Pechowa sekwencja zdarzeń

Pechowa sekwencja zdarzeń

MILITARY GROUND ALABINO, MOSCOW OBLAST, RUSSIA - Aug 24, 2017: Russian tracked launch vehicle of the S-300 air defense missile system (SA-10 Grumble) with raised missiles, military forum ARMY-2017

Rakietowy incydent przestraszył Polaków i rozpalił dyskusje o jakości obrony przeciwlotniczej Była godz. 15.40 we wtorek 15 listopada, gdy w Przewodowie – przygranicznej gminie w powiecie hrubieszowskim – coś eksplodowało. Mieszkańcy usłyszeli dwa wybuchy, jeden z rolników nagrał krótki filmik, na którym widać unoszący się w oddali słup czarnego dymu. Ale wtedy było to jeszcze wydarzenie mocno lokalne. Dramat rozegrał się w oddalonej od zabudowań suszarni zbóż. Wysłani do akcji strażacy spodziewali się pożaru wywołanego pyłami ze składowanego surowca. Na miejscu okazało się, że nie ucierpiał żaden budynek ani silos, a coś dziwnego wydarzyło się przy wadze osiowej, służącej do rozliczeń między właścicielem suszarni a dostawcami zbóż. Zdumiewająca dyskrecja Miejscowi szybko ustalili, co zaszło. O godz. 17.02 pan Paweł, mieszkaniec gminy, zamieścił na Facebooku post: „Właśnie spadła pierwsza rakieta na polskie terytorium. Lipina koło Przewodowa (…). Dwie osoby zginęły – obsługujące suszarnię. Dane sprzed chwili”. Wpis wisiał zaledwie kilkadziesiąt minut – o 17.53 autor zamieścił kolejną wiadomość: „Ze względów wiadomych zlikwidowałem posta. Ci, co zdążyli przeczytać, wiedzą. Albo dzisiaj wieczorem będzie szum, albo blokada informacyjna”. Mężczyzna miał rację – władze RP wybrały opcję blokady. Lecz wiadomość i tak wędrowała w świat. O godz. 17.18 napisał do mnie Czytelnik. Użył komunikatora internetowego, wklejając screen wpisu pana Pawła, z którym łączy go bliska znajomość. „Cooo?”, pytał. „Nic nie wiem, wygląda na fejk”, odpowiedziałem. Nie był to pierwszy sensacyjnie brzmiący donos, który pojawił się w naszej przestrzeni informacyjnej. Z dezinformującymi wrzutkami Rosjan czy z historiami preparowanymi „dla zabawy” przez „jajcarzy” zetknąć się można niemal w każdym tygodniu po 24 lutego. Czasem wynika z nich, że wojna lada moment przetoczy się na naszą stronę granicy. Na kilkadziesiąt minut zignorowałem temat, ale nie dawał mi spokoju. Tuż przed godz. 18 zadzwoniłem do jednego z generałów Wojska Polskiego. „Mamy wojnę z Rosją?”, zapytałem prowokacyjnie. „Marcin, coś przyleciało ze wschodu. Wybacz, ale nie mam czasu rozmawiać. Nie pisz nic, proszę, dopóki nie będzie oficjalnego komunikatu”, usłyszałem. Potem nastąpiła „cisza w eterze”. Trudno było złapać kogokolwiek, kto mógłby coś wiedzieć i przede wszystkim powiedzieć. Rzecznik prasowy rządu Piotr Müller zapowiedział nadzwyczajne posiedzenie komitetu bezpieczeństwa i choć internet huczał już od plotek, żaden z oficjeli aż do późnych godzin wieczornych pary z ust nie puścił. Była to zdumiewająca dyskrecja jak na polskie standardy. Marnotrawstwo wynikłe z biedy Ciąg dalszy historii znamy. Dość napisać, że późnowieczorne wystąpienie prezydenta Dudy rozwiało najpoważniejsze obawy. Polska nie została zaatakowana, co przez chwilę – za sprawą panicznych materiałów zachodnich agencji prasowych – wydawało się realnym scenariuszem. Rakieta, owszem, przyleciała, ale było to niezamierzone działanie. Radzieckie i rosyjskie systemy nie słyną z przesadnej celności, bywają też awaryjne. Tymczasem obie strony konfliktu używają ich w sporych ilościach, także w rejonach graniczących z Polską. Wdarcie się jakiegoś intruza w naszą przestrzeń powietrzną było tylko kwestią czasu. Szczerze mówiąc, zaskakuje fakt, że stało się to dopiero teraz. Gdy kończył się wtorek, opinia publiczna nie wiedziała jeszcze, czy „zbłąkana” rakieta została wystrzelona przez Rosjan, czy przez Ukraińców. Zidentyfikowane szczątki wskazywały, że w Przewodowie upadła antyrakieta S-300, nie zaś jeden z pocisków manewrujących, np. Kalibr, używanych do bombardowania ukraińskich miast. Lecz to nie przesądzało sprawy. Dlaczego? Radzieckie/rosyjskie S-300 nie mają wielkiej głowicy i dużego zasięgu. 100-150 kg ładunku wybuchowego wystarczy, by zniszczyć nadlatujący obiekt, co zwykle odbywa się na wysokości kilkuset metrów, w odległości kilkunastu-kilkudziesięciu kilometrów od wyrzutni. Ale S-300 można również używać w trybie ziemia-ziemia. Próbować niszczyć za ich pomocą budynki, elementy infrastruktury, skoncentrowaną siłę żywą. To kosztowne i mało efektywne, bo zasięg rakiety nie przekracza 200 km, a wielkość głowicy ogranicza skuteczność rażenia (trzeba zatem wystrzelić wiele rakiet). No ale, „jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma”. W arsenale armii rosyjskiej próżno szukać dużych zapasów pocisków manewrujących i rakiet dalekiego zasięgu. Takich, które lecą 1,5-2 tys. km i mają niemal półtonową głowicę. Uzupełnienie ubytków nie jest obecnie możliwe z braku dostępu do zachodnich podzespołów,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 48/2022

Kategorie: Kraj