Lato na haju

Lato na haju

Z kilkudziesięciu tysięcy ciężko uzależnionych narkomanów z nałogu uda się wyprowadzić jedną trzecią. Reszta umrze… Był późny wieczór. Leżącego na głównej ulicy 18-latka znalazł policyjny patrol. Chłopak sprawiał wrażenie kompletnie pijanego, choć nie czuć było od niego alkoholu. – Nie awanturował się, więc policjanci zawieźli go do domu – tłumaczył później rzecznik brodnickiej policji. Chłopca odebrała matka i położyła do łóżka. Rano znalazła go martwego. W lokalnej prasie spekulowano, że za śmierć chłopaka odpowiadali policjanci. Nastolatek miał zostać przez nich brutalnie spałowany. Niezdrową atmosferę wokół zgonu rozwiała sekcja zwłok – chłopak zmarł na skutek przedawkowania narkotyków. Na pogrzebie zjawiła się połowa liceum zmarłego oraz mnóstwo uczniów z pobliskiego gimnazjum. I to wówczas wyszło na jaw, że tłum nie przyszedł pożegnać znajomego, kolegi czy przyjaciela, ale najlepszego w okolicy dilera narkotyków. Kolesia, bez którego nie było mowy o tym, by młodzi mogli zorganizować udaną imprezę. Zabawa, nie bunt – Dzisiejszy narkoman, jeśli nie należy do grupy najciężej uzależnionych, jest czysty, zadbany i nie ma okaleczonego ciała – mówi prof. Jolanta Rogala-Obłękowska z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. – Nie w jego zewnętrznym wizerunku zawiera się jednak istota zmian, do których doszło w ostatnich kilkunastu latach.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2003, 27/2003

Kategorie: Kraj