Traktaty zawarte przy europejskich stołach rokowań skazały irackich Kurdów na zagładę lub tułaczkę To mógłby być zupełnie zwyczajny marcowy dzień, gdyby nie te małe samoloty. Słońce wstało tak samo jak zwykle i tylko one, krążąc uparcie nad Halabdżą, nie dawały Mohammedowi spokoju. Choć miał zaledwie sześć lat, wiedział, że zwiastują coś niedobrego. Odgłosy wojny Z dzieciństwa najlepiej pamięta rozdzierający niebo huk. I te pełne strachu minuty, gdy ile sił w nogach pędził do schronu. Choć Mohammed miał troskliwych rodziców, którzy starali się zapewnić dzieciom wszystko, czego potrzebowały, dziś o wiele łatwiej mu przywołać wspomnienia podszyte lękiem niż beztroskie chwile dzieciństwa. – Gdyby mnie zapytano, jaki dźwięk towarzyszy moim najwcześniejszym wspomnieniom, odpowiedziałbym chyba, że to huk bomb – wyznaje. Być może ten sam dźwięk słyszała jego matka, wydając go na świat. Był luty 1982 r., trwała wojna iracko-irańska, a ziemia, którą matka nazywała ojczyzną, podzielona była między zwaśnione kraje. Ona i jej mąż pochodzili z górskiej wsi w regionie Hewraman, którego wschodnia część należała do Iranu, a zachodnia – ta, w której przyszło im żyć – znajdowała się w granicach Iraku. Wystarczył krótki spacer, by z ich rodzinnego domu dostać się do Iranu. Zresztą zanim Saddam wypowiedział ajatollahowi Chomeiniemu wojnę, granica nie miała dla nich większego znaczenia, po jej przekroczeniu nadal byli wśród swoich – Kurdów, mówiących w dialekcie Hewrami. To zawarte przy europejskich stołach rokowań traktaty sprawiły, że losy żyjących po przeciwnych stronach granicy Kurdów potoczyły się odmiennie. Rodzinna tułaczka rozpoczęła się jeszcze przed narodzinami Mohammeda, gdy mieszkańców regionu dotknęły przymusowe przesiedlenia. Mieli jednak szczęście – ojciec dostał pracę w departamencie wodnym Halabdży, zamiast więc w jednym z otaczających ją obozów mogli zamieszkać w mieście. Wybudowali tam dom i powitali na świecie kolejnych potomków. Wybuch wojny, w trakcie której zamieszkane przez Kurdów tereny znalazły się na linii frontu, nie pozwolił im zbyt długo cieszyć się spokojem. Mimo wsparcia międzynarodowego, jakie w tej wojnie otrzymywał Irak, dwa lata po jej rozpoczęciu irańskie wojska zaczęły odnosić sukcesy. Z pewnością przyczynił się do tego sojusz zawarty przez Persów z irackimi Kurdami, dla których układ ten był korzystny, gdyż u schyłku konfliktu większość terenów wiejskich irackiego Kurdystanu znalazła się pod kontrolą sił peszmergów, czyli kurdyjskich bojowników. Wyzwolenie Halabdży Kurdowie świętowali 15 marca 1988 r. Ich radość trwała jednak bardzo krótko. Sześcioletni Mohammed nie rozumiał jeszcze zawiłości politycznych. Wiedział za to, że niedaleko jego domu znajdowały się bazy wojskowe. Jak mógłby nie wiedzieć, skoro podczas zabawy regularnie słyszał świszczący odgłos wystrzeliwanych pocisków? Bał się. Nawet jeśli pociski wymierzone były w cele wojskowe, on nie mógł przewidzieć, gdzie spadną. Schrony jak komory gazowe Duża kurdyjska rodzina zawsze trzyma się razem, również podczas wojny. Także wtedy, w roku 1988, gdy odwiedzali ich krewni, dorośli powoli sączyli herbatę – tak słodką, jakby liczyli, że jej smak zabije gorycz wojennej zawieruchy – a Mohammed bawił się na podwórku z kuzynami. Kiedy ich zabawę przerywał huk, chłopcy zrywali się gwałtownie, aby jak najszybciej ukryć się w schronie. Pobiegli również tamtego dnia – 16 marca 1988 r. Rano słońce wstało jak zwykle i tylko małe samoloty uparcie krążące nad Halabdżą nie dawały Mohammedowi spokoju. Były inne niż bombowce, które wcześniej panoszyły się nad miastem. Czarne i niewielkie – a może po prostu tak zarejestrowała je jego dziecięca pamięć? Mohammed czuł, że zwiastują coś niedobrego. Słysząc potworny huk i trzask wybitych szyb, kuzyni ile sił w nogach popędzili do schronu. Z ukrycia słyszeli złowieszczy pomruk, a później łoskot. A także płacz, krzyki i modlitwy do Boga. Wśród lamentu i wrzasków spędzili dziesiątki, a może setki minut – wystarczająco długo, by mali chłopcy czuli zniecierpliwienie, a w każdym razie czuliby, gdyby nie przyćmił go strach. Tamtego dnia nawet dorośli musieli się bać. Strach nie zdołał ich jednak sparaliżować. Myśli skoncentrowały się










