkty, przystawia na nich stempelki i sprzedaje jako wyrób własny. Ale często wygląda to zupełnie zwyczajnie. Pracodawca zatrudnia inwalidów i dostaje fundusze z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, czasami ulgę w podatku VAT. A niepełnosprawny siedzi cicho i nabija statystykę. – I boi się narzekać, bo jak ma umowę na pół roku, to w każdej chwili może stracić pracę – mówi Andrzej Szałach, przewodniczący Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Osób Niesprawnych Ruchowo. – Najczęściej pracodawcy nie przestrzegają czasu pracy. Jeżeli ktoś chce wyjść o przewidzianej w umowie porze, to daje mu się do zrozumienia, że źle robi. I raczej trudno zakładać, że w najbliższym czasie coś się zmieni. W zakładach pracy chronionej nie ma związków zawodowych, bo żaden prywatny pracodawca by na to nie pozwolił. – 860 tys. niepełnosprawnych ma pracę? A kto tak zawyża statystyki? Jeszcze niedawno pracowało 14 tys. niewidomych. Teraz może jakieś 3 tys. – dziwi się Kazimierz Lemańczyk, prezes Zakładu Pracy dla Niewidomych w Warszawie. On też o swoich pracownikach mówi, że to szczęściarze, bo w innych zakładach zwalniają, a tutaj mają i pracę, i dobre warunki. No i nikt inwalidów nie upokarza. Dzianina z koniakiem – Większość niepełnosprawnych jest zrezygnowana. Przez lata nikt im nie pomagał. Zamiast tego wmawiano im, żeby nie szukali pracy, bo i tak nic z tego nie będzie – mówi Andrzej Szałach. – A przecież z prawie 5 mln niepełnosprawnych blisko 2 mln mogłoby bez większych problemów podjąć pracę. Niedawno głośno było o akcji krakowskiej policji, dzięki której pracę przy biurku i komputerze znalazło tysiąc niepełnosprawnych. A co z urzędami pracy? Problem w tym, że są one jak warowne twierdze. Krawężnik, schody, wąskie drzwi i znowu schody. – Zdrowy człowiek nawet nie wyobraża sobie, jak trudne może być poszukiwanie pracy! – mówią niepełnosprawni. Gdy chce się coś zmienić, nagle pojawia się konserwator i oznajmia, że nie życzy sobie windy przy zabytkowej kamienicy. A urzędnicy oburzają się, gdy za często dzwoni domofon i ktoś co chwila prosi o pomoc przy wniesieniu wózka. – Co tu się dziwić ludziom, skoro ustawa o zatrudnieniu i rehabilitacji osób niepełnosprawnych z 1997 r. sama potrzebuje pomocy – dodaje Andrzej Szałach. – Było już w niej 17 zmian. Teraz szykuje się kolejna. Taka kaleka ustawa, której dorabia się kolejną protezę. Łatwo się w tym wszystkim pogubić! I coś w tym jest, bo wielu pracodawcom, którzy dopiero zaczynają swoją działalność, wydaje się, że kiedy zatrudnią niepełnosprawnego, to coś zyskają. Potem są zaskoczeni, że muszą dokładać do interesu. Dłuższe urlopy, krótsze godziny pracy. A zakłady pracy chronionej? Tych jest stanowczo za mało. W 2001 r. było ich 3181. To prawie o 100 mniej niż w 2000 r. W jednym z nich, przy ul. 29 listopada w Warszawie, pracuje 100 osób, z czego 77 to niewidomi lub niedowidzący. – Jeszcze kilkanaście lat temu zatrudnialiśmy ponad 360 osób. Teraz to nierealne – wspomina prezes zakładu. – Kiedyś wystarczało mieć surowiec, to i pracy było dosyć. Nasze dzianiny szły jak świeże bułeczki! Klienci z koniakiem przychodzili, żeby coś kupić. Teraz to my musimy dokładać do każdej sprzedanej sztuki. Od rana praca przy dziewiarskich krosnach rusza pełną parą. Maszyny robią sporo hałasu. Między nimi krząta się brygadzistka. – Najpierw tak i tak, potem tę gałkę tu, a tę tu. A dalej już raz za razem, żeby było równo – instruuje cierpliwie niewidomego mężczyznę i przesuwa jego dłońmi po maszynie. W innej sali stoją komputery. Przy telemarketingu pracują fachowcy,









